26.06.2013

W roli głównej: Na tych aktorów miło (mi) popatrzeć

Są aktorzy, których się ceni za to, jakie emocje potrafią oddać na ekranie, jak bardzo potrafią wczuć się w daną rolę, jak bardzo nas przekonują, że są graną postacią. Meryl Streep, Kate Winslet, Tom Hanks – każdy wymieni tu kogoś innego. Ale są też tacy aktorzy, którzy może nie mają aż tak dużo talentu, nie są wszechstronni, ale po prostu miło się na nich patrzy i ich obecność w obsadzie wystarczy byśmy po dany film sięgnęli. A właściwie, ogląda się film tylko po to, by móc na nich popatrzeć. Trochę się bronię przed układaniem list ulubionych aktorów, aktorek, reżyserów itd. Lubię wskazywać takie osoby, ale ulubionych może być tylko kilku, prawda? Jak więc dokonać selekcji? Kogo pominąć? Myślę, że każda taka lista będzie niepełna, a z drugiej strony będzie pewnym zamknięciem się w określone ramy, konkretnym określeniem się, zdefiniowaniem gustu…A ja nie lubię się jednoznacznie określać. Swego czasu, na filmwebie, robiłam takie listy. I patrząc na nie dzisiaj, być może nieco bym je pozmieniała. Niemniej jednak, przed wami lista aktorów, na których przyjemnie mi się patrzy. Nie wszyscy są wybitni, niektórzy są przeciętni, ale lubię ich oglądać na ekranie. Nie chodzi o to, że ładnie wyglądają (choć tak właśnie jest), ale raczej o to jaką emanują charyzmą, magnetyzmem czy jakkolwiek by tego nie nazwać. Słowem, aktorzy robiący na mnie sympatyczne wrażenie, a nie ci, których uważam za najwybitniejszych w swoim fachu. Mam nadzieję, że rozumiecie o co chodzi ;) 

                                                      Emily Blunt



Emily bez wątpienia jest ładna, ale nie jest to klasyczny kanon urody. Jest bardzo naturalna, eteryczna, ma hipnotyzujące spojrzenie. Jest Brytyjką, ma więc piękny akcent i to też pomogło podbić moje serce. Jedną z jej pierwszych ról była rola w Lecie miłości, polskiego reżysera kręcącego w Wielkiej Brytanii, Pawła Pawlikowskiego. I to chyba jej najambitniejszy jak do tej pory film, tuż obok Siostry twojej siostry. Ten drugi tytuł to reprezentant kina niezależnego spod znaku Sundance. Blunt świetnie się sprawdziła w kameralnym dramacie rozpisanym na trzech aktorów, stąd mój wniosek, że to kierunek, w którym powinna podążać jej kariera. Zwłaszcza, że Sunshine Cleaning również był dobrym filmem. Tymczasem Blunt gra w Hollywood, ale Hollywood ma na nią średni pomysł. Nie jest więc jeszcze aktorką nr 1 ani nawet aktorką nr 2. Wybiera różne role, w komediach czy kinie akcji, dlatego nie można jej zaszufladkować. A myślę, że powinna się jakoś bardziej określić, bo inaczej przepadnie w tłumie aktorek, które chcą podbić świat. A szkoda by było.

                                                Felicity Jones



Z tą brytyjską aktorką miałam do czynienia na ekranie dopiero pięć razy, z czego jednego nie pamiętam. Jednak zdecydowanie mam ochotę na więcej. To pewnie po części zasługa jej bohaterek, po części jej wyglądu – to taki typ urody, który nie musi nic robić, by pięknie wyglądać. Taka Felicity budzi się i nawet zaspana jest piękna. Tak ja to widzę. I zazdroszczę. Niemniej, obejrzycie sobie Like Crazy, żeby zrozumieć, że nie tylko jest ładna, ale też utalentowana. Nie zrażajcie się, kiedy przeczytacie, że to jedna z tych aktorek, które na ekranie mają wiecznie niedomknięte usta. To ma w jej przypadku swój urok.

