28.11.2013

Hitchcocków dwóch (Hitchcock, reż. S. Gervasi, 2012; The Girl, reż. J. Jarrold, 2012)


Zdaję sobie sprawę, że podobnych wpisów było już swego czasu wiele, a w dodatku pewnie nie będę oryginalna wskazując zwycięzcę pojedynku na bardziej udany film o Hitchcocku. Ciekawe, że niemal w tym samym czasie powstały dwa filmy portretujące słynnego reżysera. Ja mam za sobą ledwie kilka filmów z bogatego dorobku Brytyjczyka, co nie wynika z braku chęci lecz z braku wystarczającej ilości czasu. Hitchcock był dla mnie jednak pretekstem do obejrzenia kultowej Psychozy, której wstyd nie znać, jeśli się interesuje kinem. Założenie było takie: obejrzeć Psychozę, a potem film dokumentujący (choć fabularny) jej powstawanie. Sądziłam, że będzie to ciekawe doświadczenie. I było. Aczkolwiek film Sachy Gervasiego mnie trochę rozczarował. Obejrzenie Dziewczyny Hitchcocka Juliana Jarrolda było naturalną koleją rzeczy. Ten film okazał się znacznie ciekawszy. Ale po kolei. Postanowiłam porównać filmy według kilku kryteriów (tak, wiem, filmy nie są o tym samym, nie są kopiami, ale mam ochotę je porównać).

Alfred Hitchcock: Nie da się ukryć, że zarówno charakteryzacja Anthony’ego Hopkinsa w Hitchcocku jak i Toby’ego Jonesa w Dziewczynie (przeraziło mnie, kiedy zobaczyłam, że to w gruncie rzeczy młody facet) jest fenomenalna. Hopkins jest nie do poznania, a Jones znacznie postarzony. Pytanie jednak, który z aktorów wypadł bardziej przekonująco. Zarówno jeden, jak i drugi Hitchcock, nie przypadł mi do gustu jako postać – jest wyniosły, zadufany w sobie, antypatyczny, po prostu megaloman. Nie wiem, jaki był Hitch naprawdę (nie czytałam niestety żadnej biografii), ale z całą pewnością, aktorom udało się stworzyć charyzmatycznego bohatera, a gesty czy mimikę reżysera udanie odwzorować. W jednym filmie jest on jednak bardziej ludzki, w innym mniej. Różnica wynika ze scenariusza, a że źli bohaterowie są na ogół ciekawszy, wygrywa dla mnie Jones.




Aktorki Hitchcocka: Hitchcock opowiada o okresie, w którym kręcona była Psychoza, w której główną rolę grała Janet Leigh, w którą wciela się w filmie Scarlett Johansson. Dziewczyna koncentruje się na realizacji Ptaków, a potem Marnie z Tippi Hedren w roli głównej (gra ją Sienna Miller). I znowu, ze względu na fabułę, Johansson i Miller trudno ze sobą porównywać. Johansson ma tak naprawdę rolę drugoplanową, podczas gdy Miller – główną. Wokół czego innego koncentruje się bowiem fabuła obu filmów. Ale oceniać grę aktorską i tak przecież można. Wydawałoby się, że korzystniej wypadnie Johansson, która ma w swoim dorobku więcej filmów niż Miller i jest, co by nie mówić, bardziej uznaną aktorką. Jednak Scarlett zagrała poprawnie, ale nie zapadła w pamięć, co akurat jest winą scenariusza, który nie dał jej zbyt wiele pola do wykazania się. Za to Sienna Miller – wręcz przeciwnie. Stworzyła prawdopodobnie swoją najlepszą jak do tej pory rolę. Brawurowo oddała emocje aktorki prześladowanej i dręczonej przez reżysera. Uwierzyłam jej, dla mnie ona stała się Tippi Hedren. Jestem bardzo ciekawa, czy scena z planu Ptaków z prawdziwymi ptakami, która wręcz hipnotyzuje widza, została tu odtworzona również z żywmy ptactwem. Nie sądzę, ale scena ta wypadła naprawdę bardzo autentycznie i to właśnie za sprawą Miller.




