Roczne
podsumowania dominują zazwyczaj w końcówce roku. Też się wpiszę w ten trend,
ale na swój sposób. Nie mam zamiaru robić list najlepszych książek, filmów czy
seriali, które miały swoją premierę w 2013 roku. Powód jest prosty – nie
przeczytałam ani nie obejrzałam ich wszystkich. Za to jak najbardziej zasadne
wydają mi się listy najlepszych produktów kultury, z którymi miałam w tym roku
styczność. Inaczej mówiąc, jakie książki przeczytane w tym roku wywarły na mnie
największe wrażenie? Jakie seriale okazały się być najcenniejszymi odkryciami?
Jakie filmy mnie olśniły? Jak wyglądał ten mijający rok pod względem
kulturalnym? O tym w dzisiejszym i w następnym wpisie.
Zacznę
od książek, które są moim nieodłącznym towarzystwem. Nie ma praktycznie dnia, żebym
czegoś nie czytała. Książka zawsze leży obok mojego łóżka, na parapecie. Musi
być pod ręką. Oczywiście, w tym roku ponownie najwięcej książek przeczytałam w
celu napisania recenzji dla Lubimy Czytać. Współpraca z tym serwisem to jedna z
najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły mi się w życiu. W ciągu roku znowu
przybyło mi tyle książek, których z pewnością bym sobie sama nie kupiła. Wśród
nich znalazły się powieści Matthew Quicka i Johna Greena. Solidna literatura
młodzieżowa, jaka, mam wrażenie, wymiera na rzecz książek o wampirach i innych
dziwach. A moim zdaniem nie ma to jak realistyczna powieść dla nastolatków.
Oczywiście, można się zastanawiać na ile prawdopodobne są historie, które
przydarzają się bohaterom Quicka i Greena, ale i tak uważam, że mają one więcej
wspólnego z prawdziwym życiem niż powieści fantasy.
Twórczość
Quicka, a znacznie bardziej Greena, to takie książkowe guilty pleasure, które w
tym roku podobało mi się najbardziej. Dla kontrastu – przeczytałam Ulissesa
Joyce’a. Gdyby nie wznowienie przez Znak pewnie nigdy bym się o to nie
pokusiła, choć książka od lat „wisi” na mojej liście książek do przeczytania.
Ale była okazja, by dostać to opasłe, dość drogie tomisko, za darmo – czyż
mogłam się oprzeć? Lektura była trudna i żmudna, wrażenia mieszane (dzieło może
i przełomowe, ale mega nudne), ale książka zawsze już będzie stała na mojej
półce i będę z dumą opowiadać moim gościom, że ją przeczytałam. Wszak, chyba
całkiem niewiele osób może się tym poszczycić.
Lubimy
Czytać dało mi też okazję do zapoznania się z twórczością Alice Munro. Do czego
by pewnie nie doszło, gdyby autorka nie dostała tegorocznego Nobla. Dziewczęta
i kobiety trochę mnie rozczarowały, bo miałam widocznie za wysokie oczekiwania,
ale klimat opowiadań Kanadyjki przypadł mi do gustu i z pewnością to nie jest
moje ostatnie spotkanie z jej twórczością.
Jedną
z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku jest zdecydowanie Intryga małżeńska Jeffreya
Eugenidesa. Po człowieku który napisał niesamowite Przekleństwa niewinności
spodziewałam się bardzo wiele. Odsyłam Was do mojej recenzji książki, licząc że
zachęci Was do sięgnięcia po nią. To w sumie uniwersalna historia, jednak w
szczególności trafi w serca młodych czytelników, którzy właśnie szukają swojej
życiowej drogi, zarówno na polu zawodowym jak i w sferze prywatnej. Pytań o
dorosłość jest tu mnóstwo. Odpowiedzi – w sumie niewiele. Ksiązka jak nic daje
do myślenia, czyta się lekko, napisana jest inteligentnie, a do tego jeszcze
odwołuje się do książki, którą muszę zdobyć….
Udało
mi się też dzięki współpracy z LC przeczytać książkę podwójnej laureatki
Nagrody Bookera czyli W komnatach Wolf Hall Hilary Mantel. Książka skrojona
pode mnie, bo traktująca o Henryku VIII, a po obejrzeniu Dynastii Tudorów jestem
zafascynowana jego historią (choć bardziej jego żonami i sytuacjami dworskimi).
Jednak głównym bohaterem książki Mantel nie jest tak naprawdę Henryk, lecz jego
doradca, Tomasz Cromwell. Kolejne dwie części dopełniają trylogii skupionej
właśnie na jego osobie – człowieka, o którym dziś powiedzielibyśmy że awansował
od pucybuta do milionera. Rzadko czytam powieści historyczne, ale ta w ogóle
mnie nie znudziła, wręcz odwrotnie – napisana z rozmachem, bardzo drobiazgowa,
pisana pięknym językiem, dostarczyła bardzo wyrafinowanej przyjemności
czytania. Zabieram się za kupno drugiej części, a trzecia podobno w 2015 będzie
gotowa.
