23.05.2012

To już jest koniec, jesteśmy wolni - czyli ostateczne pożegnanie z Desperate Housewives i House'm






TEKST NIE ZAWIERA SPOILERÓW
W poniedziałek nastąpił koniec pewnej serialowej ery. Przynajmniej moim zdaniem. Stacja FOX wyemitowała ostatni odcinek – chyba mogę użyć tego sformułowania – kultowego już serialu House. Tydzień wcześniej pożegnaliśmy na zawsze gospodynie z Wisteria Lane, którym poświęcony był serial ABC, Desperate Houseviwes. Co łączy oba te seriale? A to, że wystartowały przed ośmioma laty i były jednymi z prekursorów swoistej mody na oglądanie seriali, jaka rozpanoszyła się po świecie w ostatnich latach. Owszem, wcześniej seriale też były, ale podawane w zupełnie innej formie. Były to seriale bardziej w stylu soap opera, a więc jeśli nie ciągnące się przez wiele, wiele setek odcinków jak General Hospital czy brytyjskie East Enders, to przynajmniej o bardzo mało skomplikowanej fabule, seriale stricte obyczajowe, w których treść zdecydowanie górowała nad niezbyt finezyjną formą np. Dynastia. Byli też oczywiście bardziej ambitni Przyjaciele czy Przystanek Alaska – takie perełki jednak nie zdarzały się często. Seriale każda stacja TV w swojej ofercie miała, ale nie dominowały one w repertuarze. Osobną sprawą są wybitne jakościowo seriale HBO, począwszy od Sexu w wielkim mieście z 1998 roku, przez Rodzinę Soprano, Oz, The Wire, Six Feet Under. HBO może i zapoczątkowała boom na robienie seriali w bardzo „filmowym” stylu, ale kto w tamtych czasach miał HBO? Internet też mieli nieliczni. Nie chcę tu opisywać etapów wzrastania popularności seriali, bo nie jestem w tym kompetentna i nie będę nawet udawać, że mam taką wiedzę. Ale tak się złożyło, że po roku 2004, po sukcesie przede wszystkim Lost, House’a i Desperate Houseviwes, seriali (oczywiście mowa o produkcjach amerykańskich) wyrosło nam jak grzybów po deszczu. I z każdym rokiem przybywało. Nie wiem czy faktycznie mam rację, ale wydaje mi się, że ludzie na całym świecie zaczęli je jednak oglądać z pewnym opóźnieniem, kiedy seriale te dotarły do ich rodzimych stacji TV (a jak wiadomo to się wtedy nie działo tak szybko po amerykańskiej premierze, jak dzisiaj). Potem – znów nie wnikam jak i dlaczego (chociaż odpowiedź na to drugie pytanie jest w sumie oczywista) – widzowie przenieśli się sprzed TV przed komputery i zaczęła się na dobre serialowa mania. Rekordziści potrafią oglądać na bieżąco nawet 30 seriali (albo tylko tak się przechwalają na Popcornerze – który swoją drogą schodzi na psy). Co istotne dla mojego wywodu – trzeba sobie uzmysłowić, że te seriale zupełnie odmieniły: po pierwsze sposób oglądania TV w ogóle i po drugie sposób robienia seriali. House wywołał boom na medycynę i wszelkie okołomedyczne tematy w serialach oraz na mianowanie głównymi ich bohaterami postaci dość powiedzieć, mniej lub bardziej socjopatycznych. Gotowe na wszystko chyba