24.01.2013

Bestie z południowych krain (reż. B. Zeitlin, 2012)



Kilkukrotnie na blogu dałam już upust dla mojej sympatii do filmów prezentowanych na festiwalu Sundance (kolejna edycja właśnie trwa a nas reprezentuje Jacek Borcuch z filmem Nielotne). Wydaje się, że dziś ten festiwal wyznacza trendy, kreuje prawdziwe gwiazdy – reżyserów i aktorów których nazwiska może nic nie znaczą, ale których praca jest czasem stokroć lepsza od hollywoodzkiej konkurencji. A potem wyrastają oni i tak na najlepszych hollywoodzkich reżyserów (warto wymienić choćby Tarantino, braci Coen czy Jima Jarmuscha). W ubiegłym roku festiwal wygrał film Benha Zeitlina Bestie z południowych krain. Czy ktoś mógł się jednak spodziewać, że ten tytuł zgarnie też 4 nominacje do Oscarów? To się nie zdarza często (ostatnio Hej Skarbie i Do szpiku kości). W dodatku do aktorskiej nagrody nominowana jest 9-letnia Quvenzhané Wallis, co oznacza że jest ona najmłodszą nominowaną w historii. Po takiej aprobacie dla filmu nie pozostało mi nic innego jak zmierzyć się z Bestiami... I sama nie wiem, co mam o nich myśleć.

Akcja Bestii… dzieje się u progu katastrofy ekologicznej. Malowniczą dzicz zalewa ogromna powódź. Topniejące lodowce obudziły uśpione do tej pory bestie. Dla małej Hushpuppy zaczyna się prawdziwa walka o przetrwanie. Nie ma mamy, a jej ojca, Winka, dopada choroba. Świadom tego, że wkrótce zostawi córkę samą, funduje jej twarde wychowanie oparte na krzyku i wydawaniu rozkazów. Ten film to jednak coś więcej niż mająca nas wzruszyć historia półsieroty skazanej na samą siebie. To połączenie zaangażowanego społecznie dramatu z kinem katastroficznym, ale obydwa te gatunki nie są tu przedstawione typowo. Świat Hushpuppy to śmierdząca kolonia, leśne obozowisko, którego mieszkańcy nie wylewają bynajmniej za kołnierz. Miejsce, w którym jak się wydaje nie powinno dorastać żadne dziecko. Jednak mieszkańców Bathtub, bo tak nazywa się odcięta od reszty świata wioska, łączą więzi, które można by określić „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Są wielką, zjednoczoną, ale dysfunkcyjną rodziną. Pokazanie takiego właśnie stylu życia w sposób, który można by nazwać gloryfikującym, nie do końca mi się podoba. Mieszkańcy Bathtub nie chcą sobie dać pomóc, są poniekąd dzikusami i dzikusami chcą pozostać, bo tak jest im dobrze i czują się w ten sposób szczęśliwi. Pean na cześć wolności? O tak, ale nie do końca mnie przekonujący. Reżyser nie pozwala nam zrozumieć swoich postaci, ich motywacji i postępowania. Być może te niedomówienia są celowe. Dużą zaletą filmu jest bowiem to, że można go odebrać na kilka sposobów. Głównym kluczem do interpretacji są tytułowe bestie. Te występują tu co najmniej pod trzema postaciami. Pierwsze to prawdziwe bestie, które stanowią zagrożenie dla Bathtub. Jednocześnie są one ucieleśnieniem lęków i smutków Hushpuppy tęskniącej za matką i obawiającej się śmierci ojca. I w końcu bestie, w które powinien się zmienić każdy z nas. Wydaje się, że przesłanie Zeitlina jest jasne – by przetrwać, musisz mieć w sobie coś z bestii. Tego uczy Wink Hushpuppy, a dobry przykład daje je cała kolonia wojowników.


Choć większość osób pisze o Bestiach…jako o filmie nastrajającym bardzo pozytywnie, ja czułam się po seansie raczej zdołowana niż podniesiona na duchu. Płynąca z offu narracja Hushpuppy dodatkowo mnie przygnębiła jej dziecięcą, naiwną perspektywą patrzenia na świat. Nie wiem jakie było zamierzenie, ale dla mnie to bardzo smutny film.

Na koniec kilka słów o stronie technicznej. Trudno nie polubić dostrzeżonej przez krytyków i Akademię kilkuletniej Quvenzhané Wallis, którą cechuje ogromna charyzma i naprawdę bogate umiejętności aktorskie. Dziewczynka doskonale poradziła sobie z odegraniem bardzo różnorodnych uczuć. Reszta aktorów to w głównej mierze również naturszczycy, co przy tematyce filmu wydaje się być strzałem w dziesiątkę. Benh Zeitlin odwalił kupę roboty – nie dość że sam napisał wyróżniający się scenariusz i sprawnie wyreżyserował swój film, to jeszcze skomponował do niego cudowną ścieżkę dźwiękową, która jak dla mnie jest najlepszym elementem Bestii... Najsłabszym pozostaje chyba nieznośnie drżąca przez większą część filmu kamera. To taki wyznacznik filmu niezależnego, którego nie wiedzieć czemu filmowcy bardzo lubią nadużywać.


Ostatecznie, czy polecam Bestie z południowych krain? Na pewno to może być ciekawy seans, ciekawe przeżycie. Dla mnie to było spotkanie z czymś, czego do tej pory w kinie nie widziałam. Do tego stopnia, że podczas oglądania przez moją głowę przemykało pytanie: „Co to, k…, ma być?” Oryginalny pomysł, niebanalna historia, którą na pewno Zeitlin zapisze się w historii filmu. Film inny od wszystkich, trochę dziwny, ale warto go poznać.

