Wstyd.
Pojawia się wtedy, gdy robimy coś złego w oczach otoczenia. Coś, czego robić
nie powinniśmy, bo sami wiemy, że jest to niewłaściwe. Ale, co ważne, wstyd
pojawia się dopiero wtedy, kiedy uświadomimy sobie, że nasze zachowanie jest
złe. Na takim etapie jest Brandon, główny bohater filmu Steve'a McQueena. Wydaje się
być człowiekiem sukcesu – przystojny, pracujący za biurkiem w dużej
nowojorskiej korporacji, mieszkający w przestronnym, nowocześnie urządzonym
mieszkaniu. Ale Brandon skrywa sekret – jego życie zdominowane jest przez seks.
I on wie już że to choroba, która zjada go od wewnątrz, uniemożliwiając
normalną egzystencję. Każdy dzień to obowiązkowa porcja pornografii,
masturbacji, seksu przypadkowego tudzież seksu z prostytutką. To uzależnienie,
które Brandon zaspokajać musi nawet w pracy. Jak każde zaawansowane
uzależnienie, a Brandon bynajmniej nie jest nowicjuszem, tak i cielesne
doznania nie wywołują już nawet na jego twarzy błogiego uśmiechu zadowolenia.
To rutyna, schemat, w którym zamyka się jego życie, niezbędne mu do niego jak
tlen. W tę rutynę nagle wkracza i burzy mu ją jego siostry Sissy, nieco
niezrównoważona emocjonalnie początkująca piosenkarka. Ich wspólna koegzystencja nie ma
szans na powodzenie, bo Sissy na każdym kroku przypomina Brandonowi o tym, czego
tak bardzo się wstydzi. A więc wrzeszczy na nią, jest agresywny, odpycha ją,
gdy ta chce się przytulić. Dlaczego jeszcze? Czy dlatego, że ona jest w stanie
go „przejrzeć”? Czy przypomina mu o jakimś wydarzeniu z przeszłości? Czy
dlatego, że boi się, że nie powstrzyma przed nią swojej żądzy?
To
niedopowiedzenie w ich relacjach jest bodajże największym atutem filmu. Co
więcej, jest dla nas kluczem do zrozumienia problemu Brandona. A nie jest nim
bynajmniej seksoholizm. Ten film mógłby równie dobrze traktować o alkoholizmie
czy narkomanii, o każdym innym uzależnieniu (może poza papierosami, bo to inna
bajka). Problemem Brandona jest bowiem lęk przed bliskością, niemożność
angażowania się w relacje uczuciowe. Seks jest dla niego sposobem zabijania w
sobie emocji. Podobnie jak dla Sissy samookaleczenie się. Widz czuje, że źródła
tych nawyków tkwią w ich dzieciństwie, a myśl o traumie jakiej musieli wtedy
zaznać (molestowanie? kazirodztwo? jakaś inna krzywda z rąk rodziców?)
podsycana jest brawurowo przez sceny, w których między Sissy a Brandonem
pojawia się cielesna bliskość. To, co wydarzyło się w przeszłości sprawia, że
dziś dla Brandona miłość i seks nie idą w parze. Brandon nie chce uczuć w swoim
życiu, a Sissy wręcz odwrotnie – łaknie choćby chwili zainteresowania. Ten
konflikt musi skończyć się tragedią…
Wstyd składa się z wielu wymownych scen. A może nawet tylko z takich? Trudno nie
wzruszyć się, kiedy Sissy śpiewa New
York, New York, obarczając miasto winą za to, jakim jest człowiekiem. Trudno
nie współczuć Brandonowi, kiedy świadom, że sięgnął dna i upodlił się do granic
wstydu, prosi się o wymierzenie kary, na którą w swoim mniemaniu zasługuje.
Trudno nie zastanawiać się nad tym, dlaczego z takim upodobaniem operator
pokazuje nam bohaterów rozmawiających tyłem. Mistrzostwem jest jednak spięcie
filmu klamrą w postaci scen w metrze, w którym zarówno na początku jak i na
końcu filmu Brandon spotyka tę samą kobietę. Z tymże jego zachowanie w stosunku
do niej jest w dwóch tych scenach różne. A może jednak to tylko pozory? Otwarte
zakończenie daje miejsce naszej interpretacji. Czy człowiek jest w stanie
wyzwolić się ze szponów nałogu kiedy widzi, że krzywdzi nim nie tylko siebie,
ale i innych? Czy chorym człowiekiem coś jest w stanie tak bardzo potrząsnąć?
