23.02.2011

Do szpiku kości (reż. D. Granik, 2010) i Prawdziwe męstwo (reż. J. i E. Coen, 2010))

Dziś jeszcze o dwóch filmach nominowanych w tym roku do Oscara.



Tytuł „Do szpiku kości” idealnie pasuje do zeszłorocznego zwycięzcy z Sundance. Nie dość, że ludzie, których portretuje są do szpiku kości źli, to do szpiku kości nas ten film przenika. Nie jest przesadą napisanie, że bije z niego chłód. Generalnie film ukazuje patologiczne środowisko amerykańskiej prowincji, gdzie życie kręci się wokół produkcji metamfetaminy, bo to jedyne z czego można wyżyć w tamtym rejonie. Tutaj powiedzenie „człowiek człowiekowi wilkiem” nabiera realnego znaczenia. Kiedy Ree (Jennifer Lawrence) wyrusza na wędrówkę w poszukiwaniu ojca , który musi się stawić na rozprawie o handel narkotykami, nikt z sąsiadów nie chce jej pomóc, nie chce udzielić żadnych informacji. A Ree musi odnaleźć ojca jak najszybciej – żywego lub martwego - inaczej jej rodzina straci dom i ziemię, na której mieszka. Tu każdy jednak martwi się o siebie, ludzie wydają się być pozbawieni moralności. Ponury to obraz i przygnębiający. Trudno nie zapłakać nad losem Ree. Na barkach 17-letniej dziewczyny jest dom, chora psychicznie matka, dwójka młodszego rodzeństwa. To film o gigantycznym poświęceniu, za które i tak nie dostanie się nic w zamian. Smutny wniosek z niego płynące jest taki, że Ree nie ma widoków na przyszłość. Nie ma nadziei, że coś się zmieni. Może dom zostanie, i ziemia zostanie, ale ludzie się nie zmienią, bieda nie zniknie. Chciałoby się uciec, ale nie ma dokąd. I najbardziej mnie przeraża, że takich miejsc jak to filmowe jest na świecie wiele. 


Uciekając od tej smutnej refleksji, chciałabym pochwalić Jennifer Lawrence. Nie bez powodu zrobiło się głośno o jej roli. Ktoś kto wpadł na pomysł, by śliczną blondynkę obsadzić w roli niezłomnej, zdeterminowanej dziewczyny patroszącej wiewiórki (uwaga osoby o słabych nerwach!) był naprawdę odważny. Ale osoba ta poznała się na młodej aktorce, bo dziewczyna ewidentnie ma talent. To kolejny z oscarowych filmów, gdzie cała uwaga widza zostaje skupiona na jednym bohaterze. Lawrence na ekranie robi duże wrażenie. Jej gra jest oszczędna w środkach: nie mówi dużo, ma nieodgadniony wyraz twarzy, jej mimika jest bardzo uboga, gesty i ruchy spokojne. Najwięcej chyba mówią jej smutne oczy. Wyrażają więcej niż tysiąc słów. Odbijają się w nich wszystkie emocje Ree i to się czuje.

Ten skromny film robi wrażenie także poprzez pokazanie innego oblicza Ameryki niż to z którym mamy do czynienia w serialach czy większości filmów. Ta Ameryka, którą tu widzimy jest odpychająca, a jej obraz jest bardzo sugestywny, gdyż zadbano o wszystkie istotne dla takiego odbioru detale jak wygląd postaci, scenografia czy same krajobrazy. Tym samym film ten ogląda się trochę jak dokument.

Z rzeczywistością natomiast niewiele ma wspólnego najnowszy film braci Coen "Prawdziwe męstwo," zdobywca aż 10 nominacji do tegorocznych nagród Akademii, czego osobiście pojąć nie mogę, ale jak zwykle wytłumaczenie może być proste: nie znam się i już. 



Film ogólnie nie jest zły, kłamać nie będę. Tylko jest taki nijaki, nie budzi większych emocji. Po pierwsze historia jest dla mnie niewiarygodna i to bardzo rzutowało na mój odbiór. Bo w filmie gra dziecko, które jest za mądre jak na swój wiek i w dodatku dorośli w tym filmie traktują to dziecko poważnie (dziecko to chce się zemścić na mordercy swojego ojca i do pomocy zatrudnia zapijaczonego szeryfa). Szczerze mówiąc sama nie wiem o co mi chodzi, bo w "Leonie Zawodowcu" i rozlicznych innych filmach mi to nie przeszkadzało, ale tutaj jakoś od samego początku 14-letnia Mattie bardzo mnie irytuje. Nie przeszkadza mi to jednak dostrzec, że grająca ją debiutantka Hailee Steinfeld ma talent o czym zresztą właśnie świadczy niechęć jaką wzbudziła we mnie jej bohaterka (choć po przeczytaniu wywiadu z tą dziewczynką mam wrażenie że jej samej też bym nie polubiła). Po drugie początek filmu jest strasznie nudny, aczkolwiek ratują go sceny targowania się Mattie o konie. Generalnie akcja w pozostałej części filmu też nie jest zbyt dynamiczna, ale może to specyfika westernów? Ja western widziałam wcześniej tylko jeden i był jeszcze gorszy (i nudniejszy) od tego, więc wiedzy w tym temacie nie mam żadnej. Rzekomo wspaniałe zdjęcia w ogóle mnie nie urzekły, ale może są one dobre z innych względów, nie estetycznych, których ja nie jestem w stanie dostrzec. Oprócz tego brak mi w filmie czegoś co by mnie poruszyło. Po napisach końcowych nie pojawiła się u mnie żadna refleksja. Powiecie, że to moja wina, widocznie nie dostrzegłam tego „czegoś”. A może za dużo wymagam. W każdym razie film ma też swoje mocne strony. Są to zwłaszcza dwaj panowie: świetny Jeff Bridges i Matt Damon, który pokazał, że potrafi zagrać kogoś innego niż klony Jasona Bourne’a. To oni są bohaterami scen komediowych, których jest w tym filmie całkiem sporo i są naprawdę bezpretensjonalnie zabawne. Mocną stroną "True Grit" są też dialogi, ale to chyba norma w przypadku braci Coen. A dobre dialogi to już połowa sukcesu. Według mnie więc sukces jest połowiczny, jestem trochę rozczarowana, ale mimo to nadal mam ochotę zapoznać się z takimi klasykami braci jak "Fargo" czy "Big Lebowski". 

Moja ocena to odpowiednio 8/10 i 7/10 

W najbliższym czasie na blogu: słów kilka o Natalie Portman, rozdanie moich własnych Oscarów i zachwyty nad "Zombielandem" :)

1 komentarz:

  1. Oglądałam całkiem niedawno TRUE GRIT i jak zobaczyłam w Twojej notce nazwisko "Matt Damon" to o mało z krzesła nie spadłam. Ale jaja nie poznałam go! A do gościa mam sentyment, żeby nie powiedzieć, że go uwielbiam. Podobnie uważam, że ciekawe i zabawne dialogi ratują ten film. Chyba oceniłam go tak samo jak Ty 7/10.
    Co innego "To nie jest kraj dla starych ludzi". Świetny, Oscar w pełni zasłużony.

    A "Do szpiku kości" w ramach mojego kina Oscarowego już od dawna mam na liście "zobaczyć".

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...