13.11.2012

Zniknięcie słonia (Haruki Murakami, MUZA 2012)


Murakami w pigułce




















Haruki Murakami miał dostać w tym roku Nobla. Przynajmniej takie było oczekiwanie jego licznych fanów. Nie wiem, czy istnieje jakaś miara, którą dałoby się zmierzyć ilość fanów danego pisarza (nie sądzę, że jest nią sprzedaż -  w końcu książki kupują nie tylko zagorzali fani, ale i przypadkowi czytelnicy), ale fan klub Murakamiego wydaje mi się być jednym z najliczniejszych i najbardziej aktywnych. I już sam ten fakt, moim zdaniem, wyklucza szanse Murakamiego na zdobycie literackiego Nobla. Bo czy Nobla dostają autorzy bestsellerów? Jest raczej odwrotnie – stajesz się noblistą i dopiero wtedy świat o tobie słyszy. Ale Murakamiemu Nobel by się przydał. Czy może raczej jego ambitnym czytelnikom, którzy wierzą, że czytają literaturę wysokich lotów, ale jednak ulżyłoby im, gdyby ktoś to potwierdził stosowną pieczęcią. Bo generalnie Murakami nie jest jednogłośnie uznawany za wybitnego pisarza. Być może wiąże się to z tym, że jest dość monotematyczny i większość jego opowiadań i powieści jest w gruncie rzeczy do siebie podobna. Nie inaczej jest ze zbiorem opowiadań „Zniknięcie słonia”, który właśnie zagościł w naszych księgarniach.

„Zniknięcie słonia” nie jest bynajmniej nowością w dorobku japońskiego pisarza. W zbiorze znajdziemy utwory z tomów opublikowanych w Japonii w roku 1993 i 2004. Utwory te, niektóre z bardzo wczesnego okresu twórczości Murakamiego, oscylują wokół tematów dobrze znanych z innych jego publikacji. Nie jest to więc bynajmniej powiew świeżości, zresztą wątpię, żeby kiedyś Murakami nas jeszcze zaskoczył czymś diametralnie innym od tego, do czego nas przyzwyczaił. I nie mówię, że to źle. Bo twórczość Murakamiego, choć jest prozą, wyzwala podobne emocje, jak najlepsza poezja. Jej siłą jest metaforyczność, ale także oniryczność i balansowanie na granicy rzeczywistości. W opowiadaniach zawartych w „Zniknięciu słonia” można z powodzeniem uchwycić na czym polega magia książek Murakamiego. Jak zwykle mamy tu bohaterów, którzy żyją sobie w swoim nie do końca poukładanym, ale dobrze oswojonym świecie, w którym rytm dnia, tygodnia, miesiąca wyznaczają im te same rutynowe czynności. Pracują w kancelariach prawniczych, uprawiają wolne zawody, albo studiują i pracują gdzieś dorywczo. Nie mają wielkich potrzeb finansowych, stawiają „być” ponad „mieć”, szukają jakiegoś spełnienia, ale zadowalają się związkami bez zobowiązań. Tym, co z pewnością doceniają czytelnicy Murakamiego, jest nieidealność kreślonych przez niego postaci. Prowadzą oni nieuporządkowane życie, popełniają błędy, są nieodpowiedzialni, niezdecydowani i nie radzą sobie ze swoimi uczuciami. Są przeciętni, są kafkowskimi everymanami, są przez to bliscy nam.

