15.10.2014

Orange Is The New Black, sezon 1 i 2 (Netflix, 2013 - )


Trudno jest pisać o Orange is the New Black, bo pisać można mnóstwo, a mam wrażenie, że i tak nie wyczerpie się tematu. Ja dość długo zabierałam się do tego serialu, co z dzisiejszej perspektywy wydaje się jednak dobrą decyzją – nie musiałam czekać na drugi sezon, tylko obejrzałam dwa hurtem, no i czekanie na kolejny sezon też się skróciło. A muszę przyznać, że bardzo mi już brakuje OITNB, bo w trakcie oglądania choć jeden odcinek dziennie to była norma. Ten serial ma wszystko, czego oczekuję od serialu – wciągającą fabułę, wyraziste postaci i to takie, z którymi można się zżyć, jest zabawny, ale i smutny jednocześnie, a przy tym świetnie zmontowany i zagrany. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że w książce Dziewczyny z Danbury Piper Kerman tkwi taki potencjał. Książkę czytałam, a nawet recenzowałam i podobała mi się, owszem, ale nie sądziłam, że można z tego nakręcić tak dobry serial. Ale oczywiście trzeba przyznać, że produkcja Netflixu jest tylko na motywach powieści, sporo zmienia i dodaje. Jednak nie ma to absolutnie znaczenia. Serial jest po prostu lepszy od książki, co rzadko się zdarza.

Dla porządku na wstępie powinnam może napisać, że twórczynią serialu jest Jenji Kohan, która stoi też za Trawką, której co prawda nie oglądałam, ale która cieszyła się dużą popularnością i sympatią krytyków. Widać doskonale, że Kohan są po prostu bliskie tematy związane z kobietami, zatem warto przyglądać się jej twórczości dalej. Orange… to serial silnie sfeminizowany, jednak nie brakuje w nim mężczyzn, a wymowa wcale nie jest szczególnie feministyczna. Chodzi tylko o to, że jest to serial, który doskonale opisuje kobiety. Jest to możliwe, bo na ekranie przewija się cała gama postaci ogromnie różnorodnych, są kobiety młode, starsze i w średnim wieku, reprezentujące różne światopoglądy, różne religie, mające różne kolory skóry. Są mniejszości etniczne, jest zakonnica czy też transseksualista. W tym swoistym tyglu ścierają się więc charaktery, dochodzi do konfliktów, iskrzy. Taka różnorodność bohaterek daje scenarzystom ogromne możliwości jeśli chodzi o prowadzenie fabuły.

Główną bohaterką serialu jest trzydziestokilkuletnia Piper – biała przedstawicielka klasy średniej, zadbana, przyzwyczajona do wygód, prowadząca własny biznes, mająca narzeczonego. Do więzienia na kilkumiesięczny pobyt trafia ze względu na przestępstwo, którego dopuściła się 7 lat wcześniej – niefortunny przemyt narkotyków. Piper jest początkowo wystraszona, zupełnie nie wie, jak się odnaleźć w nowych warunkach, ale szybko zaczyna przyswajać więzienne reguły. OITNB świetnie pokazuje właśnie te początki w więzieniu, ale trzeba po pierwsze przyznać, że nie wszędzie znalazłyby się tak miłe więźniarki, które powitają cię całym niezbędnym wyposażeniem, a po drugie – Piper trafia do więzienia o łagodnym rygorze.

Niemal każdy odcinek serialu zawiera retrospekcje, dzięki którym dowiadujemy się w jaki sposób kolejne bohaterki trafiły do zakładu. Początkowo wydaje się, że produkcja skupi się na kilku głównych postaciach, jednak szybko poznajemy losy także postaci drugoplanowych. Można powiedzieć, że jest tu wiele bohaterek pierwszoplanowych i wiele drugoplanowych. O żadnej się nie zapomina, do każdej się wraca. Oprócz ich więziennej codzienności, śledzimy też losy narzeczonego głównej bohaterki, Larry'ego. Do wątku Piper przypisana jest też jej przyjaciółka, potem pojawi się też brat. No i jest Alex – dziewczyna, za sprawą której wymiar sprawiedliwości upomniał się o Piper. Jako byłe partnerki, Alex i Piper wciąż coś do siebie czują. Ich relacja stanie się z czasem jednym z ważniejszych wątków serialu. Z czasem kamera coraz bardziej zaczyna się interesować także więziennymi strażnikami i naczelnikami, co jest bardzo ciekawym, udanym pomysłem urozmaicającym fabułę.

