29.03.2013

Kieł (reż. G. Lanthimos, 2009)


Kieł to film, który zasługuje na osobną notkę, bo bardzo chciałabym was namówić do jego obejrzenia. To jeden z tych filmów, których nie ogląda się dla przyjemności, a dla samego przeżycia, doświadczenia, dlatego domyślam się, że dla niektórych może to nie być łatwe. Zwłaszcza jeśli unikacie seksu i przemocy na ekranie. To jednak film z cyklu takich, które podejmują ważny temat i pokazują go w odważny sposób, a co za tym idzie, w efekcie trudno o takim filmie zapomnieć. Ja obejrzałam go już kilkanaście dni temu, ale wciąż od czasu do czasu o nim myślę.

Kieł jest trochę jak eksperyment, na który miejmy nadzieję nikt się nigdy nie zdecydował i nie zdecyduje, choć przykłady ze świata o potworach (bo to chyba nie są ludzie), którzy więżą swoje dzieci, nierzadko wykorzystując je seksualnie, pokazują, że podobne sytuacje mogą mieć miejsce. W tym greckim filmie rodzice więżą swoje dzieci od dzieciństwa. Dorosłe już rodzeństwo – dwie siostry w podobnym wieku i brat (nie posiadają oni imion – funkcjonują jako Brat, Starsza i Najstarsza) nigdy nie były poza potężnymi murami posesji, w której mieszkają. Nigdy nie oglądali normalnej telewizji, nie czytali gazet, książek, nie słuchali radia, nie wiedzą co to telefon…Słowem, są odcięci całkowicie od świata zewnętrznego. Filmami są dla nich rodzinne nagrania wideo – ze wspólnej zabawy czy jakiejś uroczystości. Znają je wręcz na pamięć i potrafią cytować, tak jak Polacy teksty z Misia chociażby. Zabawą jest pływanie, ale też bardziej brutalne wystawianie palców pod gorącą wodę, gdzie wygrywa ten, kto wytrzyma dłużej. Są jeszcze przedstawienia taneczno – muzyczne, w których córki zachowują się jak tresowane małpki. Co więcej, rodzice objaśniają dzieciom świat po swojemu. Sinatrę przedstawiają im jako dziadka. Wymyślają dziwne określenia na części ciała. Słowo zombie tłumaczą jako piękne, żółte kwiaty. Morze to krzesło, a autostrada to wiatr. Kot to potwór, który zaatakował ich brata (prawdopodobnie będącego tylko wymysłem rodziców), który odważył się opuścić posesję. No właśnie, przede wszystkim świat zewnętrzny jest przedstawiany dzieciom jako siedlisko zła, co ma je zniechęcić do opuszczenia domu. Ale istnieje możliwość by to zrobili – kiedy wypadnie im lewy albo prawy kieł. To jednak nie wystarczy – aby poruszać się samochodem, a tylko on zapewnia bezpieczeństwo w tym wrogim świecie, kieł musi odrosnąć. Co jak wiadomo, nie jest możliwe. Trzeba jeszcze dodać, że do tej całej chorej sytuacji dochodzi sprawa seksu. Mianowicie koleżanka z pracy ojca przychodzi regularnie zaspokajać seksualnie syna. Ona też jest dziwną postacią – nie tylko dlatego, że się na to godzi (ma z tego pieniądze), ale też dlatego, że bardziej ciągnie ją do jednej z córek. Chcąc ją wykorzystać (choć ta nie zdaje sobie sprawy, że lizanie kobiety w pewnym miejscu jest złe), oferuje dziewczynie przepustkę do ucieczki z tej chorej rzeczywistości, w jakiej ta żyje. Choć reżyser filmu chyba bardziej chce nas przekonać, że ucieczki nie ma.