trochę zreformowały podejście do seriali dla i o kobietach, ale nie będę rozwijać tego wątku, bo wyszłyby mi pewnie jakieś dywagacje okołofeministyczne (zresztą za mało seriali o kobietach obejrzałam, by się wypowiadać). Nie mniej jednak, mniej więcej od 2004 roku każda szanująca się stacja chce mieć swój serial. A właściwie wiele seriali, reprezentujących różne gatunki. I dziś, kiedy przychodzi się pożegnać z House’m i Desperatkami, na naszych oczach kończy się pewien etap tego zachłyśnięcia się serialową fikcją. Jak długo pociągnąć mogą jeszcze "ciągnący" się od wielu sezonów Chirurdzy, Dexter, Kości, Plotkara czy Californication? Ja już nie oglądam zbyt wielu seriali (z tych wymienionych właściwie tylko jeden…) i wydaje mi się, że podobnie jak mi, ludziom seriale się trochę przejadły. Czemu? Bo chyba stają się wtórne. Czy zachwyciła Was albo w ogóle zainteresowała fabułą jakaś nowość debiutująca jesienią 2011? Mnie skusiła tylko New Girl. Gdy zakończą swoją emisję te wyżej wspomniane, „wiekowe” już seriale, a sądzę że w przeciągu dwóch lat tak się stanie, to czy będziemy wspominać o jakimś innym serialu w taki sposób, jak o  nich i o tych dwóch właśnie zakończonych – że zmienił to i tamto, że zapoczątkował to i tamto…? Ja szczerze mówiąc odetchnę z ulgą gdy zakończą się Chirurdzy, gdy zakończy się Czysta krew, 90210 (tak, tak – guilty pleasure – nomen omen, wyrażenie chyba zupełnie większości z nas nieznane przed serialowym boomem A. D. 2004). Będę wolna i nie mam zamiaru wiązać się z kolejnymi produkcjami. No, może z jakąś jedną…Wiem, wiem, powiecie, że nikt mi nie każe oglądać seriali. To prawda, ale istnieje jeszcze coś takiego jak przywiązanie, naturalna ciekawość co będzie dalej  i potrzeba identyfikacji na dłuższą metę, dłuższą niż  w przypadku lektury książki czy obejrzenia filmu. Jednak seriale to straszne czasopożeracze. I jak wspomniałam – wątpię żeby coś mnie jeszcze na tyle zainteresowało, żebym chciała to obejrzeć z zaciekawieniem. Co prawda na mojej liście seriali do obejrzenia na filmwebie znajdziecie kilkanaście produkcji, ale jestem pewna że nie obejrzę ich w najbliższej przyszłości, o ile obejrzę w ogóle. Ochotę na oglądanie większości z nich odebrało mi nieustannie pisanie i mówienie o nich. Czuję się prawie jakbym je obejrzała. Z kolei chęć na inne była wywołana bardziej ich chwilową popularnością niż faktycznym zainteresowaniem. Czy ja faktycznie muszę znać wszystkie najpopularniejsze seriale? One dziś już tylko przychodzą i odchodzą, zaczynają się i kończą, o ile nie zostają nagle i niezapowiedzianie skasowane. Takich, o których można powiedzieć, że zrewolucjonizowały TV lub nasze podejście do niej, już nie będzie. Jedynym wyjątkiem, który chcę nadrobić jak najszybciej jest Mad Men – interesują mnie lata 60., fascynuje mnie ich klimat, ciekawi mnie historia, jestem więc tym serialem mocno zainteresowana.

