2.10.2014

Z notatnika kinomanki, cz. XXVIII

Adventureland

6/10




Przyjemny film młodzieżowy, który nie wnosi zbyt wiele do gatunku. Plusem jest osadzenie akcji w latach 80., co przekłada się na nostalgiczny klimat filmu. Ogląda się go zresztą tak, jakby faktycznie powstał w roku 1987. Adventureland pokazuje różne odcienie dorastania i robi to w sposób wiarygodny. Niemniej jednak, historia jest przewidywalna, nie skłania do przemyśleń i nie zawiera szczególnie głębokich treści. Ale ogląda się całkiem przyjemnie, co m.in. jest zasługą dobrego castingu (Jesse Eisenberg bardzo trafnie obsadzony).

Very Good Girls

7/10



Dakota Fanning i Elizabeth Olsen – dwie młode nadzieje kina – w jednym filmie. Dla ciekawostki dodam, że reżyserka filmu – Naomi Foner – to matka Jake’a i Maggie Gyllenhallów, do tej pory znana jako scenarzystka (Złoty Glob za Stracone lata). Very Good Girl to podobnie jak Adventureland kolejna historia o dojrzewaniu, jednak trochę bardziej gorzka. Przyjaciółki Gerry i Lilly tego lata mają zamiar stracić dziewictwo. Pech chce, że zadurzają się w tym samym chłopaku, Davidzie. Chłopak flirtuje z obydwiema, jednak romans zaczyna się między nim a Lilly. Kiedy umrze ojciec Gerry, Lilly poprosi Davida by spotkał się z jej przyjaciółką, a sama się z nim rozstanie…Very Good Girls to kameralne kino skłaniające do refleksji. Bohaterki – bardzo różne od siebie, dorastające w skrajnie różnych domach – nie są szalonymi dziewczynami pozbawionymi rozsądku, gotowymi na wszystko, jak to w podobnych produkcjach bywa. Film nie skupia się na ich obsesji na punkcie pierwszego razu – a mogłoby tak przecież być – lecz na wyborach przed jakimi stają i dorosłych decyzjach, jakie muszą podejmować. Filmy o nastolatkach można podzielić na dwa typy: czysto komediowe i rozrywkowe, które ogląda się bezrefleksyjnie oraz ciepłe oraz urocze, które angażują widza. To zdecydowanie film z tej drugiej kategorii. Polecam i ze względu na samą historię (choć zakończenie mogłoby być inne), i ze względu na młode, zdolne aktorki. Co ciekawe, ja po tym filmie miałam bardzo intrygujący sen, a że sny mam (albo pamiętam, jak kto woli) bardzo rzadko, to postrzegam to jako kolejny plus na poczet filmu.  

Pod Mocnym Aniołem

5/10



Lubię filmy Wojtka Smarzowskiego. Więcej – oglądam każdy jego film, czekam na każdy jego film i uważam, że to jeden z naszych najlepszych reżyserów w średnim wieku. Co prawda, Drogówka nie zrobiła na mnie już takiego wrażenia jak Wesele czy Dom zły, ale nie sądziłam, że Smarzowski zaczyna na dobre obniżać loty. Tymczasem stało się: Pod Mocnym Aniołem mi się nie podobało. Nie podobała mi się forma tego filmu, który złożony jest z luźnych scen, bezsensownie ze sobą wymiksowanych, co przypomina w zasadzie nie film fabularny, a prędzej dokument czy reportaż. Być może nawet gdyby to był reportaż oceniłabym go bardzo wysoko. Ale to miał być film. Niestety, na ten film nie da się patrzeć. Głównie przez taką pociętą byle jak fabułę (wiem że taki był zamysł, ale moim zdaniem nie sprawdził się), ale też przez morze obrzydliwości, które wylewa się z ekranu. Jasne, dzięki takim mocnym obrazom pijackich libacji i ich konsekwencji, film jest przestrogą przed alkoholizmem. Jednak przede wszystkim ten film zniechęca do alkoholików, napawa obrzydzeniem, pozostawia bez współczucia dla nich. A nie wiem, czy tego właśnie chciał reżyser. Oczywiście, bez zarzutu jest aktorstwo i chyba tylko dzięki niemu ten film powszechnie uważany jest za dobry. Nie jestem w stanie wystawić oceny niższej niż 5, bo wiem co Wojtek chciał osiągnąć i doceniam całą jego inwencję. Ale coś jednak poszło nie tak. Mam jednak nadzieję, że kolejnym filmem – o Wołyniu – reżyser wróci na stare tory. Druga Róża nie byłaby zła.