Reżyser zostawia nas z nadzieją, że może tak być. Co zrobił Brandon dalej ze
swoim życiem? Odpowiedź zależy od naszej wiary w człowieka.
Carrey Mulligan jest moim zdaniem nie tylko dodatkiem do Fassbendera, ale równorzędną dla niego partnerką |
Wstyd nie ma słabych momentów. To świetnie pomyślana i zagrana historia.
Fassbender oddaje się Brandonowi w całości, Mulligan wchodzi na szczyty swojej
wrażliwości. Oboje są prawdziwi i przejmujący w tym, co pokazują na ekranie. Na
klasę Wstydu pracują też znakomite
zdjęcia oraz muzyka. A seks? Czy nie ma go na ekranie za dużo? Moim zdaniem nie. Film na
pewno nie ociera się o pornografię. Choć oczywiście Fassbender przechadza się
przed naszym nosem jak go pan Bóg stworzył, a jego kochanki prężą się na
wszystkie strony, seks nie jest sednem tego filmu. Reżyser nie chce nas ani
zniesmaczyć, ani podniecić. Wyjątkowo wulgarna jest tylko jedna scena,
stanowiąca wręcz moment kulminacyjny Wstydu.
I wstydu Brandona. I naszego zdaje się także, a czyż nie to właśnie chciał
osiągnąć reżyser? Ale choć wielu będzie się ta scena nie podobać, ja jej będę
bronić, bo jest potrzebna, by lepiej pokazać klęskę bohatera. Poza tym, trudno
mówić o seksie nie pokazując go. A McQueen pokazuje go akurat tyle, ile
konieczne w tym wypadku.
Wstyd wydaje mi się być jednym z najważniejszych filmów traktujących o
problemach współczesności. Jednym z najbardziej autentycznych. Chyba już wszedł
do kanonu filmów, powiedzmy ostatniego dziesięciolecia, które znaczą coś więcej
niż dobrą rozrywkę. To obraz, który warto obejrzeć, by stanąć oko w oko z wcale
nie odosobnionymi problemami. O tym filmie, jak czuję, będzie się mówić przez
długie lata. Czy więc „wstyd nie znać”? Może nie wstyd, ale duża strata.
Moja
ocena filmu to 9/10.
A mnie film tak nie wkręcił,tzn. jest to dobre kino, ale nie rewelacyjne. Za dużo szumu, za dużo gifów z gołym Fassbenderem i człowiek podchodzi do tego jak bohater do swojego problemu...
OdpowiedzUsuńCzasami zbyt dużo szumu może tak wywindować nasze oczekiwania, że rozczarowanie bywa bolesne. Ja akurat byłam bardzo zaciekawiona przymierzając sie do tego filmu, byłam też przygotowana na to, że może mi się nie spodoba.
UsuńJa muszę koniecznie obejrzeć, od premiery się na niego napalam - i wszystko mi mówi, że mi się spodoba :) świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ja też byłam na niego napalona (hmm, w kontekście tego filmu to brzmi dwuznacznie;) i na szczęście się nie zawiodłam, czego Tobie życzę również.
UsuńChciałabym się kiedyś zmierzyć z tym filmem, choć nie jest on na liście filmów, które koniecznie muszę zobaczyć.
OdpowiedzUsuńNegatywne nastawienie dobrze nie robi, nic na siłę ;)
UsuńAleż nie jestem negatywnie nastawiona :) Po prostu to nie jest pozycja "już teraz muszę, bo wszyscy to oglądają". Czekam na jakiś właściwy czas.
Usuńodważne i w formie i w treści. Czy to wystarczy by uznać to za kino wielkie? Ale widać po drugim filmie tej pary, że warto ich obserwować - nie boją się iść pod prąd modom...
OdpowiedzUsuńNo właśnie, muszę obejrzeć Głód. Wcześniej w ogóle o tym nie myślałam, ale po Wstydzie nabrałam apetytu ;)
Usuńnie wiem czy wszedł już do kanonu, film jakich wiele, ładny wizualnie, ale czy na pewno aż tak treściwy w środku? mi czegoś w nim brakowało i nie licząc piosenki NYNY chyba nic nie jest tu warte zapamiętania ;))
OdpowiedzUsuń