25.04.2012

Wichrowe Wzgórza (reż. A. Arnold, 2011)

Siostry Bronte nie mają szczęścia do ostatnich ekranizacji swoich największych powieści. Niedawno narzekałam na Jane Eyre teraz będę narzekać na Wichrowe Wzgórza. Z tych książek bardziej podobała mi się ta pierwsza, ale po ekranizacji Wichrowych Wzgórz też się wiele spodziewałam i znów się zawiodłam. Andrea Arnold, która wyreżyserowała ten film, jest twórczynią znakomitego Fish Tank, opowiadającego o tym jak samotna i zagubiona dziewczyna z angielskiego blokowiska pocieszenie odnajduje w tańcu, do którego za grosz nie ma talentu. Również poprzedni jej film, Red Road był głęboko zaangażowany społecznie. Można się więc było spodziewać, że ekranizacja klasycznej prozy Bronte będzie odbiegać od filmów kostiumowych, do których przyzwyczaiła nas kinematografia. Nie spodziewałam się jednak, że tak utalentowana reżyserka nakręci film, na którym będzie mi się chciało po prostu spać.

Ryzykowne były już decyzje obsadowe. Kaya Scodelario w głównej roli żeńskiej wzbudziła wielkie oczekiwania fanów, którzy pokochali ją za rolę w serialu Skins. Z kolei obsadzenie w roli jej wybranka, Heathcliffa, czarnoskórego debiutanta Jamesa Howsona, wywołało mnóstwo głosów sprzeciwu. W książce nie jest co prawda określone dokładnie jakiego koloru skórę ma Heathcliff ale z tego co pamiętam na pewno nie jest to kolor czarny. Pada natomiast określenie Cygan. Jestem więc w stanie zrozumieć oburzenie fanów książki, ale ich zdania nie podzielam. Istnieje coś takiego jak wizja reżyserska i Arnold, co wyjdzie w dalszej części tej recenzji, wizję miała szalenie oryginalną, ale tym samym wniosła coś nowego do dosyć skostniałego sposobu przenoszenia literatury na duży ekran, który nie znajduje zbyt wiele miejsca na reżyserską interpretacje. Dzięki temu jej ekranizacja jest inna niż wszystkie dotychczasowe i choć ich nie widziałam, to niestety obawiam się że jest to wizja zbyt artystyczna, by zadowolić gusta publiczności.


Scodelario i Howson rozczarowują. Może dlatego, że są zbyt krótko na ekranie i nie mogą w pełni rozwinąć skrzydeł. Niemal ¾ filmu skupia się bowiem na dzieciństwie Kathy i Heathcliffa. Cały film ukradła dla siebie odtwórczyni roli młodej Kathy, Shannon Beer. Przyjdzie nam więc jeszcze poczekać na prawdziwie główną i wielką rolę Effy ze Skins. Zresztą ten film nie jest o postaci kobiecej. Głównym bohaterem reżyserka uczyniła bowiem Heathcliffa, poniżanego, pogardzanego, będącego dla rodziny Earnshaw nikim więcej poza znajdą, którą mogą wykorzystać jako siłę roboczą. Nadanie Heathcliffowi twarzy czarnoskórego aktora wydaje się być wyraźnym sygnałem, że o jego sytuacji mamy myśleć w kontekście rasizmu. Bohater przez większą część filmu snuje się na ekranie, wyładowując swoją złość na zwierzętach – a to pies, a to królik – zadawanie im cierpienia jest dla niego jak ukojenie własnego. Arnold przypomniała tym samym, czemu książka w momencie swego powstania była uważana za kontrowersyjną i niezwykle brutalną w opisie. Heathcliff jest bowiem bohaterem złym do szpiku kości, ale przez Arnold w pewnym sensie usprawiedliwionym. Ekranizacje podobnej literatury rzadko są tak przygnębiające i ponure, ale sądzę, że udało się wydobyć esencję książki (również dzięki wrażeniu naturalizmu, który udało się uzyskać kręcąc kamerą „z ręki”). Szkoda tylko, że film kończy się mniej więcej w 2/3 książki, bo to w dalszej jej części Heathcliff dokonuje prawdziwie okrutnych czynów.

