8.05.2012

Szkarłatny płatek i biały (Michel Faber, 2002)


Szkarłatny płatek i biały to książka, która zawładnie Waszym czasem na kilkanaście dni. 850 stron początkowo przeraża, ale wydaje się być obietnicą fascynującej podróży w przeszłość, do drugiej połowy dziewiętnastego wieku. Warto podjąć to wyzwanie, bo takiego obrazu wiktoriańskiego Londynu, który wyłania się z tej powieści, nie znajdziemy u tworzących ówcześnie sióstr Bronte czy Dickensa. Wtedy szanującym się pisarzom pisać o ciemnych zakamarkach miasta i dusz ludzi je zamieszkujących, pisać nie wypadało. W XXI wieku to co innego. Michael Faber nie musiał stosować żadnych ograniczeń. Jego Londyn to miasto prawdziwej rozpusty. Zderzenie świata próżniaczej klasy wyższej ze światem nędzarzy i prostytutek. W tym mieście ludzie kierują się swoimi żądzami i obsesjami. To miejsce nie jest ani piękne, ani przyjazne, nie jest miastem z przewodnika.

W pierwszym rzędzie, ta napisana z rozmachem powieść, to historia młodej prostytutki, Sugar, do której pewnego dnia uśmiecha się szczęście: oczarowany nią, a przede wszystkim jej nadzwyczajnym intelektem, William Rackham, właściciel fabryki perfum, odmienia jej nieciekawy los. Najpierw wyciąga ją z domu publicznego pani Castaway, de facto jej rodzonej matki, którego jest niejako „znakiem firmowym” i daje własne mieszkanie, a po jakimś czasie zatrudnia ją jako guwernantkę swej kilkuletniej córki. Możnaby więc tę powieść odczytywać po prostu jako pocieszającą historię o tym, że los potrafi się cudownie odmienić. Coś w rodzaju „od pucybuta do milionera”. Ale po pierwsze, życie Sugar w rezydencji Williama wcale nie jest usłane różami, a po drugie Faber podejmuje zbyt wiele innych interesujących tematów, by traktować jego debiut powieściopisarski (wcześniej pisał opowiadania) tak powierzchownie. Co autora interesuje znacznie bardziej to religia (od obłąkańczego fanatyzmu do jej negacji), kwestia moralności, pożądania, seksualności, a nader szczególnie wzajemne relacje w jakie wchodzą z sobą te zjawiska.

Przybliża nam je za pomocą galerii oryginalnych postaci, spośród których wymienić należy przede wszystkim: Agnes – chorą umysłowo żonę Williama, mającą obsesję na punkcie wiary, Henry’ego – brata Williama, rozdartego miedzy pożądaniem a duchownym powołaniem, panią Fox – sfrustrowaną erotycznie kobietę, która sprowadza prostytutki na lepszą drogę, ale jednocześnie sama pragnie zaznać namiętności u boku Henry’ego. Poznajemy też Ashwella i Bodleya – rozpustnych przyjaciół Williama, piszących obrazoburcze książki….W końcu istotnym bohaterem jest sam William, znudzony swoim życiem, chorą żoną, obowiązkami zawodowymi, szukający ucieczki od domowych spraw w ramionach prostytutek. One same też są ważnymi bohaterkami – w większości bezrefleksyjnie wykonują swoją pracę, nie mając żadnych ambicji, przyjmując swój los za z góry przesądzony. 

Jest to też w pewnym stopniu książka o seksie, jego mocy, o tym, co można dzięki niemu osiągnąć i o tym, że jest on ogromną pokusą, zwłaszcza, że rządzą nami popędy. Siłą rzeczy pojawiają się tu więc stosowne opisy. Są one dość naturalistyczne, nieszczególnie metaforyczne, ale też nie wulgarne czy obrzydliwe. Co prawda, Faber nie przebiera w słowach, ale język jest dostosowany do czasów w których rozgrywa się akcja. Nie stroni jednakże od opisywania czynności fizjologicznych w sposób jak najbardziej dosłowny czy od nazywania wprost intymnych części ciała. Ta książka jest więc w pewnym sensie odważna, ale raczej nie dlatego, że w ogóle podejmuje takie kwestie, lecz dlatego, że przyzwyczajeni jesteśmy raczej do innego sposobu przedstawienia czasów wiktoriańskich.