Szokujące w Kle jest prawie wszystko. Niemal każda scena kipi od emocji i wywołuje je w widzu. Nie można jednak powiedzieć, że właśnie to zaszokowanie widza miało ten film „sprzedać”. Seks i przemoc nie są tu pokazane bez powodu, z resztą to chyba nie one szokują najbardziej. Najbardziej szokuje ta skrajność, to okrucieństwo jakiego doznają dzieci ze strony rodziców, którzy odgrodzili je od świata, sprawują nad nimi całkowitą kontrolę i uczynili z nich więźniów. Jest to w pewnym sensie aluzja do systemów totalitarnych – w filmie można znaleźć na tej linii wiele analogii. Siłą filmu jest jednak to, że każdy może go odebrać inaczej. Jakie jest jego przesłanie, o czym chce nam powiedzieć reżyser – tego się nie jednoznacznie opisać. Obok refleksji nad mechanizmem poznania świata (znamy go takim, jakim ktoś go nam pokazał), można tu dostrzec także obraz rodzinnej patologii, problemów z komunikacją we współczesnym świecie czy przedstawienie antyutopii – o czym świadczy niemożność całkowitego odcięcia się od zła, w żadnych warunkach, nawet tych, które wydawałoby się, że właśnie to mają na celu. Pojawia się też mnóstwo pytań: dlaczego rodzice tak postępowali ze swoimi dziećmi? z jakich pobudek? dlaczego matka biernie godziła się na zasady wprowadzane przez męża? Czy chodzi o to, że ojciec bawi się w Boga, chce być stwórcą pewnego świata i nim rządzić, czy też może wszystko to wynika z troski o dzieci i chęci uchronienia ich przed okrucieństwem świata? Czy jest coś o czym nie wiemy – może postępowanie ojca umotywowane jest jakimiś traumatycznymi wydarzeniami z dzieciństwa, młodości? No i pytanie o zakończenie, które można interpretować różnie, choć właściwie tylko jednak interpretacja wydaje się być słuszna. Swoją drogą, zakończenie jest zarówno mocną, jak i słabą stroną filmu. Zostawia widza z refleksją, zachęca do pomyślenia jeszcze chwilę nad filmem,  a z drugiej strony jest dość przewidywalne, bo charakterystyczne dla tego rodzaju produkcji.

Kieł wyróżnia się także ze względu na grę aktorską. Wiele osób odbiera ją w niewłaściwy sposób. Swego rodzaju sztuczność, recytowanie kwestii przez aktorów wcielających się w rodzeństwo jest przemyślanym zabiegiem. Dzieci są wytresowane, podporządkowane rodzicom, wyprane z emocji, uczuć, powielają teksty czy postawy podejrzane w domu czy na rodzinnych nagraniach i dlatego ich wypowiedzi przypominają regułki cytowane z pamięci. Mocną stroną filmu jest też jego minimalizm i surowość, w czym przypomina on dokonania Michaela Haneke. Nic nie jest w stanie przesłonić dramatu jaki rozgrywa się na ekranie – ani wnętrza, ani muzyka, ani praca kamery. Z tego względu film ogląda się trochę jak dokument.

Kła naprawdę warto obejrzeć, choć będzie to seans nie łatwy. Jednak skoro mamy taki oręż jak kino, masowo dostępne dla ludzi, docierające szeroko, to warto z niego korzystać także po to, by podejmować trudne tematy i skłaniać do refleksji. Kieł to film, który powinien dotrzeć do jak największego grona odbiorców, każdy go powinien zobaczyć, bo ten film uświadamia, otwiera oczy i jest jedną wielką przestrogą.

Moja ocena: 8+/10

Na koniec mam dla Was coś lżejszego - pojawił się zwiastun filmu Przed północą, trzeciej części trylogii Richarda Linklatera, z Julie Delpy i Ethanem Hawke w rolach głównych. Zapowiada się znowu dużo chodzenia i rozmawiania ;)  

 

A już totalnie na koniec, życzę Wam wesołych świąt, z czasem wolnym na kulturę ;) 

3 komentarze:

  1. Oglądałam przedwczoraj. Nowa fala grecka nieźle ryje łeb - lubię to :)
    A na Przed Północą czekam bardzo. Coś mi ten zwiastun śmierdzi trochę kryzysem w związku - na który się nie zgadzam! Nie mogą zepsuć mi mojej ulubionej pary filmowej. A przynajmniej jednej z ulubionych. Przestanę wierzyć w powodzenie w miłości :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po seansie Kła (nie byłam do tego przygotowana, nic o filmie nie wiedziałam) tydzień chodziłam do tyłu. Oglądałam z uczuciem ambiwalencji. Nie chciałam już, myślałam po cóż mi to, ale nie mogłam przestać oglądać. Siedziałam jak zahipnotyzowana. Rewelacyjne kino.
    Szkoda, że przez następny film tegoż reżysera już nie przebrnęłam, a może nie miałam weny? nie wiem.

    A co do kolejnej odsłony Przed wschodem i Po zachodzie to jestem bardzo ciekawa bardzo. Te dwa poprzednie tytuły to dla mnie filmy na dziesiątkę. Mogę oglądać i oglądać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Popaprany to chyba odpowiednie określenie na ten film.. http://bit.ly/QKviKy - jest ciekawy i ogląda się z "otwartą buzią", ale mówiąc kolokwialnie nieźle ryje mózg..

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...