Dobra, wieszczę zmierzch seriali – taka konkluzja. Ale wypadałoby napisać też kilka słów o tych dwóch pierwszych rozstaniach z serialowymi kamieniami milowymi. W obydwu przypadkach finały te wyglądały inaczej niż gotowi byliśmy pomyśleć oglądając kilka ostatnich odcinków każdej z produkcji. Co innego nam obiecywano, przynajmniej przez drugą połowę sezonów. Zwodzono nas, sugerowano, że zakończenia nie będą szczęśliwe, zaskakiwano niespodziewanymi zwrotami akcji. Na forach powstawały różne scenariusze, wyobraźnia fanów pracowała w ostatnich tygodniach na przyśpieszonych obrotach. Tymczasem obydwa finały okazały się być poprawne, ale dalekie chyba od naszych wyobrażeń. Po prostu zbyt mało spektakularne i ryzykowne. Czy to są pożegnania w wielkim stylu, jak chciałoby się automatycznie napisać? No chyba nie (ten zauważalny nadmiar słówka chyba w tym tekście, wynika z tego, że mogę pisać tylko ze swojego punktu widzenia i ewentualnie sugerować się opiniami innych widzów, którzy podzielają moje zdanie, ale zarówno krytycy, tak zwani znawcy, jak i Wy możecie mieć całkiem inne). Pożegnania okazały się bezbolesne i szczerze mówiąc nie wywołały we mnie większych emocji, czego na przykład nie mogę powiedzieć o finale ósmego sezonu Chirurgów, który wycisnął mi łzy z oczu, a przecież to jeszcze nie finał ostateczny. Co więc poszło nie tak? Rozwiązania, jakie zaproponowali twórcy tych dwóch seriali są zbyt proste, naiwne i mało wiarygodne, przede wszystkim jednak, jak sądzę, zbyt niedopowiedziane i zbyt szczęśliwe. No, ale to tylko seriale i w nich możliwe jest wszystko. Nie chodzi o to, że wszyscy najważniejsi bohaterowie powinni umrzeć, iść do więzienia albo się stoczyć. Po prostu te wszystkie cliffhangery, niespodziewane choroby, przemiany bohaterów sprawiły, że napisaliśmy sobie inny scenariusz, który się jednak nie sprawdził. Reżyserzy i scenarzyści mieli niebywałą okazję by zaszaleć, bo przecież widzowie już nie ukarają ich nadmiernej fantazji spadkiem oglądalności. A okazali się być jednak bardzo zachowawczy. To tyle jeśli chodzi o rozwiązania fabularne. Co jednak z realizacją? Tu chyba też pół na pół. House miał lepsze momenty w swojej historii, ale trzeba przyznać, że finał był dość nieprzewidywalny i oglądając go trudno było przewidzieć co nastąpi dalej. No i zebrał na planie prawie wszystkich kluczowych bohaterów, którzy przewijali się przez ekran (i życie House’a) w ciągu tych ośmiu sezonów. Ale gdy już wiadomo jak się serial skończył, można enigmatycznie powiedzieć, że House okazał się jak zwykle wodzić wszystkich za nos. Natomiast Desperatki trzymały w napięciu średnio i najważniejszą odpowiedź, zbyt prostą i mało wiarygodną, przyniosły mniej więcej w połowie odcinka. Reszta czasu poświęcona była pożegnaniu – bardzo sentymentalnemu, opatrzonemu łzawą muzyką i przewidywalnemu. I byłoby jak w średniej jakości obyczajówce (jaką na pewno DH nie było), gdyby nie fantastyczny pomysł spięcia odcinka i w ogóle całego serialu klamrą w postaci nowej lokatorki Wisteria Lane. To hołd złożony najważniejszej z nich, głównej bohaterce serialu – Tajemnicy.  

