Miała
być recenzja Shameless i to już dawno, bo serial skończyłam oglądać już prawie
dwa miesiące temu. Jednak z powodu braku czasu, to co napisałam można nazwać raczej krótkim, ale
mam nadzieję treściwym, wpisem na temat tej produkcji.
O
Shameless, który jest amerykańską adaptacją oryginalnej brytyjskiej serii, nie
mówi się zbyt wiele. Nie jest to serial wielokrotnie nagradzany czy rozpalający
umysły widzów jak chociażby Gra o tron. Być może to kwestia tematyki, która
jest bardzo odważna nawet biorąc pod uwagę, że telewizja obecnie nie stroni
niemal od żadnego tabu. Bowiem bohaterami serialu stacji Showtime są członkowie
patologicznej rodziny Gallagherów. To co oglądamy na ekranie to właściwie
dekonstrukcja stereotypowego przedstawiania rodzin. Głowa rodu Gallagherów,
Frank, jest nieustannie pijany, nie pracuje i ciągle nie ma pieniędzy. Kiedy
ich potrzebuje (czyli nieustannie) nie ma skrupułów, by je zdobyć. Zasada „po
trupach do celu” nie jest mu obca, a żerowanie na szóstce własnych dzieci to
norma. No właśnie, jest szóstka dzieci, spośród których to najstarsza, 22-letnia Fiona, zajmuje się całym domem. Nie stroniąca od używek, chora psychicznie
matka, porzuciła bowiem rodzinę. Fiona musi więc prać, gotować i sprzątać, a
przy tym kombinować jak przeżyć od pierwszego do pierwszego, gdy nikt z rodziny
nie ma stałej pracy. To wszystko kosztem własnego życia towarzyskiego i
kariery.
W
serialu oglądamy głównie codzienne zmagania Gallagherów z życiem. To codzienna
walka o przetrwanie – każdy z rodzeństwa stara się jakoś zarobić, żeby dołożyć
się do rachunków czy kosztów zakupów. Nierzadko nastolatki decydują się na
kroki niezgodne z prawem. Wszystko to jednak w słusznym celu i powodowane
jednym – wzajemną do siebie miłością, dlatego zamiast widza bulwersować, wszelkie
występne czyny go rozczulają. Obok codziennych perypetii ważnym wątkiem są też
sprawy uczuciowe bohaterów. Fiona, Lip czy Ian dokonują nie zawsze dobrych
wyborów i wplątują się w skomplikowane, a nawet toksyczne relacje, w których
nie brakuje wybuchów złości i zdrad. Szczególnie warta uwagi jest w tym
kontekście postać Iana, który początkowo nie potrafi sobie poradzić z faktem,
że jest gejem, a potem wplątuje się w związek z żonatym mężczyzną.
Oprócz
rodziny Gallagherów, ważnymi bohaterami serialu, bez których nie potrafię go
sobie wyobrazić, są ich sąsiedzi, Veronica i Kevin. Na pierwszy rzut oka to
wulgarna para lubiąca wyuzdany seks, ale po bliższym poznaniu okazują się być
bardzo uczuciowym i pomocnymi Gallagherom ludźmi. Z czasem ich perypetie,
choćby starania o dziecko, stają się dla widza równie ważne, jak losy
pozostałych bohaterów.
Poruszanych
tematów jest w Shameless wiele. To nie tylko uzależnienie od alkoholu,
homoseksualizm, bezpłodność, problemy wieku dorastania, ale też na przykład
agorafobia. Jedna z ważniejszych postaci, Sheila, z którą zwiąże się na jakiś
czas Frank (a raczej z jej pieniędzmi), jest osobą panicznie bojącą się wyjść z
domu. Kolejne epizody to także jej zmaganie się z tą chorobą, brawurowo
odegrane przez bodaj największą gwiazdę serialu, Joan Cusack.
To,
co jeszcze w Shameless zasługuje na wyróżnienie, to szczególna konstrukcja
postaci. Żadna z nich nie jest jednowymiarowa. Każdy ma różne oblicza –
wspomniana Sheila to perfekcyjna pani domu, elegancka czy wręcz dystyngowana, a
skrycie mająca upodobanie do zabawek z sex shopu. Z kolei na przykład głośna i
wulgarna Veronica okazuje się mieć duże serce do dzieci. Przykłady naprawdę
można by mnożyć. Wielowymiarowość postaci współgra z zaskakującymi zwrotami
akcji, jakich w serialu nie brakuje. Można powiedzieć, że takie sytuacje jak
związanie się matki z mężem córki czy wykorzystanie własnej matki do
zapłodnienia męża zdarzają się niebywale rzadko i nagromadzone w jednym serialu
powodują spadek jego autentyczności. Ale według mnie takie właśnie nieco
irracjonalne zachowania i sytuacje nadają Shameless kolorytu i sprawiają, że
to serial inny niż wszystkie.