Żeby
nie było, że czytam tylko nowości i to w dodatku takie, które dostałam za
darmo: zachwyciło mnie w tym roku także kilka nieco starszych tytułów. Rok
zaczęłam od lektury Pocztu królowych polskich, który był moim gwiazdkowym
prezentem. Choć do Marcina Szczygielskiego podchodziłam bardzo sceptycznie, tą
książką przekonał mnie do siebie. To proza najwyższych lotów, jedna z
najlepszych polskich książek, jakie w życiu czytałam. Ponieważ dość obszernie
pisałam już o niej, odsyłam do tamtego wpisu.
W
pierwszej części roku wpadł też w moje ręce tomik opowiadań polskich debiutantów,
Białe szepty. Kupiony za złotówkę, nie zapowiadał nic wielkiego, a bardzo
pozytywnie zaskoczył. Wiele w nim naprawdę lśniących perełek, refleksyjnych
historii o zabarwieniu fantastycznym. Część autorów naprawdę ma zadatki na
dobrych pisarzy i mam nadzieję, że ich życie potoczy się w tym kierunku. Jeśli
gdzieś kiedyś natkniecie się na ten zbiór, kupcie bez wahania. Dla mnie to
takie małe odkrycie roku – po pierwsze dlatego, że okazało się że tzw. kot w
worku nie zawsze musi być felerny, a po drugie dlatego, że opowiadania to nie
jest forma za którą przepadam, a przekonałam się do niej.
Białe
szepty przeczytałam za sprawą ukochanego, podobnie jak Złego Tyrmanda. Pierwszy
polski kryminał okazał się bardzo wciągającą i intrygującą książką. To książka
legenda, więc tym bardziej cieszę się, że mogę się pochwalić jej znajomością.
Na
koniec książka, która musiała czekać niespełna rok, bym po nią sięgnęła. Blondynka
Joyce Carol Oates to prezent, który zrobiłam sobie w zeszłym roku na urodziny
(wypadają w grudniu), ale przez cały rok jakoś nie miałam motywacji, by się za
nią zabrać – może dlatego, ze ma bagatela ponad 800 stron. Postanowiłam zrobić
to jednak jeszcze przed tegorocznymi urodzinami. Wbrew moim obawam, lektura
poszła jak z płatka. Co z pewnością zawdzięczam znakomitemu stylowi pisania
Oates, która zbudowała bardzo wiarygodny portret psychologiczny Marilyn Monroe (a wiem co piszę, bo już niejedną jej biografię przeczytałam). Książka ta
doskonale dopełnia obraz MM, który zbudowałam sobie z innych źródeł. Autorka
wysuwa wiele przypuszczeń, spekuluje, fantazjuje, wymyśla dialogi (bo trzeba
zaznaczyć, że to nie jest stricte biografia), ale wszystko to naprawdę mogłoby
się zdarzyć. Łącznie z teorią na temat przyczyny śmierci aktorki. Blondynka to
książka ukazująca geniusz Oates, książka wielka, mam wrażenie, że dzieło życia
pisarki, a jednak bardzo przystępna w lekturze, choć dość przygnębiająca. W
każdym razie za tak dogłębną próbę wniknięcia w psychikę MM należy się Oates
wielki szacunek. Swoją drogą, ciekawe, czy sama jest fanką aktorki.
I
to by było na tyle. To był bardzo dobry książkowy rok, choć przeczytałam tylko
40 książek (jestem jeszcze w trakcie czytania dwóch), podczas gdy w ubiegłym –
52. Ale przyszły rok może być tylko lepszy. W końcu jest jeszcze tyle
fantastycznych tytułów do przeczytania. A i Mikołaj już coś ciekawego przyniósł :).
Właśnie czytam Munro i zapisałam sobie kolejne tytuły do przeczytania według twoich sugestii :) Zaintrygował mnie fakt, że jesteś oficjalną recenzentką na portalu Lubimyczytać.pl, możesz zdradzić jak do tego doszło?
OdpowiedzUsuńTo było już prawie dwa lata temu, była na LC rekrutacja na recenzentów.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo proszę Ulisses trudny i nudny, wreszcie ktoś nie bal się tego napisać. Ja nie dałam rady, wiec tym bardziej podziwiam Twój trud ;D
OdpowiedzUsuńJa na pewno jeszcze wrócę do Blondynki, czytałam ją kilka lat temu i wstyd mi, że o tak wspaniałej książce napisałam tak lichy, nieporadny tekst. No, ale to przecież książka jest główną gwiazdą, ciężko o wtórne oddanie jej geniuszu ...
Fajnie, ze tak wysoko sobie cenisz pisanie dla lubimyczytac.pl
Miałam napisać o Blondynce, ale moje nieporadne słowa nie oddadzą jak dobra jest to książka. Trzeba samemu przeczytać, a uważam, że nie trzeba wcale lubić czy być fanem Monroe.
UsuńA Ty sobie nie chwalisz LC?
wiesz nie narzekam ;D ale nie traktuje tego jak cos szczegolnego, bo jak widze po niektorych blogach "załatwienie" sobie ksiazek z wyd. to zaden problem (chociaz moze sie myle, bo nigdy nie probowałam)
UsuńNa razie przeczytałam jedynie "Przyjaciółkę z młodości" Munro, ale mam ochotę na jej kolejne opowiadania. "Szukając Alaski" oraz "Niebędnik obserwatorów gwiazd" czekają na półce i niebawem zabiorę się za nie. Marzy mi się również poznanie twórczości Eugenidesa.
OdpowiedzUsuń