To, bez czego pewnie nie byłoby nad Szkarłatnym płatkiem i białym tylu zachwytów to jednak przede wszystkim szczególny rodzaj narracji – wszechwiedzący narrator (a właściwie narratorka) zwraca się bezpośrednio do czytelnika wprowadzając go w świat przedstawiony używając słów, które mają pobudzić jego wyobraźnię ażeby poczuć, że jest w samym środku opisywanych wydarzeń. Dla przykładu:

Możesz już wyjść z ukrycia. Rozgość się, bo w pokoju zapadł całkowity mrok, który będzie tu panował aż do świtu. Jeżeli chcesz, możesz nawet zaryzykować i położyć się obok Caroline, która zapomina o Bożym świecie, gdy śpi, i nie zauważy twojej obecności – o ile tylko zdołasz się powstrzymać i nie dotkniesz jej.

Jesteśmy przez narratora prowadzeni za rękę, a to zacieśnia nasz kontakt ze światem przedstawionym. Czujemy się podglądaczami obserwującymi mieszkańców Londynu z odrobiną wyższości, bo narrator wpaja nam, że właściwie nikt tu nie jest kryształowo czysty. Największe jednak na mnie wrażenie zrobiło przyrównanie naszej relacji z ową książką do relacji…no właśnie:

A przecież nie wybrałeś mnie na chybił trafił. Wzbudziłam w tobie pewne oczekiwania. Nie wstydź się: miałeś nadzieję, że spełnię wszystkie twoje pragnienia, do których boisz się przyznać, a w najgorszym wypadku zapewnię ci dobrą zabawę. Teraz wahasz się, ciągle mnie obmacujesz, ale masz ochotę wypuścić mnie z rąk. Kiedy po raz pierwszy mnie dotknąłeś, nie od razu się zorientowałeś, jaka jestem duża. Nie przypuszczałeś także, że tak szybko i głęboko cię zainteresuję. 

Bardzo zaskakuje zakończenie, zwłaszcza, że na końcowych kartach powieści atmosfera robi się coraz gęstsza, akcja zdecydowanie przyspiesza, a sprawy przyjmują nieprzewidywalny obrót, naturalne jest więc, że chce się pochłonąć następne strony jak najszybciej, by dowiedzieć się jak to wszystko się skończy. A finał nie daje niestety tych odpowiedzi. Z drugiej strony, mimo iż otwarte zakończenie daje poczucie niedosytu, lepsze jest chyba od zakończenia ckliwego lub od najprostszego rozwiązania, za którym szedłby jakiś podnoszący na duchu morał. Zamiast kończyć happy endem albo odwrotnie, gorzkim endem, pozostawiono dalszy los bohaterów w sferze niedomówień, dając możliwość interpretacji czytelnikowi, co raczej rzadko spotykane jest w literaturze. Ale dla tych którzy nie wyobrażają sobie życia w takiej niewiedzy Faber wydał Jabłko, tom opowiadań, w których śledzimy dalsze losy kilku bohaterów Szkarłatnego płatka…

Bardzo polecam Wam tę powieść. Mocno wciąga. Jeśli lubicie dłuższe wyprawy w świat fikcji to powinno się wam spodobać, a czas spędzony z bohaterami nie będzie stracony. Ta pozycja to nie tylko rozrywka, ale przede wszystkim inne spojrzenie na czasy wiktoriańskie, które być może rzeczywiście nie były wcale mniej grzeszne od dzisiejszych. A może nawet  były bardziej?  


