Póki
o serialu jest jeszcze głośno, dołączę się tym wpisem do chóralnych głosów
obwieszczających, że House of Cards warto obejrzeć. Warto, nawet jeśli nie lubi
się seriali politycznych. Mimo takiego właśnie gatunku, House of Cards jest
serialem zaskakująco wciągającym i w znacznej części odcinków nie nużącym. A to
za sprawą kilku kwestii:
- Kevin Spacey w
głównej roli. Jako Francis Underwood jest bezwzględnym politykiem, dążącym
bez skrupułów, także po trupach, do upragnionego celu, jakim jest posada
wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. Poznajemy Francisa w momencie, gdy
okazuje się, że nie dostał obiecanego mu stanowiska Sekretarza Stanu.
Francis nie jest człowiekiem, który coś takiego by zapomniał, wybaczył i
podarował. W jego głowie rodzi się już plan intrygi, zakrojonej na bardzo
szeroką skalę. Bezwzględność tego człowieka kłuje w oczy, a jednocześnie
jest przez nas akceptowalna. A to z kilku powodów: zburzenia tzw. czwartej
ściany czyli bezpośrednich zwrotów Francisa do nas, widzów, w których
niejako Francis tłumaczy swoje zachowanie, a także sposobu bycia bohatera
– jest na pozór uprzejmy, współczujący, po prostu miły. Aż chce się go
lubić. Dopóki się nie zobaczy, jak wykańcza stojące mu na drodze
przeszkody. Producenci serialu wykorzystali dobrze sprawdzony już patent
na anty-bohatera w głównej roli i się opłaciło – charyzmatyczny polityk
jest głównym powodem, dla którego siadamy i oglądamy kolejny odcinek.
- Ale ten polityk ma
też żonę – Claire. W tej roli znakomicie występuje Robin Wright, aktorka
moim zdaniem mało doceniana. Być może rola bardzo nieodgadnionej kobiety o
wielu twarzach przyniesie jej jakieś wyróżnienia. Mówi się póki co o tym, że Claire Underwood
to jedna z najlepiej ubranych bohaterek serialowych w historii telewizji.
Perfekcyjny wygląd to jedyne co jest pewne w przypadku Claire. Bo jej
moralność, pragnienia, sympatie są bardzo dwuznaczne. Claire jest chyba z
tego względu tak naprawdę najciekawszą postacią tego serialu.
- Dziennikarskie
śledztwo. Ok., może nie jest to stricte śledztwo, ale wątki z
dziennikarzami tropiącymi intrygi i afery zawsze są ciekawym dodatkiem w
serialach takich jak ten. Postać młodej dziennikarki Zoe Barnes jest też
ciekawa sama w sobie, bo oto dziewczyna, niezbyt poważnie traktowana w
swojej redakcji, trafia na temat, a przede wszystkim informatora, który
jest w stanie ustawić jej karierę na zupełnie innych torach. Zoe jest
nieznośną i denerwującą postacią, bo choć chciałoby jej się kibicować,
dziewczyna dokonuje niestety samych złych wyborów, podporządkowując swoje
życie całkowicie pracy.
- Małżeństwo Francisa i Claire. Francis zdradza Claire, Claire się na to zgadza, bo mąż robi to dla słusznej, w ich mniemaniu, sprawy. Claire trwa przy mężu, wspiera go, nie tylko psychicznie, ale też działaniami swojej firmy, a jednak nie widać między nimi miłości, czułości, nic emocjonalnego. Wygląda to niestety bardzo prawdziwie – takie związki w świecie polityki chyba są na porządku dziennym.
- Wielowymiarowość
postaci. Każda z postaci skrywa sekret, nikt nie jest taki jak wydaje się
nam na początku. Zaskakujące zwroty akcji sprawiają, że kolejne maski
zostają odsłonięte. Niejednoznaczne postaci również powodują, że serial
ogląda się w nieustannym napięciu.
Można
dodać jeszcze więcej: David Fincher za kamerą kilku pierwszych odcinków,
nawiązania do postaci szekspirowskich, pierwszy serial w całości wyprodukowany
dla telewizji internetowej…Choć wolę seriale lżejsze, cięższe tematy
zostawiając na kino, to jednak do House of Cards pewnie wrócę za rok, gdy
powstanie nowy sezon, bo to produkcja na bardzo wysokim poziomie, a zakończenie
zwiastuje, że nowa seria będzie równie, o ile nie bardziej, ciekawa.
Moja ocena: 8/10
Pierwsze słyszę, ale podoba mi się to co przeczytałam. Ciekawe czy jest szansa na zobaczenie w nas tego serialu. Pewnie gdzieś za 2 lata i to w najlepszym wypadku.
OdpowiedzUsuńDla mnie HoC to rewelacyjny serial, który gdzieś od połowy traci swój rozpęd. Mimo to, świetnie się go ogląda-bo obsada jest co tu dużo mówić świetna. Plus kwestie na które zwróciłaś uwagę również powodują, że tytuł jest wart uwagi (a co do Claire to do tej pory nie potrafię jej do końca rozgryźć).
OdpowiedzUsuńWłaśnie oglądam ostatni odcinek i jestem pod wielkim wrażeniem, fajnie że powstają jeszcze seriale na wysokim poziomie :)
OdpowiedzUsuńBrzmi obiecująco, wpisałam go na moją 'must see' listę.
OdpowiedzUsuńCzytając Twoje wpisy czuję się jakbym była u siebie hihi
OdpowiedzUsuńZaczęłam oglądać i nie mogę przestać! ciekawa opinia, dzięki :)
OdpowiedzUsuńJuż dla samego Kevina warto się skusić na ten serial :)
OdpowiedzUsuń