24.01.2011

Wszystko w porządku (reż. L. Cholodenko, 2010)



Tytuł filmu Lisy Cholodenko został przetłumaczony przez polskiego dystrybutora jako „Wszystko w porządku”. I to są właśnie słowa, które idealnie pasują do jego oceny. Wszystko w porządku, bardzo sympatyczny film. Na pewno jest to jeden z ciekawszych filmów, które widziałam w ciągu minionych tygodni, jeśli nie miesięcy. Ale żeby nie było tak kolorowo to dodam, że z mojego doświadczenia wynika, że wyjątkowo ciekawe, oryginalne filmy są filmami na raz. I tak jest również z tegorocznym zwycięzcą Złotego Globu. Nie wiem, czy skuszę się na powtórny seans, a jeśli tak to pewnie nieprędko.  I to wcale nie oznacza, że film jest zły.

Lisa Cholodenko ma na swoim koncie reżyserię takich seriali jak „Sześć stóp pod ziemią” czy „Słowo na L”, więc kontrowersyjna tematyka i inteligentny humor nie są jej obce. Z tą kontrowersją może trochę przesadziłam, aczkolwiek film o parze lesbijek może kontrowersje wywoływać, zwłaszcza w Polsce. Bo „The Kids Are All Right” to film o Nic (Annette Bening) i Jules (Julianne Moore), lesbijkach żyjących od wielu lat razem, pod wspólnym dachem i mających dwójkę nastoletnich dzieci. Dzieci, 18-letnia Joni  (Mia Wasikowska) i 15-letni Laser (Josh Hutcherson), zostały poczęte dzięki anonimowemu dawcy nasienia z banku spermy. Laser namawia Joni, aby w końcu odnaleźli biologicznego ojca. Tym sposobem na arenę wkracza Paul (Mark Ruffalo), który poukładane życie całej rodziny przewraca do góry nogami.

„Wszystko w porządku” to portret niby zwykłej rodziny, ale jednak nietypowej, bo założonej przez parę homoseksualną. Pokazuje, że w żaden sposób nie jest to rodzina dysfunkcyjna, obalając przy tym wszelkie stereotypy jak np. przeświadczenie, że dzieci wychowywane przez taką parę automatycznie same będą homoseksualistami. Jak to bywa w długoletnich związkach, partnerów często dopada kryzys i również w związku homoseksualnym jest to możliwe, co udowadnia w swym filmie Cholodenko, która, co pewnie nie jest wielkim zaskoczeniem, sama jest lesbijką. Uważam, że taką tematykę należy przybliżać szerszej publiczności, gdyż jest szansa że otworzy się ją na tolerancję dla odmiennych orientacji seksualnych. Cieszę się, że powstał na ten temat film lekki, zabawny i pozbawiony patosu, co jest dużą odmianą po wspaniałych, ale smutnych dziełach takich jak „Tajemnica Brokeback Mountain”, „Samotny mężczyzna” czy choćby starsze „Fucking Amal”.

Muszę powiedzieć to jasno – w filmie tym nie ma zbyt wiele akcji, więc już sobie wyobrażam te komentarze na forach internetowych jaki to on nudny. I całkowicie to rozumiem, bo jeśli komuś nie leżą filmy przegadane, bez spektakularnych zwrotów akcji to faktycznie się wynudzi. Ja osobiści takie filmy uwielbiam. Uprzedzam też, że nie jest to, wbrew temu co twierdzi dystrybutor, komedia. Na próżno tu szukać typowych komediowych gagów, nikt nie robi z siebie kretyna, nie stroi min, nie opowiada żartów. Ten film jest po prostu lekki i bezpretensjonalny, do tego stopnia, że nie pasuje do żadnego innego gatunku, a wiadomo – zaszufladkować jakoś trzeba. Zdecydowano się więc nazwać go komedią, co wprowadza w błąd, ale nie umniejsza jego wartości.

A ta wartość wzrasta, jeśli weźmie się pod uwagę obsadę filmu. Obecność dobrych aktorów oczywiście nie zawsze zapewnia wyskoki poziom produkcji, ale nie w tym wypadku. Julianne Moore i Annette Bening są fenomenalne. Filmografię Moore znam lepiej, więc wiem na co ją stać i tutaj po prostu spisała się jak zwykle świetnie (aczkolwiek wolę ją w dramatach). Bening na zawsze będzie dla mnie Carolyn z „American Beauty”. Nic jest postacią diametralnie inną, co świadczy o wszechstronności aktorki. Choć miałam wrażenie, że na ekranie częściej była Julianne Moore, to jednak Bening zdominowała film swoją ekspresyjną, porywającą grą, zwłaszcza w momentach bardziej emocjonujących. Bening wydaje się być w pełni zaangażowana w swoją rolę. Z całą pewnością zasłużyła na Złoty Glob, który odebrała w minioną niedzielę. Przy okazji, moje ogromne podziękowania dla operatora za zbliżenia na twarze obu pań. Moore i Bening pokazują, że można starzeć się z godnością. Czas odbił już na nich swoje piętno, ale w sposób, który tylko uwidacznia ich piękno.