                                                       Blake Lively



Nie widziałam ani jednego odcinka Plotkary, ale lubię Blake Lively czyli serialową Serenę. Lubię postaci, w jakie się wciela w filmach – może dlatego, że nigdy taka nie byłam i nie będę. To zawsze jest ten sam typ, co może być na dłuższą metę dla jej kariery szkodliwe. Chcą z niej zrobić takiego trochę sexy kociaka, który będzie ozdobą, a nie ważnym członkiem obsady. Ale o co chodzi. Otóż o to, że takich kociaków najczęściej się nie lubi, a Blake Lively o dziwo tak. Nie denerwuje, nie przeszkadza, a wręcz budzi sympatię. Szczególnie polecam wam z jej udziałem Prywatne życie Pippy Lee – film kompletnie nieznany, a wart uwagi choćby ze względu na obsadę właśnie (Robin Wright, Winona Ryder, Monica Bellucci…).

                                                  Kaya Scodelario



Swego czasu tak bardzo byłam zapatrzona w Effy ze Skins, że szukałam czegokolwiek, w czym mogłabym zobaczyć jeszcze Scodelario. Padło na Moon, w którym gra może zaledwie przez minutę. Ale warto było, bo to świetny film. Problem właśnie jest taki, że jej role w filmach są póki co niewielkie. W Wichrowych Wzgórzach gra co prawda główną rolę, ale sam film jest średni i jej bohaterka jest denerwująca. Teraz w planach mam Now is good gdzie jej rola jest chyba w miarę wyróżniająca się.  Na szczęście powraca Skins, co prawda na trzy odcinki, ale z Kayą w jej najlepszym wcieleniu. Zapytacie może, za co ją tak lubię. Obejrzyjcie Skins, a będziecie wiedzieć.

                                                        Kirsten Dunst




Usilnie próbuję sobie wmówić, że Kirsten jest bardzo dobrą aktorką, ale wiem, że raczej tylko dobrą. Jej role nie są jakieś porażające (wyjątkiem jest tu na pewno Melancholia), ale nikt się nie nadaje do grania „pięknych i szalonych” jak ona. Co ciekawe, totalnie nie znam jej z tej odsłony, z której kojarzy ją najwięcej osób, a więc z roli dziewczyny Spidermana. Moim zdaniem najlepiej wychodzą jej role dziewczyn z problemami, buntowniczek, marzycielek – takich jak Maria Antonina, Lux z Przekleństw niewinności czy właśnie tytułowa Piękna i szalona. W dramatach nadaje swoim bohaterkom pewne mroczne rysy, które sprawiają że stają się one dla nas bardzo pociągające. Nie będę was oszukiwać, że na Kirsten też po prostu dobrze mi się patrzy. Co prawda, im dłużej się jej przyglądam, tym bardziej dochodzę do wniosku, że nie jest ona ideałem urody, ale ma w sobie tyle naturalności i wdzięku (ten uśmiech!), że gdybym była mężczyzną chyba powiesiłabym sobie jej plakat nad łóżkiem. Nic dziwnego, że to właśnie po jej filmie – Elizabethtown - ukuto określenie Manic Pixie Dream Girl. Generalnie jest to też taka aktorka, po której wiem, czego mogę się spodziewać. Każda jej bohaterka przypadnie mi do gustu, dlatego filmy z nią mogę oglądać w ciemno.