Na zawsze Laurence

6/10


Ten film jest zdecydowanie za długi. O tyle za długi, że część fabuły umyka i po seansie się o niej nie pamięta. Czuję, że to będzie ten film Dolana, który będę lubić najmniej, choć przecież opowiedziana historia i sposób narracji zasługują na docenienie. Oczywiście w tak długim filmie dużo jest tego, co u Dolana najlepsze – pięknych zdjęć, slow motion, efektownych stylizacji i dobrej muzyki. Estetyczna perełka, jak poprzednie dzieła Kanadyjczyka. Niestety to właśnie zapamiętuje się z niej najlepiej. Historię Laurence’a który przebiera się za kobietę, i jego związku z żoną, można by jednak streścić do 2 godzin i nie straciłaby na jakości. Bo przede wszystkim w tej opowieści nie ma potencjału na trzygodzinny film. Mimo wszystko ogląda się ją z zaciekawieniem, bo takich historii jak ta nie ma w kinie wiele. To pean na cześć prawdziwej miłości. Na uwagę zasługują aktorzy: Suzanne Clement, Melvil Poupad i Monia Chokri.

Magia w blasku księżyca

7/10



Woody Allen od pewnego czasu kręci naprzemiennie filmy lepsze i gorsze. Choć słowo gorsze wcale nie oznacza: złe. Jego zeszłoroczna Blue Jasmine to było coś: kino mocne, przenikliwe, doskonale komentujące współczesność, w dodatku była to luźna adaptacja Tramwaju zwanego pożądaniem. Można się więc było spodziewać, że w kolejnym filmie Allen spuści z tonu i podąży w bezpieczne, eksploatowane przez siebie wielokrotnie, rejony. I faktycznie Magia w blasku księżyca to film, w którym Woody się powtarza. Wszystko to, co widzimy na ekranie już było – i Paryż, i magia, i iluzja, i związek z dużą różnicą wieku, i lata 20. W dodatku Colin Firth gra typowo allenowskiego bohatera – zrzędliwego neurotyka, typa, który niczym nie zaskoczy wiernych widzów Allena. Ale właśnie wiernym widzom Allena ten film powinien przypaść do gustu. To wysmakowany wizualnie obraz, z charakterystycznymi dla Allena postaciami i dialogami, zakończony refleksyjną puentą. To film kameralny, z niewielką liczbą bohaterów, którego akcja snuje się dosyć powolnie. Ale jest to zdecydowanie film o czymś – nie tylko się na niego przyjemnie patrzy, ale też coś się z niego wynosi dla siebie. Bo filmy Allena to zawsze takie klasyczne przypowieści. Prawie zawsze, bo nie można tego powiedzieć chociażby o dość nudnych Zakochanych w Rzymie. Formuła nowelowa to coś co ewidentnie nie wychodzi Woody’emu.

Dawca pamięci

7/10



Na co dzień nie oglądam takich filmów. Sama zresztą nie zwróciłabym na niego uwagi. Ale zostałam namówiona i zgodziłam się bez oporów, bo spodobał mi się zwiastun obejrzany dwukrotnie w kinie. Wizja utopii i antyutopii to jeden z tych tematów, które w kinie sci-fi toleruję. Film jest ekranizacją powieści Lois Lowry pod tym samym tytułem i budzi oczywiste kontrowersje wśród jej czytelników. Ponieważ do nich nie należę, naprawdę nie mam się na co oburzać. Na co dzień nie oglądam podobnych filmów – nie znam Igrzysk śmierci, Niezgodnej i innych tego typu tytułów – i być może właśnie dlatego Dawca pamięci mi się podobał. To dobry film, w którym niczego nie brakuje. Jest klimat, jest dobre aktorstwo, jest wciągający scenariusz. Do tego film prezentuje się ciekawie od strony wizualnej. Wiem jednak, że jego tematyka jest wtórna i nie dziwię się słabszym ocenom. To nie jest film pozbawiony wad. Można się czepiać zakończenia, jak również tego, że nie wszystko w filmie zostało wyjaśnione, a scenarzyści okazali się niekonsekwentni. Niemniej jednak, jest to film ciekawy i mądry, robiący wrażenie samą tematyką. Bo kto z nas nie jest ciekawy przyszłości i tego, czy możliwe jest stworzenie świata, w którym każdy będzie szczęśliwy?

