Kilkukrotnie
na blogu dałam już upust dla mojej sympatii do filmów prezentowanych na
festiwalu Sundance (kolejna edycja właśnie trwa a nas reprezentuje Jacek Borcuch
z filmem Nielotne). Wydaje się, że
dziś ten festiwal wyznacza trendy, kreuje prawdziwe gwiazdy – reżyserów i
aktorów których nazwiska może nic nie znaczą, ale których praca jest czasem
stokroć lepsza od hollywoodzkiej konkurencji. A potem wyrastają oni i tak na
najlepszych hollywoodzkich reżyserów (warto wymienić choćby Tarantino, braci
Coen czy Jima Jarmuscha). W ubiegłym roku festiwal wygrał film Benha Zeitlina Bestie z południowych krain. Czy ktoś mógł się jednak spodziewać, że ten
tytuł zgarnie też 4 nominacje do Oscarów? To się nie zdarza często (ostatnio Hej Skarbie i Do szpiku kości). W dodatku do aktorskiej nagrody nominowana jest
9-letnia Quvenzhané Wallis, co oznacza że jest ona najmłodszą nominowaną w
historii. Po takiej aprobacie dla filmu nie pozostało mi nic innego jak
zmierzyć się z Bestiami... I sama nie
wiem, co mam o nich myśleć.
Akcja
Bestii… dzieje się u progu katastrofy
ekologicznej. Malowniczą dzicz zalewa ogromna powódź. Topniejące lodowce
obudziły uśpione do tej pory bestie. Dla małej Hushpuppy zaczyna się prawdziwa
walka o przetrwanie. Nie ma mamy, a jej ojca, Winka, dopada choroba. Świadom tego,
że wkrótce zostawi córkę samą, funduje jej twarde wychowanie oparte na krzyku i
wydawaniu rozkazów. Ten film to jednak coś więcej niż mająca nas wzruszyć
historia półsieroty skazanej na samą siebie. To połączenie zaangażowanego społecznie
dramatu z kinem katastroficznym, ale obydwa te gatunki nie są tu przedstawione
typowo. Świat Hushpuppy to śmierdząca kolonia, leśne obozowisko, którego
mieszkańcy nie wylewają bynajmniej za kołnierz. Miejsce, w którym jak się
wydaje nie powinno dorastać żadne dziecko. Jednak mieszkańców Bathtub, bo tak
nazywa się odcięta od reszty świata wioska, łączą więzi, które można by
określić „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Są wielką, zjednoczoną, ale
dysfunkcyjną rodziną. Pokazanie takiego właśnie stylu życia w sposób, który można
by nazwać gloryfikującym, nie do końca mi się podoba. Mieszkańcy Bathtub nie
chcą sobie dać pomóc, są poniekąd dzikusami i dzikusami chcą pozostać, bo tak
jest im dobrze i czują się w ten sposób szczęśliwi. Pean na cześć wolności? O tak,
ale nie do końca mnie przekonujący. Reżyser nie pozwala nam zrozumieć swoich
postaci, ich motywacji i postępowania. Być może te niedomówienia są celowe. Dużą
zaletą filmu jest bowiem to, że można go odebrać na kilka sposobów. Głównym kluczem
do interpretacji są tytułowe bestie. Te występują tu co najmniej pod trzema
postaciami. Pierwsze to prawdziwe bestie, które stanowią zagrożenie dla
Bathtub. Jednocześnie są one ucieleśnieniem lęków i smutków Hushpuppy tęskniącej
za matką i obawiającej się śmierci ojca. I w końcu bestie, w które powinien się
zmienić każdy z nas. Wydaje się, że przesłanie Zeitlina jest jasne – by przetrwać,
musisz mieć w sobie coś z bestii. Tego uczy Wink Hushpuppy, a dobry przykład
daje je cała kolonia wojowników.
Choć
większość osób pisze o Bestiach…jako
o filmie nastrajającym bardzo pozytywnie, ja czułam się po seansie raczej
zdołowana niż podniesiona na duchu. Płynąca z offu narracja Hushpuppy dodatkowo
mnie przygnębiła jej dziecięcą, naiwną perspektywą patrzenia na świat. Nie wiem
jakie było zamierzenie, ale dla mnie to bardzo smutny film.
Na
koniec kilka słów o stronie technicznej. Trudno nie polubić dostrzeżonej przez
krytyków i Akademię kilkuletniej Quvenzhané Wallis, którą cechuje ogromna
charyzma i naprawdę bogate umiejętności aktorskie. Dziewczynka doskonale
poradziła sobie z odegraniem bardzo różnorodnych uczuć. Reszta aktorów to w
głównej mierze również naturszczycy, co przy tematyce filmu wydaje się być
strzałem w dziesiątkę. Benh Zeitlin odwalił kupę roboty – nie dość że sam napisał
wyróżniający się scenariusz i sprawnie wyreżyserował swój film, to jeszcze
skomponował do niego cudowną ścieżkę dźwiękową, która jak dla mnie jest
najlepszym elementem Bestii... Najsłabszym pozostaje chyba nieznośnie drżąca przez
większą część filmu kamera. To taki wyznacznik filmu niezależnego, którego nie
wiedzieć czemu filmowcy bardzo lubią nadużywać.
Ostatecznie,
czy polecam Bestie z południowych krain?
Na pewno to może być ciekawy seans, ciekawe przeżycie. Dla mnie to było
spotkanie z czymś, czego do tej pory w kinie nie widziałam. Do tego stopnia, że
podczas oglądania przez moją głowę przemykało pytanie: „Co to, k…, ma być?” Oryginalny
pomysł, niebanalna historia, którą na pewno Zeitlin zapisze się w historii
filmu. Film inny od wszystkich, trochę dziwny, ale warto go poznać.