Alma Reville: Żona Hitchcocka siłą rzeczy musiała pojawić się w filmach o nim, bo była tak naprawdę współtwórczynią jego sukcesów, scenarzystką, montażystką, asystentką, to ona odkrywała dla niego aktorów (jeśli wierzyć filmom). Ponownie, Helen Mirren w Hitchcocku jako Alma jest bardziej obecna niż Imelda Staunton w Dziewczynie. Ta pierwsza jest właściwie główną kobiecą bohaterką, ta druga jest zdecydowanie w cieniu, a o jej postaci nie dowiadujemy się prawie nic. Choć trzeba wspomnieć scenę premiery Ptaków i wymowne, zazdrosne spojrzenie jakim Alma obrzuca męża idącego w błysku fleszów z Tippi Hedren.  Zaskakujące jednak, że w filmie traktującym o obsesji Hitchcocka na punkcie aktorki, nie ma miejsca na ukazanie, jak na całą sytuację reagowała właśnie jego żona. Być może nic już sobie z tego nie robiła, bo to w trakcie kręcenia Psychozy z Janet Leigh ich małżeństwo przeszło największy kryzys, co właśnie zostało uwiecznione w Hitchcocku.

Treść i realizacja: No właśnie, sama treść filmów jest diametralnie różna, mimo iż skupiają się one na tej samej postaci. Jak już wspomniałam, w Hitchcocku na pierwszym planie jest małżeński kryzys i produkcja filmu, począwszy od poszukiwania pomysłu na scenariusz, przez poszukiwanie środków do jego sfinansowania, na samym kręceniu skończywszy. Kulisy kręcenia filmu to także temat Dziewczyny i tu jest to wątek właściwie jedyny. Obydwa filmy różnią się od siebie przede wszystkim ciężarem gatunkowym. Hitchcock to w gruncie rzeczy lekka opowieść o zabarwieniu komediowym. Reżyser jest tu nieszkodliwym kobieciarzem. Z kolei Dziewczyna to dramat, który stawia Hitchcocka tylko i wyłącznie w złym świetle. Nie chodzi o to, kto ma rację i jaki był mistrz suspensu (mógł być przecież dla jednych miły, dla innych nie i prawda o nim leży pośrodku), ale kto miał ciekawszy pomysł na film. I tu zdecydowanie wygrywają dla mnie twórcy Dziewczyny. Przyznaję, że Hitchcock trochę mnie zawiódł, znudził, nie trzymał w napięciu, nie wywołał wielkich emocji. Tymczasem Dziewczyna mnie zelektryzowała i skłoniła do sięgnięcia po biografię Hitchcocka. Chciałoby się powiedzieć, że jest to historia wręcz hitchcockowska właśnie, bo trzymająca w napięciu przez cały seans i intrygująca. Z drugiej jednak strony, są w Hitchcocku takie smaczki jak początek i zakończenie, czyli klamra spajająca cały film, czy znakomita muzyka Danny’ego Elfmana. Fabuła jest natomiast bardziej miałka. Mogłoby się wydawać, że hollywoodzki film musi przebić „skromną” telewizyjną produkcję, a jednak stało się odwrotnie.

Na koniec, warto jeszcze wspomnieć o drobnej niedorzeczności. W Hitchcocku, który dzieje się w 1960 roku (w tym roku powstała Psychoza) Peggy Robertson czyli sekretarkę Hitcha gra Toni Collette i wygląda na jakieś 40-parę lat czyli tyle ile wówczas miała. W Dziewczynie, której akcja dzieje się ledwie trzy lata później, gra ją Penelope Wilton, aktorka która ma 67 lat i w filmie wygląda jedynie na kilka lat młodszą. Czy to możliwe, że w ciągu trzech lat Peggy Robertson tak się postarzała? Mało prawdopodobne. Ktoś z ekipy Dziewczyny chyba tego ruchu castingowego nie przemyślał. Ale na szczęście zarówno Collette, jak i Wilton, odnalazły się w swoich rolach bardzo dobrze.

Moja ocena filmów:

Hitchcock 6+

Dziewczyna - 8

22.11.2013

Muzyczne odkrycia ostatnich tygodni

O muzyce nie piszę tu często, jednak nazbierało się parę rzeczy, którymi chciałabym się z Wami pozachwycać. Kilka muzycznych odkryć. I na pewno nie należy do nich Donatan z Cleo – pewnie jako jedna z nielicznych trzymam się z daleka od bijącego rekordy popularności w Internecie teledysku, który dla mnie nie jest niczym odkrywczym – co stwierdziłam po 15- sekundach zobaczonych w TV. Jak to ktoś dobrze podsumował, cycki maja oglądalność. I tyle.

Wśród moich olśnień są natomiast:

Lorde – młoda wokalistka z Nowej Zelandii. Zdetronizowała samą Miley Cirus na szczycie zestawienia Billboardu. Uwielbiam taką muzykę, jaką robi Lorde, więc to jest zdecydowanie odkrycie takie jak lubię. Polecam szczególnie poniższy antyteledysk. Dlaczego anty? Zobaczcie sami.


Tomasz Makowiecki – już nie Tomek. Dla mnie to jest męska Brodka. Mega nowoczesna muzyka na światowym poziomie.