Ważnym zjawiskiem podejmowanym przez autora jest problem samotności. Paradoksalnie, jego bohaterowie w ogromnym, wielomilionowym Tokio często nie są w stanie znaleźć przynajmniej jednego człowieka, który byłby ich bratnią duszą. Murakami szuka przyczyn braku zrozumienia między ludźmi, ale te poszukiwania w końcu zawsze spadają na czytelnika. Autor nigdy nie daje gotowych interpretacji. Historie, które stwarza, poruszają często do głębi swoim tragizmem, który zestawiony jest z irracjonalnością. Która kobieta rozwodzi się z mężem z powodu szortów, lub odsuwa się od męża pod wpływem lektury Anny Kareniny, jak bohaterki Murakamiego? U Murakamiego nie znajdziemy zwyczajnego realizmu. Słuszne jest, coraz częstsze, określanie jego twórczości realizmem magicznym. Na kartach „Zniknięcia słonia” także spotykają się dwa światy – ten zupełnie realny, który opisuje autor z detalami, których prawdopodobnie sami na co dzień nie dostrzegamy, i ten drugi, który może być imaginacją bohatera, albo równoległą rzeczywistością. Nierzeczywistość definiowana jest tu na dwa sposoby – naszego bohatera albo spotykają nie dające się logicznie wytłumaczyć zdarzenia, albo otaczają osobliwi ludzie, odciskający trwały ślad w jego psychice. Jeden z bohaterów pozna więc dziewczynę, która obiera niewidoczne mandarynki („Po prostu nie wyobrażam sobie, że tu są mandarynki, tylko zapominam, że ich tu nie ma”, tłumaczy), narzeczony siostry innego będzie dla frajdy palił stodoły, a innego będą prześladować TV People, maleńkie ludziki, które przyniosą do jego domu telewizor, a wraz z ich pojawieniem się, zniknie jego żona. Magia u Murakamiego nigdy nie przynosi nic dobrego. Pytanie więc, po co umieszcza ją w swoich utworach. Wydaje się, że przekraczanie granic między snem a jawą wydobywa z jego bohaterów emocje, do których inaczej by się nie przyznali. „Jak coś jest za blisko, człowiek tego nie zauważa”, przeczytamy w jednym z utworów. Może więc Murakami „wrzuca” swoich bohaterów w niezidentyfikowaną rzeczywistość, by mogli lepiej zrozumieć swoje życie. Pociągające w jego utworach jest to, że tak naprawdę trudno nam określić, gdzie leży granica między normalnością a nierealnością, jak np. w opowiadaniu „Tańczący karzeł”, którego bohater pracuje w fabryce produkcji słoni. Pytanie – jakich? Porcelanowych czy prawdziwych? Autor tego wprost nie wyjaśnia, pozostają domniemania. I czy karzeł, który wstępuje w jego ciało, to tylko jakaś emanacja pewności siebie, jakiś demon, kreacja jego podświadomości czy naprawdę karzeł? Ale karzeł, serio?! Ten Murakami to jednak nie jest normalny, tak sobie można pomyśleć, a właściwie nie da się tego uniknąć, czytając raz po raz podobne niestworzone historie. Ale to, co sprawia, że jednak one skradają nam serce, to fakt, że nie pozostawiają obojętnym. Z lektury „Zniknięcia słonia” wynosi się dużą dawkę przemyśleń. Bohaterowie w dużej części uosabiają nas samych, a utożsamiać się z nimi pomaga pierwszoosobowa narracja. Kim z nas nie targają niepokoje, kto z nas nie czuje niespełnienia i pustki? Tym, co warte docenienia w prozie Murakamiego jest brak moralizatorstwa, taniego kaznodziejstwa. Autor nie daje rad, jak żyć. Swoje opowiadania najczęściej urywa, zostawiając skołowanego czytelnika samego sobie, bogatszego o kolejną historię, której sedno, o ile jakieś jest, musi znaleźć sam. Mimo swojej dziwności, sytuacje kreślone przez Murakamiego wydają się zaskakująco naturalne. Być może dlatego, że dzieją się w scenografii zupełnie realistycznie oddanej Japonii. Szczegółowa rekonstrukcja topografii miasta i podawanie dokładnych dat to celowy zabieg, mający uwiarygodnić w oczach czytelnika, owe, jak się wydaje, niemożliwe do zaistnienia wydarzenia. I w tym tkwi sekret sukcesu Murakamiego – stwarza on rzeczywistość tak prawdziwą, że przesłania ona wszelkie przejawy nienormalności i czyni je akceptowalnymi.

„Zniknięcie słonia” to twórczość Murakamiego w pigułce. Znajdziemy tu opowiadania zróżnicowane tematycznie i gatunkowo, jak jego powieści. Są tu utwory prawie całkiem pozbawione wątków fantastycznych („O tym, jak w pewien pogodny kwietniowy poranek spotkałem stuprocentowo idealną dziewczynę”, „Sprawa rodzinna”), są utwory śmieszne („Ponowny napad na piekarnię”), surrealistyczne („Zielony zwierz”, „TV People”, „Zniknięcie słonia”), a także do głębi przejmujące, jak np. „Milczenie” czy „Ostatni trawnik popołudnia”. Dla fanów pisarza będą one kolejną okazją do smakowania jego słów – słodko-gorzkich, doprawionych słonym smakiem melancholii, skupionych w proste, przyswajalne zdania. Z kolei dla rozpoczynających swoją przygody z autorem „Norwegian Wood”, ta antologia może być swego rodzaju testem czytelniczej tolerancji. Murakamiego bowiem się albo kocha, albo nienawidzi. Jeśli przypadną nam do gustu jego krótsze formy, jest duża szansa, że zakochamy się też w jego powieściach.

Wszystkie cytaty za: H. Murakami, „Zniknięcie słonia”, przeł. A. Elliot – Zielińska, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2012.

 Recenzja ukazała się w serwisie Lubimy Czytać.

3 komentarze:

  1. Nie lubię opowiadań, ale należę do tych, którzy Murakamiego uwielbiają i Nobla życzą mu całym sercem. :)
    "Zniknięcie słonia" jeszcze przede mną. Z jednej strony chciałabym już przeczytać, z drugiej - znów będzie trzeba czekać na kolejny tytuł, nie wiadomo jak długo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tam! Ale mi nagroda! Odsyłam do najnowszej książki W.Łysiaka, w której to, m.in, można sobie poczytać, jak Nobla literackiego, i za co dostaje Się!
    Dobra książka obroni się zawsze sama !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zanim ja przeczytam najnowszą książkę Murakamiego, to minie tyle czasu, że napisze nową ;)
    Mam tyle do nadrobienia...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...