Ida 

8/10




Jak to trafnie ujęła Klaudyna, takie filmy jak ten są obciążone myśleniem nad tym, gdzie jest tkwiące w nich arcydzieło. Bo przecież cały świat trąbi że Ida to arcydzieło. Pewniak do Oscara itd. Trudno skupić się na obrazie, jeśli ogląda się go w poszukiwaniu czegoś. To coś może wówczas umknąć. Czy mi umknęło? Nie wiem. Bo choć uważam, że Ida jest filmem bardzo dobrym, a może nawet świetnym, to jednak jest to dla mnie film jeden z wielu. Nic wyjątkowego, nic co od razu dodałabym do ulubionych czy chciała oglądać ponownie. Ale nie oznacza to, że nie kibicuję Idzie na drodze do Oscara. Byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby choć jedna statuetka trafiła w ręce jej twórców. Nie wiem z jakimi filmami Idzie przyjdzie się zmierzyć, nie wiem czy będą to filmy gorsze czy słabsze, ale wiem, że jest to film skrojony pod nagrody. Choć oczywiście nie zakładam, że taki był zamysł jego twórców. Co mi się w Idzie podobało to przede wszystkim warstwa wizualna, która przełożyła się na specyficzny, kameralny klimat. Czarno-biała taśma ma coś w sobie, coś co uszlachetnia każdy film, jak bardzo banalny by on nie był. Poza tym na uwagę zasługują zdjęcia, piękne wysmakowane kadry. Doskonałym uzupełnieniem klimatu jest jazzowa muzyka. Wszystko to sprawia, że Idę można pomylić z filmem szkoły polskiej lat 50, czy 60. Fascynująca jest również tematyka, dla jednych kontrowersyjna, dla innych po prostu odważna. Paweł Pawlikowski podjął się śliskiego tematu polskiego antysemityzmu, ale do tematu podszedł z subtelnością i dystansem. Nie należy jednak Idy rozpatrywać wyłącznie jako filmu o polskiej historii. Dla mnie to przede wszystkim ciekawa opowieść o dwóch światopoglądowo różnych kobietach, studium kobiecej psychiki, studium psychiki kobiet o trudnych życiorysach. I film o wyborach na drodze do znalezienia własnej tożsamości. Z cudownym otwartym zakończeniem. Tak, Ida podobała mi się bardzo. Ale to taki film, który – być może ze względu na niedostatek dialogów – ogląda się raz, by się nim zachwycić i nigdy więcej nie wrócić. A nie jestem pewna, czy o to chodzi w kręceniu filmów.

Breathe In

7/10



Moje małe rozczarowanie. Drake Doremus wręcz oczarował mnie swoim filmem Like Crazy, więc kiedy tylko usłyszałam o Breathe In, jego kolejnym filmie, również z intrygującą Felicity Jones, nie mogłam się doczekać kiedy go obejrzę. To jednak film znacznie mniej przystępny dla widza, film trudniejszy w odbiorze. Nie chcę powiedzieć: nudny, ale na pewno nie tak porywający, pochłaniający, przejmujący. W dodatku niestety jest to film dość przewidywalny, szablonowy, z banalnym zakończeniem. Tego wszystkiego o Like Crazy nie można było powiedzieć. Nie oznacza to, że film nie wyszedł. To kameralne kino i subtelnie opowiedziana historia o dziewczynie, która zadurzyła się starszym, żonatym mężczyźnie. A może o mężczyźnie, który zapragnął odmienić swoje życie romansem z nastolatką? Bez zbędnych słów, bez zbędnych scen, za to z dużą dawką emocji bijących od bohaterów i piękną muzyką w tle. Sama historia jednak niczym mnie nie ujęła, ale za całokształt daję 7.

Wszystko jest iluminacją

8/10



Film przemyślany od początku do końca. Ani przez chwilę nie nudzi. Nie zawsze aktorzy powinni brać się za kręcenie filmów, ale Liev Schroeiber odniósł na tym polu sukces. Pomogła mu w tym powieść Jonathana Safrana Foera, która opowiada o młodym Amerykaninie żydowskiego pochodzenia, który wyrusza na Ukrainę w poszukiwaniu kobiety, która w czasie wojny ocaliła jego dziadka. To książce zawdzięczamy świetne barwne postaci – Jonathana, głównego bohatera, którego obsesją jest zbieractwo pamiątek związanych z daną chwilą, Alexa – zabawnego Ukraińca zafascynowanego amerykańską kulturą czy jego zgorzkniałego dziadka. Ale Schroeiber zadbał o odpowiednią oprawę, zarówno wizualną (kadr z polem słoneczników jest przepiękny), jak i muzyczną (słychać tu zarówno folk, jak i muzykę typowo żydowską). Jego film uwrażliwia – zarówno na innych ludzi, jak i na inną kulturę, która pokazana jest z dużą subtelnością. Zderzenie amerykańskiego stylu życia z ludowym folklorem robi wrażenie. Do tego dochodzi jeszcze bolesny temat wojny. Zaletą filmu jest to, że płynnie przeradza się on z lekkiej komedii w nostalgiczny dramat, a wszystko to przy zachowaniu dobrego smaku. Niczego nie można zarzucić także obsadzie. Elijah Wood pasuje jak znalazł do roli grzecznego inteligencika, a Eugene Hutz jest wspaniałym Alexem. Wszystko jest iluminacją to zarówno rozrywka, jak i refleksja, film który nie pozostawia niedosytu.