Jamal. Dla mnie Jamal to był do tej pory ten koleś, który pali zioło i ma gdzieś policję. Ale każdy dojrzewa. I Jamal fajnie dojrzał. Płyta „Miłość” jest bardzo inna – ma pazur, nie brakuje na niej nowoczesnych brzmień, a i te teksty są ciekawe. Szczególnie pozytywnym zaskoczeniem jest dla mnie utwór Marcepany, który zaczyna się niepozornie, a potem przeistacza w całkiem rockowy kawałek.


Lecter. Jeśli ktoś lubi rockowe granie z domieszką elektroniki – powinien się przyjrzeć, czy raczej przysłuchać. Po angielskojęzycznym debiucie grupa zapowiada nową płytę utworem wykonywanym wraz z Tomaszem Lipnickim. Byłam na koncercie i mogę powiedzieć, że jest moc. Plus za charyzmatycznego wokalistę.



Bardzo polskie to ostatnie odkrycia. I bardzo fajnie. A najfajniejsze jest to, że ja ich nie szukałam – same do mnie przyszły. Czekam na kolejne.


5.11.2013

Modne lata 20.

"Moda kocha powroty do przeszłości. Nic więc dziwnego, że na punkcie „Downton Abbey” i „Zakazanego imperium” oszaleli nie tylko widzowie, ale i wielcy projektanci. Moda jest w tych produkcjach jedną z głównych bohaterek, symbolem obyczajowych przemian.

Akcja „Downton Abbey” zaczyna się w 1912 roku, tuż po katastrofie Titanica. Obecnie emitowany czwarty sezon, to już rok 1922. Wraz ze zmieniającymi się latami akcji, zmienia się też moda i sposób ubierania bohaterów. Modowe trendy lat 20. są doskonale widoczne także w „Zakazanym Imperium”, którego akcja zaczyna się na początku drugiej dekady XX wieku. Obydwa seriale są niezwykle atrakcyjnie wizualnie, co jest w dużej mierze zasługą z pietyzmem odtworzonych strojów. Lata 20. były w modzie przede wszystkim okresem wyzwolenia związanym z zakończeniem I wojny światowej. Kobiety zaczęły odchodzić od gorsetów, pozwalały sobie na skrócenie włosów, ale przede wszystkim – na skrócenie długości spódnic. Panowie zaczęli nosić swobodniejsze i bardziej kolorowe garnitury. Warto jednak zwrócić uwagę nie tylko na podobieństwa w kostiumach w obydwu serialach, ale i na różnice wyznaczane przez miejsce akcji i środowisko społeczne w nich przedstawione. (...)".

Trochę autoreklamy nikomu jeszcze chyba nie zaszkodziło, więc po resztę mojego tekstu o kostiumach w Downton Abbey i Zakazanym imperium odsyłam Was na stronę hatak.pl  http://hatak.pl/artykuly/modne-lata-20

Tam również znajdziecie mój tekst o Harukim Murakamim, z okazji wydania w Polsce  jego najnowszej książki (premiera już jutro, a ja się niecierpliwię, bo wydawca nie przysłał mi jeszcze recenzenckiego egzemplarza) 



4.11.2013

Obsada Downton Abbey w Vogue i Vanity Fair

W wyniku researchu do artykułu o roli kostiumów w serialach o latach 20. trafiłam w sieci na zjawiskowe zdjęcia obsady Downton Abbey. Postanowiłam czym prędzej je tu umieścić, bo może nie każdy z fanów serialu do nich dotarł.

Pierwsza jest sesja sióstr Crawley (czyli Michelle Dockery, Laury Carmichel i Jessici Brown – Findlay) dla amerykańskiego Vogue’a (nr 12/2011). Autorem zdjęć jest Uli Weber, który jest autorem naprawdę ciekawych sesji, nie tylko z udziałem gwiazd.









 Kolejna sesja aktorek z Downton Abbey dla Vogue’a brytyjskiego, również z 2011 roku. Za obiektywem stoi Jason Bell, fotograf który słynie ze zdjęć grupowych i jest autorem m.in. zdjęcia które obiegło świat całkiem niedawno – rodziny królewskiej w dniu chrzcin małego księcia. W tej sesji aktorki mają na sobie sukienki największych kreatorów mody.

Kreacje projektu Bottega Veneta
Sukienka: Oscar de la Renta
Sukienka: Valentino
Sukienka: Oscar de la Renta

Jason Bell jest autorem także tych dwóch zdjęć obsady Downton Abbey, które znalazły się w Vanity Fair przed premierą drugiego sezonu serialu. A ja odsyłam was na stronę Bella.






Źródła zdjęć: benhance.net, houseofretouching.com

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...