                                                     Emma Stone



To w sumie dosyć nowa sympatia, jednak jak każda aktorka, w której jest coś naturalnego, tak i Emma od razu po zobaczeniu jej w Zombieland, zyskała moją sympatię. Potwierdziła, że jest dobrą aktorką w Służących, Łatwej dziewczynie i Kocha, lubi, szanuje. Nie ma jeszcze bogatej filmografii, ale jej wybory wskazują, że nie chce grać w byle czym i ma dobrą intuicję. Z miejsca stała się ulubienicą kinomanów. W czym tkwi sekret tej sympatii? Być może chodzi o to, że Stone wydaje się być zwykłą dziewczyną. Nie gwiazdorzy, jest skromna, nie daje powodów do plotek, nie lansuje się, a przy tym jest miła dla oka. Oglądając ją na ekranie ma się wrażenie, że to zwykła dziewczyna, a nie gwiazda, a przy tym nie jakaś głupiutka idiotka tylko dziewczyna inteligentna i błyskotliwa.

                                                 Keira Knightley



Wiele kieruje się zarzutów pod jej adresem: a to, że brzydka, a to, że grać nie umie, a to, że irytująca. Ja jej jednak będę bronić. Biustu może nie ma, ale i tak suknie z epoki (i nie tylko) leżą na niej wyśmienicie. Częściej możemy ją oglądać w historycznym kostiumie i do takich ról pasuje ze swoją urodą jak znalazł, ale odnajduje się też w rolach współczesnych. W Love Actually generalnie nie miała wiele do zagrania, ale chyba każdy ją doskonale z tego filmu zapamiętał. Ma błysk w oczach, potrafi kokietować, ale także odegrać osobę rozedrganą emocjonalnie i doskonale wyrażać smutek. Co prawda nie przekonała mnie do końca jej Anna Karenina, ale do roli Sabiny w Niebezpiecznej metodzie została wybrana idealnie.

                                                     Eva Green



Eva jest przede wszystkim zjawiskowa. Pierwsze, co się dostrzega oglądając film z jej udziałem, to zachwycająca uroda. Zabójcze spojrzenie, zmysłowy głos, wyraz twarzy idealny do wyrażania smutku. Green na ekranie hipnotyzuje. Jej bohaterki często są niejednoznaczne. Osobiście nigdy nie wiem, czy je lubić czy nie. To chyba świadczy o aktorskiej klasie. Wybierając film z nią, a ostatnio kierowałam się jej nazwiskiem dość często, wiem, że jakikolwiek by on nie był, dla jej intrygującej kreacji warto go obejrzeć.

                                                   Carey Mulligan



W Mulligan urzeka mnie jej wiotkość, delikatność, wdzięk. Porcelanowa skóra, blond włosy, błyszczące oczy nadają jej kruchości. I choć jest ona też w jej bohaterkach, na ogół są one silne, choć boleśnie doświadczane przez los. Urzeka mnie sposób, w jaki Mulligan przekazuje emocje. W swoich rolach jest bardzo przejmująca ze względu na ekspresję, z jaką gra sceny rozpaczy. Wśród aktorek młodego pokolenia jest to jedna z nielicznych, które mogą poszczycić się talentem równie wielkim jak uroda.

                                                  Joseph Gordon – Levitt



Jest taki typ aktorki, czy raczej bohaterki filmu, jak dziewczyna z sąsiedztwa. Gordon - Levitt to taka męska odmiana czyli chłopak z sąsiedztwa. Ideał z 500 dni miłości. Oczywiście, do grania takich postaci predysponuje go uroda. Choć nie widziałam z nim jeszcze wielu filmów, to mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że gra on przeważnie chłopców (właśnie: nie mężczyzn, a chłopców) miłych, sympatycznych, do polubienia Nawet jego długowłosy, zbuntowany Hesher taki jest, czy Arthur z Incepcji. Choć gra czasem z bronią w dłoni to i tak ten rys chłopięcości w nim jest. I ja to lubię.