Moja ocena: 7/10

15 komentarzy:

  1. byłem zachwycony tym filmem. W dużej mierze pociągnięty został przez grę aktorów i klimat tej opowieści, ale choć po kilku miesiącach wrażenie już trochę się zatarło i do Oscara bym pewnie bym go nie nominował, to sympatia pozostała. To trochę jak z Nietykalnymi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja będę też go pewnie długo pamiętać, ale czy z sympatią...Też bym go do Oscara nie nominowała, ale to chyba wyróżnienie za tą oryginalność. Myślę jednak, że przynajmniej jedną nagrodę dostanie. Nietykalnych nie widziałam, ale dziwi mnie, że nie ma ich wśród nominowanych, bo było o nich tak głośno. Ale i tak z pewnością nadrobię.

      Usuń
  2. Też właśnie skończyłam notkę na temat "Bestii..." i nawet taką samą ocenę wystawiłam. ;)

    Małą aktorką jestem zachwycona, film też mi się podobał, choć bez zachwytów. Oscara bym mu nie dała. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie nawet do końca nie wiem czy on mi się podobał. Dobrze oceniam całą pracę, jaką przy nim wykonano, ale szczerze mówiąc, nie mam ochoty oglądać go ponownie.

      Usuń
  3. Bardzo lubię takie kino, chociaż nie często mam okazje je oglądać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tego typu filmów przeważnie trzeba się naszukać, nie każdy trafia do Polski, bo też nie każdy widocznie ma taki marketing

      Usuń
  4. „Co to, k…, ma być?” tak właśnie sobie pomyślałam i po 15 minutach dałam sobie spokój. Niby chciałabym obejrzeć dalej, ale jakoś nie garnę się specjalnie do tego. Dobrze jednak, że poszłam [choć b. chciałam] do kina na to, bo chyba nie tego oczekiwałam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie film również specjalnie nie porwał, do tego był bardzo przygnebiajacy. Mimo to doceniam małą aktorkę. Dla mnie to jednak za malo i dalam chyba 6. Jakos nie moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się poprawiałam i obejrzałam do końca. Całe szczęście, że ten film trwał tylko 1,5 h, bo inaczej dałabym jeszcze niższą notę. Ostatecznie daje też 6/10 i w ogóle nie kapuje nominacji do Oscara za najlepszy film. Dla mnie film jest pokrętny, dziwny i niejasny. Muzyka jedynie rewelacja, a mała aktoreczka przecudna i przeurocza - tylko dla niej warto obejrzeć ten film.

      Usuń
    2. Ja się staram zawsze docenić wszystkie składowe filmu, a nie tylko brać pod uwagę emocje jakie we mnie wywołuje, i wyszło mi, że w sumie na 7 zasługuje. Ale to tak z dobroci serca ;)

      Usuń
  6. Jak na debiutanta Zeitlin spisał się lepiej niż świetnie. Też jak Ty zwróciłem uwagę na tę wyśmienitą muzykę w jego wykonaniu, która bardzo szybko wpada w ucho i pozytywnie nastraja.
    Dziwne jednak, że po takim filmie czułaś się zdołowana. Dla mnie to właśnie kwintesencja pozytywnego patrzenia na świat, pochwała siły i pewności siebie. Pokazana w prosty i niewymuszony sposób. Cóż w tym smutnego?
    Owszem, film ma też swoje minusy, szczególnie rzucają się w oczy te niedomówienia. Ale mimo wszystko Bestie to dla mnie jedna z najlepszych produkcji 2012 roku.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co mnie smuciło? Chociażby to, że taka mała dziewczynka, która powinna wieść póki co beztroskie życie i bawić się z rówieśnikami, musi już zachowywać się jak dorosła. Żyje w warunkach, które nie pozwalają jej cieszyć się dzieciństwem z jego wszystkimi urokami. Więcej w jej życiu smutku niż radości: ojciec ciągle krzyczy, matka ją zostawiła, na końcu ojciec umiera...Nie wiem, może jestem zbyt wrażliwa ;)

      Usuń
    2. No jasne, ale takie jest niestety życie (oczywiście nie w każdym przypadku), że jednak często dzieciństwo zostaje szybko rozerwane i trzeba nauczyć się żyć. Nie raz przecież dzieci tracą rodziców i nagle wszystko się kończy. A ten film pokazuje pozytywne spojrzenie na ten fakt, pokazuje, jak sobie radzić w tych trudnych warunkach, jak radzić sobie ze smutkiem. Owszem, to tylko film, w życiu tym bardziej nie będzie tak łatwo i kolorowo, ale moim zdaniem przesłanie jest jak najbardziej pozytywne:)

      Usuń
    3. Przesłanie, owszem, może jest pozytywne [tak ma być chyba odebrane przez nas zakończenie], tyle że ja po prostu go tak nie odbieram. Nic na to nie poradzę ;)

      Usuń
  7. Podobała mi się dziwność tego filmu. Specyficzny klimat, który kojarzy mi się z niezależnymi "festiwalowymi" filmami i budzi wspomnienia z letnich podróży festiwalowych właśnie :). To przenikanie się elementów gatunkowych (a nawet ich płynne łączenie). Muzyka. Kolory. Aktorstwo małej Quvenzhané Wallis. I to, że ten film dla każdego może być o czymś innym.
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.