Moja ocena to 8/10.


P.S. BBC oczywiście zdążyło już (tzn. w 2011 roku) nakręcić miniserial na podstawie bestsellera Fabera. W roli Sugar obsadzono Romolę Garai, którą uważam za całkiem dobrą aktorkę, ale jakoś nie pasuje mi fizycznie do tej postaci. Mam więc powód (czyli sprawdzenie jak wypadła), by ten czteroodcinkowy serial kiedyś obejrzeć. Produkcja wydaje się być tym bardziej ciekawa, że w panią Castaway (burdelmamę, można rzec) wciela się zapomniana trochę Gillian Anderson. Tymczasem również Hollywood bierze się za prozę australijskiego pisarza (tak, co ciekawe, Faber jest Australijczykiem). Jeszcze w tym roku swoją premierę ma mieć Pod skórą, film na podstawie książki o tym samym tytule. Główną rolę powierzono Scarlett Johansson, aktorce, którą bardzo lubię, więc nie pozostaje mi nic innego jak zdobyć książkę, przeczytać (choć trochę się obawiam, bo to  ponoć science-fiction) i czekać na film. 

6 komentarzy:

  1. nie czytałam debiutu powieściopisarskiego, ale znam autora, miałam okazję przeczytać opowiadania zebrane w tomie pt. "Bliźnięta Fahrenheit [czy jakoś tak]" i pamiętam, że ta książka zrobiła na mnie duże wrażenie, do dzisiaj z niepokojem wspominam tę opowieść o dzieciach wychowywanych krainie śniegu... mocne

    Szkarłatnego ptaka mam w domu, ale grubość tej książki sprawiła, że nadal się za nią nie zabrałam... chyba wstyd...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie wstyd, ja to zupełnie rozumiem ;) Ja sama jestem zaskoczona, że zabrałam się za tak grubą książkę i że przeczytałam do końca (choć to nietrudne, bo naprawdę wciąga). To chyba najgrubsza książka, jaką przeczytałam kiedykolwiek! Teraz żaden Ulisses nie powinien mi być straszny ;)

      Usuń
  2. Mnie z kolei wstrzymuje 900 stronicowa autobiografia Thatcher.^^ I tak moim rekordem jest "To" Kinga (prawie 1200 stron).

    Wiktoriański Londyn (co się roznosi na całą Anglię) niemal zawsze przygarnę. Gdyby nie Twoja recenzja, prawdopodobnie nie zwróciłabym na nią uwagi. Ciekawe z jaką książką wyskoczysz przy następnej okazji, bo dobrze się Ciebie czyta (envy mode on).

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, wiktoriański Londyn to jest to ;) Ja o Szkarłatnym płatku słyszałam już dawno, ale tak jak już wspominałam - najczęściej omijam bestsellery. Ale pod wpływem jakiejś recenzji zachciało mi się ją przeczytać, podobnie jak Tobie pod wpływem mojej jeśli dobrze rozumiem ;) Teraz mam zamiar zdobyć Jabłko, a potem może coś Sarah Waters - ta współczesna autorka także akcję swoich książek umieszcza w tamtych czasach. Podobno świetna jest jej Złodziejka. A póki co jak widać czytam Vilette, choć na razie szału nie ma. Nie wiem co będzie kolejną recenzją, ale mam nadzieję, że zrobi równie dobre wrażenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie liczba stron mało kiedy przeraża, wiadomo :) Gdzieś już słyszałam o tej książce, ale czy do niej zajrzę, nie wiem. Nie wiem, czy lubię tego typu historie, choć prowadzenie narracji wydaje się ciekawe (rzadko mam z czymś takim do czynienia). Nigdy nie mów nigdy, więc kto wie co przyniesie przyszłość...

    OdpowiedzUsuń
  5. proszę czy ktoś wie kim był narrator w tej powieści erotycznej? Kriss

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...