Wichrowe Wzgórza w interpretacji angielskiej reżyserki są trudne do oglądania. To film epatujący brzydotą i przemocą, zrealizowany w surowej poetyce. Na ekranie niewiele się dzieje, a jeszcze mniej mówi. W pierwszej części widać przynajmniej rodzącą się między młodymi bohaterami wzajemną fascynację, a w pamięć zapada scena lizania przez Kathy ran Heathcliffa (choć zwierzęce zachowania tej pary trochę odpychają). W „dorosłej” części, która jest strasznie „poszatkowana” względem powieści i wręcz niezrozumiała, brakuje emocji, namiętności czy jakiegokolwiek innego uczucia między bohaterami. Źle robi też uboga liczba dialogów, które zmusiły by nas przynajmniej do zachowania przytomności umysłu i skupienia się. Zdjęcia opuszczonych wrzosowisk, odgłosy natury zamiast muzyki, zamglony obraz – wszystko to jest ładne i zasługuje na uznanie, ale właśnie na tym zamiast na fabule skupia się ten film, co skutkuje po prostu nudą. Atrakcyjność obrazu nigdy nie zrekompensuje wątpliwej jakości scenariusza. Cóż mi po nowatorskim podejściu skoro film po prostu niemiłosiernie się dłuży?

Chciałabym mieć tak pięknie wydane Wichrowe Wzgórza na swojej półce
 Wcale jednak nie odradzam oglądania, bo jak zawsze w przypadku filmów kontrowersyjnych, uważam, że na własne oczy należy się przekonać, czemu sobie tę kontrowersję zawdzięczają. Jestem jednak wręcz pewna, że mało któremu czytelnikowi powieści Emily Bronte ta ekranizacja przypadnie do gustu.

Moja ocena filmu to tylko 4/10

12 komentarzy:

  1. zgadzam się w 100%, miałem ochotę wyjć z kina, ale zostałem trochę z "poczucia obowiązku" bo to pokaz prasowy ;)
    i wciąż się zatsnawiam czy czytać książkę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytaj. Nie pamiętam, kiedy tak krzyczałam na bohaterów w trakcie lektury.

      Usuń
  2. Wiesz, utarło się, że proza Bronte czy Austen to proza dla kobiet, ale myślę, że akurat tę książkę spokojnie może (i da radę) przeczytać mężczyzna, bo to jednak nie jest klasyczny romans. Poza tym warto skonfrontować książkę z filmem, zwłaszcza że tyle wokół niego kontrowersji. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam dużo negatywnych opinii i wciąż zastanawiam się, czy zmierzyć się z tym filmem, czy nie szargać sobie nerwów;p Ciekawe, czy Scodelario trafi się w końcu jakaś dobra filmowa rola, bo jeden serialowy występ to jednak za mało by ją w pełni oceniać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym bardzo chciała, żeby jej się coś dobrego trafiło. Wierzę, że jednak drzemie w niej talent. Ale jest młoda więc ma jeszcze dużo czasu. A podobno w przyszłym roku mają być trzy specjalne odcinki Skins, w których będzie pokazane co się stało z niektórymi bohaterami wszytskich generacji. Mam nadzieję, że Effy nie zabraknie^^

      Usuń
  4. A ja słyszałam wiele pozytywnych opinii o tej adaptacji.
    Osobiście nie czytałam "Wichrowych wzgórz" ani też nie widziałam innych adaptacji. Jak znam siebie, to i tak po przeczytaniu ograniczę się do najbardziej znanej ekranizacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jakoś właśnie ostatnio natrafiłam na wiele pozytywnych recenzji ale krytyków profesjonalnych. Jak znam Ciebie, to Tobie się ta wersja nie spodoba;)

      Usuń
  5. Odkąd dowiedziałam się, że Heatha zagra mulat, to zapaliło mi się czerwone światło. Jeśli wizja reżyserska jest widoczna w tym fragmencie i reszta wygląda po staremu - to nie kupuję. Kiedyś zobaczę, ale wciąż mam w pamięci pasję i namiętność w wykonaniu Binoche i Fiennesa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wizja reżyserska objawia się jeszcze na wiele innych sposobów...Ja nie widziałam filmu z Binoche, ale w sumie fajnie byłoby sobie porównać, choć jakoś szczególnie mi nie zależy, bo te ekranizacje literatury i tak na ogół zawodzą i w sumie trochę szkoda czasu...

      Usuń
    2. Nie mam wielkich sentymentów do książek, by psioczyć na ich adaptacje. Jeżeli film sam w sobie jest dobry, a podstawy historii nienaruszone, to mogę oglądać i oglądać. Na język filmowy nie da się wszystkiego przełożyć.

      Wersję z Binoche widziałam chyba 3 razy jak leciało w tv. Pamiętam, że Emily Bronte zagrała Sinead O'Connor. Z pewnością to jest wierna adaptacja, trochę ugładzona. Jednak ładunku emocjonalnego nie sposób zapomnieć.

      Film Arnold kiedyś z pewnością zobaczę. Tylko niespecjalnie mnie stać na optymizm na samą myśl o seansie.

      Usuń
    3. W sumie ja ostatnio nie byłam optymistycznie nastawiona np. do Drzewa życia, ale jednak opłaciło się obejrzeć, więc to różnie bywa ;)

      Usuń
  6. Uwaga niepopularna opinia - A mi się ten film 'okropnie' bardzo podobał.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...