W obsadzie „Wszystko w porządku” nie znalazłam żadnych słabych punktów, co się rzadko zdarza. Ale należy wziąć pod uwagę, że lista płac jest tu niewielka. Tak czy siak, Mark Ruffallo w roli trochę niedojrzałego do ojcostwa Paula sprawdził się więcej niż poprawnie i dzięki temu coraz bardziej przekonuję się do tego aktora (a zaczęło się od „Zodiaku” i „Wyspy Tajemnic”). Nabieram też przekonania, że Mia Wasikowska może nas wkrótce zaskoczyć naprawdę dobrą, dramatyczną rolą (czyżby w „Restless”?). Naszą rodaczkę (nie bójmy się tak o niej mówić, w końcu ma polskie korzenie) bardzo przyjemnie ogląda się na ekranie. Widziałam ją jedynie jako Alicję (z Krainy Czarów, oczywiście) i teraz jako Joni, ale w obydwu tych filmach sprawiała wrażenie bardzo naturalnej, swobodnie czującej się przed kamerą. Chwalona jest jednak w szczególności za rolę w serialu „In Treatment”, o którym słyszałam już sporo dobrego i którym chyba warto byłoby się zainteresować.
Oddając sprawiedliwość Joshowi Hutchersonowi, muszę napisać, że i on, pomimo nieznanego jeszcze nazwiska zagrał całkiem dobrze, doskonale oddając emocje, którymi targany jest jego nastoletni bohater. Co najważniejsze, nie odstawał od swoich kolegów po fachu, a to spory komplement.
Ekipa "Wszystko w porządku" ze Złotym Globem

I tak, dla zrównoważenia tych superlatywów, dostrzegam też jeden minus filmu, mianowicie zakończenie. Zakończenie trochę zbyt banalne, zbyt proste, pozostawiające niedosyt. Nie będę go zdradzać, ale ma się po prostu wrażenie, że o czymś zapomniano, że niewygodne do rozwiązania kwestie przemilczano.
Mimo wszystko film ten pozostawia po sobie jak najlepsze wrażenia. Napisałam jednak na początku, że nie wiem czy obejrzę go ponownie. Już się tłumaczę. Nie jest to film do podziwiania od strony wizualnej. Nie jest to film o skomplikowanej fabule, w której zrozumieniu miałyby pomóc kolejne seanse. Nie jest to film z jakimś ponadczasowym przesłaniem ani wzruszająca historia, do której chciałoby się wracać. Nie jest to też film niespotykanie śmieszny, który włączałoby się na poprawę humoru. Wyróżnia się na tle amerykańskich filmów, które zalewają nasze kina i to czyni go tak interesującym, ale jednocześnie brakuje mu tego czegoś, dla którego chciałoby się go obejrzeć ponownie. Ale jeden seans „Wszystko w porządku” to w tym sezonie obowiązek każdego kinomana ;)

Moja ocena to 8/10

7 komentarzy:

  1. Ciekawe czy za 2 godziny otrzyma jakieś nominacje do Oscarów. Myślę, że za scenariusz, ale może też za najlepszy film?

    OdpowiedzUsuń
  2. Rotbart - Mam zamiar oglądać nominacje, udało mi się być w domu :) Myślę, że kilka nominacji będzie na pewno: film, aktorka, scenariusz...

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie obejrzę.

    Z Twojego opisu trochę skojarzył mi się ze "Śniadaniem ze Scotem", nie wiem czy słusznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ysabell - Nie oglądałam Śniadania ze Scottem, ale po opisie wydaje mi się, że aż tak podobny nie jest. W obydwu filmach pojawienie się kogoś wprowadza zmiany w związku pary gejów/lesbijek, ale myślę że są to diametralnie różne sytuacje. Ale nie wiem...W każdym razie zachęcam do tego filmu ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten film jest u mnie w kolejce, niech tylko skończę "The Big bang theory". A po nominacjach stał się jeszcze bardziej intrygujący.
    Lubię Marka Ruffalo i nie pamiętam od jakiego filmu zaczęła się ta sympatia.

    OdpowiedzUsuń
  6. dobrze że nie dostał oscara bo na niego nie zasłguje. pal licho poprawność polityczną ale film jest bardzo słaby...
    www.notatnikkulturalny.blogspot.com/2011/02/wszystko-jest-w-porzadku-czyli-sodko.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Też bardzo mi się ten film podobał. Nie uważam, że nie zasłużył na Oscara...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...