Rozpływając
się nad jakością tego serialu nie można zapomnieć o jego stronie technicznej i
znakomitym aktorstwie. Szybki montaż, częste zbliżenia, doskonale pasująca
muzyka również wyróżniają Shameless na tle innych znanych mi produkcji
telewizyjnych. Do tego smaczkiem jest jedna z ciekawszych serialowych czołówek.
Aktorsko, choć większość obsady to młodzi amatorzy, serial wypada również
bardzo dobrze. O wysoki poziom dbają wspomniana Joan Cusack i genialny w roli
Franka degenerata, William H. Macy (aktor znany z ról drugoplanowych m.in. w
Sesjach czy Fargo). Najważniejszą rolę w obsadzie piastuje jednak Emmy Rossum
wcielająca się w rolę Fiony. I trzeba przyznać, że aktorka, kojarzona do tej
pory głównie z rolą eterycznej Christine w Upiorze w operze, doskonale
odnajduje się w postaci zdeterminowanej dziewczyny, która całe swoje życie,
które mogłaby spędzać zupełnie inaczej, poświęca rodzeństwu.
Mam
szczerą nadzieję, że w tych kilku słowach zachęciłam Was do obejrzenia
Shameless. Nie ukrywam, że serial może gorszyć, ale wydaje mi się, że to
kwestia podejścia. Należy do niego podejść z dystansem, tak jak z dystansem
jego autorzy przedstawiają nam problemy najniższych warstw społecznych. Nie ma
wielu seriali o tej tematyce, dlatego uważam, że Shameless zasługuje na
zainteresowania choćby z tego właśnie względu. Tutaj patologia, degeneracja,
wszelkie skrajności i dewiacje pokazane są w komediowej otoczce (może powinnam
to napisać na początku – Shameless to komediodramat). Nie chodzi jednak o to,
by wywołać w nas śmiech. Jeśli już, to śmiech przez łzy, bo serial w
inteligentny sposób podejmuje przecież tematy nie łatwe, próbując nas z nimi w
przystępny sposób oswoić. A to właśnie powinien robić dobry serial obyczajowy.
Moja
ocena to: 9/10
mówiąc szczerze to zaintrygowałaś mnie. Nie słyszałam o tym serialu, ale z chęcią obejrzę bo wydaje się być inny niż reszta typowych seriali ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę ciesze się, że ktoś mi podrzucił taki ciekawy serial ;)
To ja się cieszę i mam nadzieję, że po niego sięgniesz :)
UsuńPróbowałam to kiedyś obejrzeć, ale jakoś nie poczułam chemii.
OdpowiedzUsuńJa po dwóch pierwszych odcinkach nie byłam przekonana czy to serial dla mnie, a z czasem bardzo w niego wsiąkłam. Ale jak nie ma chemii, to nie ma - dlatego porzuciłam Breaking Bad.
UsuńBardzo lubię Shameless i od dawna chciałam napisać o tym serialu, ale nie bardzo wiem jak się za to zabrać. Chyba nie da się w słowach uchwycić tej charakterystycznej atmosfery serialu, która bardzo przyciąga.
OdpowiedzUsuńPostacie są świetnie napisane i bardzo dobrze zagrane. Nikt nie jest zwykłym stereotypowym szablonem (jakich nie brak w amerykańskich serialach).
Oczywiście jest parę zagrań fabularnych, które powstały chyba tylko po to, żeby szokować, ale ostatni sezon (i finał) pokazały, że Shameless jest czymś więcej.
Mam nadzieję, że po Twoim wpisie ktoś go obejrzy i też mu się spodoba :)
Też tak myślę, że trudno słowami opisać ten serial. To trzeba zobaczyć i albo się to kupi, albo nie. Nie widziałam wielu wpisów na temat Shameless, więc faktycznie, mam cichą nadzieję, że może dzięki mnie ktoś po niego sięgnie ;)
UsuńO "Shameless" słyszałam już jakiś czas temu. Trafiłam na niego przez przypadek i zaintrygował mnie fabuła. Widziałam już kilka klipów w interecie, ale za całość zabiorę się jak zrobię porządek z tym, co oglądam obecnie i jak trafi mi się więcej czasu.
OdpowiedzUsuńJak w powyższym komentarzu, ja również co nieco o tym serialu słyszałam. I czekam z niecierpliwością, aż będę miała możliwość obejrzenia go. Bo... jakże on życiowy. Brak amerykańskiego słodkiego życia elity z Kalifornii, tak dla przykładu, to jeden z podstawowych zalet. I przypuszczam, ze jest to serial, który tak łatwo z głowy nie wyleci, jak moi ulubieni 'Przyjaciele' czy 'Big Bang Theory'.
OdpowiedzUsuńSerial bardzo odważny, ale też realistyczny. Spodobał mi się :)
OdpowiedzUsuń