SzczęścieDziękujęProszęWięcej

6/10



Pierwszy z dwóch filmów, które wyreżyserował i napisał Josh Radnor (o Sztukach wyzwolonych pisałam poprzednio). Ponownie aktora HIMYM widzimy również w roli głównej. Wydaje się, że Radnor tak jak Allen stworzył już sobie archetyp swojego bohatera – zawsze jest to dobry, fajny facet, który nie jest zbyt towarzyski, nie za bardzo zna się na podrywie, ale jest oczytany, inteligentny i rozsądny. Trochę ideał. W dodatku optymistycznie patrzy na życie. No właśnie. Optymizm to coś co od razu można wyłapać w filmach Radnora. Wszystko byłoby ok., gdyby nie to, że tym razem reżyser opowiada kilka historii w jednym filmie. Niestety nie łączą się one ze sobą zbyt płynnie i nie wszystkie są równie interesujące. Sztuki wyzwolone skłaniały do refleksji, kazały się zastanowić nad tym, nad czym nie zastanawiamy się na co dzień. Tutaj mamy historie dość mało wiarygodne i mało ciekawe. Bronią tych historii jednak aktorzy: Radnor, Kate Mara, Zoe Kazan czy Malin Akerman. Jest nudno, ale prawdziwie. Ot, zwykłe życie zwykłych ludzi.

Kobieta w ukryciu

6/10



Bardzo sprawnie opowiedziany film (przysłużyła się inwersja czasowa), ale nie budzący większych emocji. Historia romansu Charlesa Dickensa dla większości z nas może być jednak zupełnie obca, dlatego warto ją poznać. Szkoda tylko, że film Ralpha Fiennesa nie jest wzruszającą historią miłosną. A nie jest, bo na przykład między nim – grającym Dickensa, a Felicity Jones, grającą jego młodziutką kochankę Nelly, nie widać chemii. Ponadto, fabuła toczy się tu niespiesznie, więc tylko ci, którzy lubią napawać się obrazem i muzyką, będą tym filmem do końca usatysfakcjonowani. Zadbano o kostiumy, scenografię, piękne widoki, o każdy niemal detal, ale nie wystarczyło to, by zrobić film ciekawy. Niemniej jednak, film daje szerokie pole do refleksji dla widza, który sam może ocenić życie „w ukryciu”. W ten sposób film zyskuje też ponadczasowy wydźwięk, co być może wcale nie było intencją twórców, ale jest dużą zaletą.  


4 komentarze:

  1. Muszę obejrzeć "Wszystko jest Iluminacją"! Upewniłaś mnie w przekonaniu by odpuścić sobie "Magię w blasku księżyca".

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja kompletnie nie kupuję Allena i na "Magii w blasku księżyca" się strasznie wymęczyłam. "Na zawsze Laurence" oceniam jako najsłabszy film Dolana - rzeczywiście za długi i jednostajny, choć Kanadyjczyk jest niewątpliwym geniuszem i ma wszechstronny filmowy talent. Nie mogę się doczekać premiery "Mommy". Przypomniałaś mi też, że muszę wreszcie sięgnąć po "Wszystko jest iluminacją".

    OdpowiedzUsuń
  3. Większość z wymienionych filmów naprawdę dobra!
    jakotworzycrestauracje

    OdpowiedzUsuń
  4. O! Moje małe przemyślenie zostało wyróżnione :D Zgadzam się, że Ida to film, do którego raczej się nie wróci. "Wszystko jest illuminacją" chodzi za mną od dobrych kilku lat. W końcu powinnam zobaczyć ten film. Ciekawi mnie też "Dawca Pamięci" - bo lubię tego typu filmy.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...