Moja
ocena: 7/10
byłem zachwycony tym filmem. W dużej mierze pociągnięty został przez grę aktorów i klimat tej opowieści, ale choć po kilku miesiącach wrażenie już trochę się zatarło i do Oscara bym pewnie bym go nie nominował, to sympatia pozostała. To trochę jak z Nietykalnymi
OdpowiedzUsuńJa będę też go pewnie długo pamiętać, ale czy z sympatią...Też bym go do Oscara nie nominowała, ale to chyba wyróżnienie za tą oryginalność. Myślę jednak, że przynajmniej jedną nagrodę dostanie. Nietykalnych nie widziałam, ale dziwi mnie, że nie ma ich wśród nominowanych, bo było o nich tak głośno. Ale i tak z pewnością nadrobię.
UsuńTeż właśnie skończyłam notkę na temat "Bestii..." i nawet taką samą ocenę wystawiłam. ;)
OdpowiedzUsuńMałą aktorką jestem zachwycona, film też mi się podobał, choć bez zachwytów. Oscara bym mu nie dała. ;)
Ja właśnie nawet do końca nie wiem czy on mi się podobał. Dobrze oceniam całą pracę, jaką przy nim wykonano, ale szczerze mówiąc, nie mam ochoty oglądać go ponownie.
UsuńBardzo lubię takie kino, chociaż nie często mam okazje je oglądać.
OdpowiedzUsuńtego typu filmów przeważnie trzeba się naszukać, nie każdy trafia do Polski, bo też nie każdy widocznie ma taki marketing
Usuń„Co to, k…, ma być?” tak właśnie sobie pomyślałam i po 15 minutach dałam sobie spokój. Niby chciałabym obejrzeć dalej, ale jakoś nie garnę się specjalnie do tego. Dobrze jednak, że poszłam [choć b. chciałam] do kina na to, bo chyba nie tego oczekiwałam.
OdpowiedzUsuńMnie film również specjalnie nie porwał, do tego był bardzo przygnebiajacy. Mimo to doceniam małą aktorkę. Dla mnie to jednak za malo i dalam chyba 6. Jakos nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńJa też się poprawiałam i obejrzałam do końca. Całe szczęście, że ten film trwał tylko 1,5 h, bo inaczej dałabym jeszcze niższą notę. Ostatecznie daje też 6/10 i w ogóle nie kapuje nominacji do Oscara za najlepszy film. Dla mnie film jest pokrętny, dziwny i niejasny. Muzyka jedynie rewelacja, a mała aktoreczka przecudna i przeurocza - tylko dla niej warto obejrzeć ten film.
UsuńJa się staram zawsze docenić wszystkie składowe filmu, a nie tylko brać pod uwagę emocje jakie we mnie wywołuje, i wyszło mi, że w sumie na 7 zasługuje. Ale to tak z dobroci serca ;)
UsuńJak na debiutanta Zeitlin spisał się lepiej niż świetnie. Też jak Ty zwróciłem uwagę na tę wyśmienitą muzykę w jego wykonaniu, która bardzo szybko wpada w ucho i pozytywnie nastraja.
OdpowiedzUsuńDziwne jednak, że po takim filmie czułaś się zdołowana. Dla mnie to właśnie kwintesencja pozytywnego patrzenia na świat, pochwała siły i pewności siebie. Pokazana w prosty i niewymuszony sposób. Cóż w tym smutnego?
Owszem, film ma też swoje minusy, szczególnie rzucają się w oczy te niedomówienia. Ale mimo wszystko Bestie to dla mnie jedna z najlepszych produkcji 2012 roku.
Pozdrawiam
Co mnie smuciło? Chociażby to, że taka mała dziewczynka, która powinna wieść póki co beztroskie życie i bawić się z rówieśnikami, musi już zachowywać się jak dorosła. Żyje w warunkach, które nie pozwalają jej cieszyć się dzieciństwem z jego wszystkimi urokami. Więcej w jej życiu smutku niż radości: ojciec ciągle krzyczy, matka ją zostawiła, na końcu ojciec umiera...Nie wiem, może jestem zbyt wrażliwa ;)
UsuńNo jasne, ale takie jest niestety życie (oczywiście nie w każdym przypadku), że jednak często dzieciństwo zostaje szybko rozerwane i trzeba nauczyć się żyć. Nie raz przecież dzieci tracą rodziców i nagle wszystko się kończy. A ten film pokazuje pozytywne spojrzenie na ten fakt, pokazuje, jak sobie radzić w tych trudnych warunkach, jak radzić sobie ze smutkiem. Owszem, to tylko film, w życiu tym bardziej nie będzie tak łatwo i kolorowo, ale moim zdaniem przesłanie jest jak najbardziej pozytywne:)
UsuńPrzesłanie, owszem, może jest pozytywne [tak ma być chyba odebrane przez nas zakończenie], tyle że ja po prostu go tak nie odbieram. Nic na to nie poradzę ;)
UsuńPodobała mi się dziwność tego filmu. Specyficzny klimat, który kojarzy mi się z niezależnymi "festiwalowymi" filmami i budzi wspomnienia z letnich podróży festiwalowych właśnie :). To przenikanie się elementów gatunkowych (a nawet ich płynne łączenie). Muzyka. Kolory. Aktorstwo małej Quvenzhané Wallis. I to, że ten film dla każdego może być o czymś innym.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)