Pokuszę się o krótki przegląd najciekawszych według mnie bohaterek serialu. Z pewnością będą to:

Piper (Taylor Schilling)




Tak, Piper na początku bardzo irytuje, ale to się zmienia. Z odcinka na odcinek poznajemy ją od innej strony, okazuje się być egoistką, ale nie szkodzącą innym. Wręcz przeciwnie. Na jej przykładzie możemy obserwować, jak więzienie zmienia ludzi. Nie wie czego chce, jest zagubiona, ale mimowolnie się jej współczuje.

Alex (Laura Prepon



Zabawna, inteligentna, seksowna. No i ten głos. Ma ciekawą historię, jest intrygującą postacią – choć pewnie nie chcielibyśmy się z nią przyjaźnić, a jej wypowiedzi są zawsze mega błyskotliwe.

Taystee (Daniele Brooks




Urocza Murzynka z dużym poczuciem humoru. W ogóle trzeba zauważyć, że serial w bardzo ciekawy sposób opisuje, klasyfikuje czy też może stereotypizuje czarnoskórych i Latynosów. Czarnoskóre więźniarki są żywiołowe, mają trochę głupie żarty i posługują się charakterystycznymi gestami. Latynoski są trochę bardziej spokojne i zrzędliwe, ale również mają charakterek i trudno je przegadać. A sama Taystee jest trochę jak duże dziecko – zawsze pozytywnie nastwiona, dostrzegająca dobre strony, ale przy tym wcale nie głupia.

Nicky (Natasha Lyonne




Dobry człowiek ze słabościami (do narkotyków, niestety). Nicky to jedna z najbardziej barwnych postaci. Na razie raczej mało eksploatowana – w dużej mierze jej obecność to rozmowy z innymi, niekoniecznie o niej samej. Ma zabawne teksty, cięte riposty, jest dość szalona, a przy tym dobra dla innych.

Sophia (Laverne Cox




Czarnoskóra transseksualistka. Ma fajną historię i pozwala nam przyjrzeć się z bliska ludziom takim jak ona – którzy sami wybrali sobie płeć. Jako fryzjerka jest powierniczką zmartwień i doradczynią, która wie, że nowa fryzura może zdziałać dla samopoczucia kobiety cuda.

Oczywiście, mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, bo OITNB to same ciekawe postaci. Także męskie. Mężczyźni głownie przedstawieni są jednak jako słabi i popełniający mnóstwo drobnych i większych grzeszków. Trudno z nimi sympatyzować, ale nie są to postaci skrajnie negatywne. Raczej pokazane dość stereotypowo. Podobnie zresztą jest z bohaterkami – wiadomo: jak czarna, to złodziejka pochodząca z ghetta; jak imigrantka to bawiąca się w przemyt itd. Mi to jednak nie przeszkadza, bo przecież nie ma się co oszukiwać – te stereotypy są stereotypami nie bez powodu i faktycznie w większości przypadków tak to jest, że konkretne środowisko kształtuje konkretne postawy.



Więcej kreatywności jest w twórcach serialu jeśli chodzi o poszczególne wątki więzienne i zakończenia sezonów. Te są naprawdę emocjonujące. Wszystko to jednak poszłoby na nic, gdyby nie obsada – nagrodzona zbiorowo w tym roku nagrodą Emmy. Nie zagłębiałam się w to, ile z aktorek to debiutantki, jednak wygląda to tak, jakby część z nich była naturszczykami – zwłaszcza Murzynki i Latynoski, które są mega wiarygodne w swoich rolach. Poziom aktorski serialu jest naprawdę równy, co niezwykle rzadko się zdarza.

Cóż, nic dodać, nic ująć Orange Is The New Black po prostu trzeba obejrzeć. Uwierzcie mi, że nie pożałujecie. Nie wyobrażam sobie, żeby komuś ten serial nie przypadł do gustu.

Moja ocena: 9/10


1 komentarz:

  1. dzięki za ten wpis, akurat nie mam co oglądać, więc prawdopodobnie przetestuję tę możliwość :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...