10.04.2012

Kącik polskiego filmu: Mniejsze zło (reż. J. Morgenstern, 2009)



Mniejsze zło to film uznanego reżysera, Janusza Morgensterna, który w chwili jego kręcenia dobiegał 90-tki (zmarł w zeszłym roku). Na ekranie zaawansowany wiek reżysera odcisnął swoje piętno, trudno rozstrzygać czy na korzyść czy nie. Na pewno wart jest obejrzenia, choć jest kolejnym filmowym powrotem naszych twórców do czasów PRL-u, a tych moim zdaniem w polskim kinie jest zdecydowanie zbyt wiele.

Bohaterem filmu jest student Kamil (Lesław Żurek), domorosły poeta marzący jednakże o wielkiej karierze pisarza. Kamil, jakbyśmy dziś powiedzieli, „potrafi  się ustawić”, to taki typ cwaniaczka, ale sympatycznego. Ceni go artystyczne środowisko, ma w nim znajomości, kobiety do niego wzdychają (wszak jest artystą), a na brak pieniędzy nie może narzekać, bo jego ojciec piastuje dyrektorskie stanowisko (poza tym książki z czasem zaczynają się świetnie sprzedawać). Tyle, że Kamil nie jest obdarzony wielką wyobraźnią ani talentem. Kombinuje, jak może. Żeby nie trafić do wojska, daje się zamknąć w zakładzie psychiatrycznym. Tam poznaje pacjenta (świetny epizod Wojciecha Pszoniaka), który podobnie jak on pisze książkę. Po jego śmierci bez skrupułów przywłaszcza sobie egzemplarz, a co z tego wyniknie łatwo się domyśleć.

Film koncentruje się na sylwetce i losach chłopaka, który jest niczym chorągiewka – jednego dnia podpisuje list protestacyjny przeciwko cenzurze, drugiego rozważa współpracę z SB. Nie jest stały ani w uczuciach, ani w poglądach. Bez cienia wyrzutów sumienia porzuca ciężarną kochankę. Kolejny raz wybiera mniejsze zło, mniejsze dla siebie, oczywiście. Podobnie, w chwili, kiedy w jego kraju mają miejsce przełomowe wydarzenia (stan wojenny na przykład) on troszczy się tylko o własny interes. Z czasem jednak własna nieuczciwość zacznie mu ciążyć. Dopadną go wyrzuty sumienia, przejdzie istną przemianę psychologiczną. Niestety, trudno w nią uwierzyć. Z pana Morgensterna bije utopijna wiara w człowieka, niemniej przymykam na to oko. W końcu film (żaden!) nie ma za zadanie portretować całego pokolenia, a jedynie opowiadać historię jednostki. Może więc i był taki Kamil…Na pewno było wielu, którzy w tym trudnym okresie radzili sobie podobnie dwuznacznymi moralnie metodami co on. Bije więc z tego filmu pewna prawda, niemniej  trudno nie dostrzec, że w opisie realiów PRL-u twórcy filmu zdecydowanie poszli na skróty. Bar mleczny, oldschoolowe fryzury, wzmianki o Solidarności, Jaruzelski ogłaszający stan wojenny – wszystko się zgadza. Ale razi brak dbałości o szczegóły scenografii i kostiumy. Papierowa lampa z Ikei, plastikowe okna, współczesne kosze na śmieci i baterie łazienkowe, nie wspominając już o plakacie Media Markt w tle jednej ze scen, nie miały prawa pojawić się w filmie, którego akcja dzieje się w latach 80.  Niektóre stroje aktorów spokojnie moglibyśmy założyć i dzisiaj (i to nie dlatego, że moda zatacza koło), a część przejawiających się na ekranie samochodów w tamtych czasach nie jeździła po ulicach. Te niedoróbki to koszmarne niedopatrzenie, jednakże nie psuje ono samo w sobie odbioru filmu, choć powoduje pewien niepotrzebny zgrzyt w kontekście całego filmu, który przecież jest całkiem niezły. Byłby może i jeszcze lepszy, gdyby nie trochę bezbarwny, grający na jednej minie Lesław Żurek w głównej roli. Aktor, którego nawet polubiłam za rolę w serialu Londyńczycy (swoją drogą, jeden z lepszych współczesnych polskich seriali, szkoda, że go zawiesili), tutaj jest właściwie takim samym jak go zapamiętałam czyli sympatycznym, poczciwym, przeciętnym chłopakiem, z którego twarzy trudno wyczytać właściwie jakiekolwiek emocje. Im dłużej jednak nad jego grą myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że jeśli rzeczywiście Żurek nie potrafi stworzyć na ekranie wyrazistej postaci, to tutaj to się nawet przydało, bo prawdopodobnie Kamil w zamiarze scenarzysty i reżysera taki właśnie miał być: przeciętny, bezbarwny chłopak, któremu się wydaje, że może być kimś. Pozostałe nazwiska w obsadzie bardzo ciekawe – Magda Cielecka, Tamara Arciuch i Edyta Olszówka jako kobiety, które w danej chwili okazują się Kamilowi przydatne (wszystkie trzy zagrały bardzo wyraziście) do tego Janusz Gajos i Anna Romantowska w roli rodziców Kamila (Gajos bardzo dobry, ale jednak we mnie wzbudził większy zachwyt wspomniany już Pszoniak) i trochę na doczepkę Borys Szyc, który dużo do roboty nie ma, bo jest na ekranie, ale w zasadzie do zagrania ma tyle, jakby go nie było. No i jest jeszcze zaskoczenie, Brzydula z tvnowskiego serialu czyli Julia Kamińska w roli niegrzecznej studentki – trzeba zobaczyć!

Wspomniałam, że wiek reżysera wpłynął na film. Co miałam na myśli? Otóż, mam wrażenie, że ten film jest taki „grzeczniutki”, bez pazura. No i kończy się zbyt hollywoodzko. A sceny rozbierane są…cóż…pozostają w domyśle. Panie się rozbierają, odwracają tyłem i przechodzimy do następnej sceny. Nie żeby mi czegoś brakowało, ale uznałam to za przejaw staromodności – styl Morgensterna jest właśnie taki – staromodny. Widać w nim wyraźnie sentyment do przeszłości, starania nawiązania do klasyków kina moralnego niepokoju.

Generalnie Mniejsze zło polecam, z pewnością wygrywa z częścią bardziej promowanych rodzimych „superprodukcji”. Ogląda się go przyjemnie i bez znużenia. Jego rytm wyznaczają kolejne kobiety pojawiające się w życiu Kamila. W sumie przyjemnie patrzeć na jego podboje i pozostałe perypetie w oczekiwaniu, kiedy powinie mu się noga. Bo jednak wiemy od początku, że to się stać musi. A co do kobiet, naszła mnie jeszcze taka refleksja: nie wiem czy było to celem reżysera, ale filmem tym dobitnie pokazał, że mężczyźni bez kobiet nie istnieją. 

Moja ocena to 6+/10

1 komentarz:

  1. Film wydaje się fascynujący. Słyszałam o nim mało przychylne opinie, co nie oznacza że w jakieś przyszłości po niego sięgnę.
    Skompletowałam już pierwszy zestaw moich polskich filmów. Co ciekawie: o dwóch słyszałam, a o dwóch nie wiem nic - ba, nawet nie wiedziała że są :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...