Polacy
potrafią kręcić naprawdę ładne, angażujące emocjonalnie bajki, które nie są
jednak wybitnymi fabularnie dziełami. Ogród Luizy postawiłabym w jednym rzędzie
z Sarą, w tyle głowy majaczy mi też Uprowadzenie Agaty i nie wiedzieć
czemu, doczepili się też Zakochani, choć klimat mają zupełnie inny.
Co
cechuje Ogród Luizy? Zupełnie nierealistyczna fabuła i całkowicie odrealniona
sytuacja przedstawiona w filmie – gangster ukrywa się w zakładzie
psychiatrycznym, gdzie poznaje dziewczynę ze stwierdzoną schizofrenią i
oczywiście zakochuje się w niej. Co jest dalej nie trudno zgadnąć. Choć
wiedziałam, że będzie to bardzo przewidywalny film, miałam ochotę go obejrzeć,
bo podobno, jak na polskie warunki, jest to film naprawdę dobry. I tak też go
oceniam – jest to film dobry jak dobra może być bajka o księżniczce, która
spotyka swego księcia. Dziewczyny to lubią. Ale jednak, jeśli kino ma mówić o
rzeczywistości, pokazywać prawdziwe zachowania itd., to Ogród... zasługuje na
krytykę. Dużo jest tu bowiem kuriozów, które po prostu trzeba zaakceptować. Taka
konwencja. A więc Luizę bez problemów udaje się uprowadzić z zakładu, pani
psycholog pomaga gangsterowi, choć pewnie mogłaby za to stracić pracę, nie
wspominając już o tym, że doświadczeni policjanci niecelnie strzelają do
naszego gangstera z całkiem niedużego dystansu. Dużo tutaj także stereotypów,
świat jest przedstawiony jako czarno – biały, a zatem dla przykładu Fabio
korzysta z usług prostytutki, która jest Ukrainką, natomiast personel szpitala
psychiatrycznego sam wymagałby leczenia, bo lubi pić na dyżurze, obmacywać i
bić młode pacjentki i ogólnie jest wrogi i nieprzyjazny. Trzeba jednak oddać,
że tempo filmu jest szybkie, a fabuła wciąga od początku. Choć ta historia,
moim zdaniem, nie mogłaby się wydarzyć w takim kształcie (ale co ja tam wiem, różne
rzeczy się zdarzają), to jednak ogląda się to z dużym zainteresowaniem. Może
właśnie dlatego, że jest to wizja świata, w którym miłość spotyka nas
znienacka, jest w stanie pokonać wszystkie przeciwności i ostatecznie zwyciężyć
nad nimi, byśmy żyli długo i szczęśliwie.
Czy nie takiego świata dla siebie chcemy? Czy nie dlatego lubimy bajki o
Kopciuszkach i Śpiących królewnach? Ponadto, jest to film o niezrozumieniu, a
to dotyka w pewnym momencie życia każdego z nas. Część z nas być może czuje się
jak zagubiona w świecie rządzonym przez pieniądz i określone reguły Luiza, a
część jak Fabio, którego skrywana wrażliwość kłóci się z wizerunkiem
twardziela.
Z
pewnością dużą zaletą filmu i czymś, co dodaje mu wartości jest dobra obsada,
która nie tylko sprowadza się do nazwisk – Dorociński czy Preis, ale faktycznie
dobrze gra. Eteryczna Patrycja Soliman, nieznana szerszej publiczności, bardzo
pasuje do roli nadwrażliwej dziewczyny, która spogląda na życie przez zupełnie
inny pryzmat niż inni ludzie. Natomiast perłą jest rola Marcina Hycnara, który
jest tak przekonujący w roli demonicznego sanitariusza Mariana, że na trwale
pozostanie w mojej pamięci jako typ, do którego nie pała się sympatią. Zresztą
on ma to w oczach – nadaje się po prostu wizualnie do grania „tych złych”.
Czy
polecam? Właściwie czemu nie. Jeśli macie ochotę na historię miłosną z happy
endem, zamiast sięgać po kolejną amerykańską schematyczną komedię romantyczną,
spójrzcie jak opowiada się o miłości nad Wisłą.
Moja
ocena to 6/10.
I ja bardzo lubię ten film - oby więcej takich w naszym kinie. Rzadko co mnie przeraża w kinie, Hycnarowi się udało!
OdpowiedzUsuńNo nie, akurat jednak wolałabym, żeby w naszym kinie było więcej filmów osadzonych w prawdziwej rzeczywistości, w jakiej żyje każdy z nas, a nie w świecie, którego tak naprawdę nie ma.
UsuńOgród Luizy oglądałem dawno i przyznam, że niezbyt wiele z niego pamiętam. Poza oczywiście znakomitą rolą Dorocińskiego, która mocno zapadła mi w pamięć. Chyba właśnie od czasu tamtego filmu tak mocno zacząłem cenić tego aktora.
OdpowiedzUsuńA samemu filmowi, jeśli teraz miałbym wystawić ocenę jedynie na podstawie tego co pamiętam, to przyznam, że byłaby identyczna do Twojej. Nie było z mojej strony zachwytów, ale film był naprawdę dobry i warty obejrzenia.
Pozdrawiam
Dorociński wszystko zagra, naprawdę dobry aktor ;)
UsuńDorociński ratuje ten film. Nie znaczy to, że uważałam go za jakiś koszmarny, oglądało się miło i przyjemnie, wszystko było ok, ale tak naprawdę ta historia nie była specjalnie interesująca, kiedy po kwadransie wiadomo było co stanie się dalej.
OdpowiedzUsuńPoza tym Dorociński był naturalny, jednak odtwórczyni roli Luizy mnie nie przekonała.
Jest podobny nieco film niemiecki "Leila i Nick" z Tilem Schweigerem - przez niego nawet reżyserowany - podobny o tyle, że również opowiada o dziewczynie z zakładu która poznaje mężczyznę z zewnątrz i co było dalej. Bardzo go lubię, nie wiem czy widziałaś, jest ładnie nakręcony i bardzo pozytywny, a przy tym bardziej zbliża się do opowieści o codziennym życiu. Główny bohater jest pokłóconym z ojczymem bezrobotnym lowelasem, a Leila mimo wychowania z zakładu zamkniętego całkiem sprytnie radzi sobie w świecie, którego zupełnie nie zna. Bardzo uroczy film, nic tylko oglądać.
Widziałam "Leilę i Nicka". Zdaje się, że oglądaliśmy kiedyś na niemieckim na studiach. Też uważam, że to bardzo uroczy, pozytywny film i rzeczywiście, także skojarzył mi się z "Ogrodem..." A Dorociński ratuje każdy film ;) Natomiast odtwórczyni roli Luizy, myślę że taka właśnie miała być.
Usuń