Tak się składa, że zarówno House jak i Gotowe na wszystko były ni mniej, ni więcej jak serialami o przyjaźni
Cóż, finały chyba nigdy nie są i nie będą w stanie w pełni zadowolić wszystkich. Ale są zawsze tylko jedne jedyne i innych nie dostaniemy. Na szczęście umysł ludzki jest dosyć wybiórczy i w pamięci zostają przede wszystkim najlepsze sceny, momenty, dialogi…No i możliwość fantazjowania, której nikt nam nie odbierze: co by było gdyby i co by było dalej…

10 komentarzy:

  1. Ja z House'm jeszcze nie skończyłam. Zatrzymałam się na szóstym sezonie, nadrabiając inne i tak zostało.
    Wybór seriali jest tak ogromny, że zawsze coś dla siebie można znaleźć. Na pewnie jeszcze kiedyś powstanie serial, który z czasem stanie się kultowy.
    Ja osobiście nie oglądam ich w dużych ilościach.

    "Gotowych na wszystko" nigdy nie oglądałam. Nie wiem czy dużo straciłam, ale w dobie internetu zawsze mogę go nadrobić. I nie tylko ten.
    Ale jak napisałaś, seriale do zjadacze czasu, więc się poważnie zastanowię.
    Na dzień dzisiejszy oglądam 5 seriali i tylko z jednym jestem na bieżąco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy powstanie jeszcze taki serial? No nie wiem. Myślę że teraz już trudno będzie zrobić coś oryginalnego, a chyba tylko to ma szansę na zdobycie miana kultowości.
      Jestem przekonana że Gotowe... by Ci się spodobały. Możesz nadrobić, oczywiście, ale namawiać Cię nie będę. Jednakże na lato klimat tego serialu jest jak znalazł ;)

      Usuń
  2. o House pisać nie będę, bo zrobiłam to już u siebie, wybacz ;)

    kilka uwag do tekstu, po pierwsze oglądanie 30 seriali na bieżąco [przez co rozumiem jeden, premierowy odcinek tygodniowo] jest jak najbardziej możliwe [to raptem trochę ponad 3 godz dziennie] i sama przechodziłam taki okres;

    co do pytania, które padło, tak zaczęłam oglądać "Tajemniczy krąg", ale zgadzam się że za rok dwa, gdy odejdą seriale giganty nie będzie już co oglądać [jesienią zaczęłam od 8 nowości a skończyłam na jednej], szczególnie boli mnie rychły koniec "Fringe" ;(((

    i jeszcze jedno, naprawdę płakałaś na Chirurgach???? Jej, osobiście gdy umierała Lex robiłam herbatę i zastanawiałam się co zrobić na obiad, to był strasznie nudny odcinek, nie podobało mi się

    a mam jeszcze jedno pytanie co do Chirurgów, czy Mer z Derekiem w końcu zostają w serialu czy odchodzą, bo ja już zgłupiałam ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, czytałam :)

      Ok, to możliwe, nie przeczę, ale mi by się nie chciało. W pewnym sensie to podziwiam - jak tu się nie pogubić w fabułach? z drugiej strony to mi wygląda na straszliwe uzależnienie...

      Tajemniczy krąg - kurczę, to mi nic nie mówi ;/ chyba że znam oryginalną nazwę

      Tak, płakałam na Chirurgach, bo po pierwsze bardzo lubiłam Lexie - zaspoilerowałaś trochę ;)- a po drugie jestem cholerną romantyczką więc scena wyznawania miłości też mnie ujęła. Akurat ten serial zawsze odbieram bardzo emocjonalnie. Mer z Derekiem jak na razie zostają, kilka dni przed emisją finału zostało ogłoszone że podpisali kontrakt na następne dwa lata. Ale pewnie wszystko może się zdarzyć.

      Usuń
    2. za spojler przepraszam, ale trudno nie spojlerować i jednocześnie mówić o odcinku; a jeszcze kilka tygodni temu ogłoszono, że Dempsey rezygnuje z serialu, nie podoba mi się ta zagrywka; ja w ogóle mam coraz mniejszą ochotę na oglądanie tego serialu...

      co do uzależnień [patrz moja notka o House], żartuje, ja np. oglądałam je jedząc śniadanie [zamiast telewizji śniadaniowej], sprzątam przy nich, czasami coś gotuje, prasuje ;) dwie pieczenie na jednym ogniu ;)

      a serial w oryginale to The secret circle- i skupia się na przygodach nastoletnich wiedźm [obu płci]

      Usuń
  3. Nie wiedziałam, że miały start w tym samym roku :> Dłużej dotrwałam w Housie, ale tylko dlatego, że telewizja emituje w miarę na bieżąco jego odcinki. Chociaż ostatni sezon, który widziałam na TVP był beznadziejny - aż żal patrzeć było na to. Nie wiem jak jest dalej. Ale wydaje mi się, że to dobry moment, żeby powiedzieć sobie DOŚĆ. Domyślam się, że najtrudniejszy krok dla ekipy i producentów obu seriali, bo "House" i "Gotowe na wszystko" to kury znoszące złote jaja :)

    OdpowiedzUsuń
  4. can you tell me from which episode is the last picture of house and wilson?

    OdpowiedzUsuń
  5. can you tell me from which episode is the last picture of house and wilson?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, i don't know :( I just took this photo from Google. Sorry :(

      Usuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...