                                                      Ben Whishaw



Jak widać, na liście jest zdecydowanie więcej kobiet. Czego to zasługa? Nie znoszę mężczyzn, którzy tylko ładnie wyglądają, a totalnie nie umieją grać. Nie wiem czemu, ale u kobiet mi to nie przeszkadza. Natomiast ładni mężczyźni, typowe ciacha nigdy na mnie nie robili wrażenia, także w życiu prywatnym, kiedy chodzi o mężczyzn mijanych na ulicy itd. Zbyt przystojny mężczyzna jest dla mnie typem podejrzanym, który może nie reprezentować sobą wielkiej wartości. Oczywiście, Johnny Depp czy Jude Law to wyjątki potwierdzające regułę. Poza tym, chyba nie potrzebuję już wzdychać do faceta na szklanym ekranie, skoro mam prawdziwego u boku. Nie mniej jednak, Ben Whishaw robi na mnie ogromne wrażenie. Potargany, roztargniony, bardzo inteligentny – z takim wizerunkiem go kojarzę, choć nie tylko takich bohaterów grywa. Błysk w smutnym oku i szelmowski uśmiech sprawiają, że miło się na niego patrzy. Ale Ben umie też świetnie grać. Sprawia wrażenie mocno zaangażowanego w rolę, co sprawia, że jego postaci, nawet jeśli drugoplanowe, są wyraziste i nie dają nam o sobie zapomnieć. Whishaw wnosi do filmów, w których gra, trochę szaleństwa i radości, takie mam wrażenie, i dlatego wciąż odkrywam filmy z jego udziałem.

To tyle ode mnie. Choć jak teraz patrzę na tę listę, to uświadamiam sobie, że brakuje na niej Scarlett Johansson. I Ewana McGregora. Ciekawa jestem, czy Wy też macie tego typu ulubieńców?

12 komentarzy:

  1. Prawie same kobiety :)) eeee tam, wzydchanie niekoniecznie musi być romantyczne, ja mimo kilkuletniego związku nadal do kilku(dziesięciu) aktorów platonicznie sobie wzdycham. No bo jak tu do przykładowo Madsa Mikkelsena nie wzdychać?
    Wiem doskonale, o co Ci chodzi, po prostu sympatyczni ludzie, talent w ich przypadku jest mało istotny (aczkolwiek rzadko jest powalający). U mnie na takiej liście pierwsze miejsce zajmowałaby Piper Perabo, aktorka raczej mało znana i niespecjalnie zdolna. Ale jest urocza i prześliczna, właśnie w taki naturalny, niewymuszony sposób. W sumie ze względu na nią oglądam "Covert Affairs", serial raczej średnich lotów. A przy okazji "Covert Affairs", gra w nim kolejny aktor, który byłby u mnie na takiej liście, Oded Fehr, który jest po prostu cudowny, nawet jeśli aktor z niego żaden. Ale pokochałam go w "Mumii", cieszyłam się nim w kilku częściach "Resident Evil" i w "Covert Affairs" cieszę się nadal.
    Idąc dalej, byłaby na takiej liście jeszcze Milla Jovovich (od czasów "Piętego Elemntu" ją strasznie lubię, "Leeloo Dallas multipass" załatwił sprawę), Kate Hudson i Lizzy Caplan. Może jeszcze James Marsden, Matthew Goode... Chociaż on akurat jest dobrym aktorem. I Lee Pace! Jak tu nie uwielbiać tego człowieka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że w miarę jasno wytłumaczyłam czemu prawie same kobiety ;) Mikkelsena też mogę oglądać do woli, ale on się jednak do tej kategorii aktorów nie łapie, bo jest uzdolniony jak diabli ;)

      Usuń
  2. No tak na Emily Blunt zawsze miło popatrzeć, bo ma nieprzeciętną urodę [tzn. nie jest typową słodką buzią]. I Dunst też jest "w moim typie". Ale także lubię oglądać na ekranie Romole Grei i Radhe Mitchell. Poza tym panowie tj. Matt Damon, Kurt Russell, Paul Walker, naprawdę mogłabym długo tak wymieniać. No, ale gdyby byli kiepscy w tym co robią nigdy by się nie wybyli i nigdy bym o nich usłyszała... Więc nie sama uroda, ale też jakieś większe zdolności aktorskie też wchodzą w grę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jednak wielu kiepskich aktorów gra np. w serialach, nie oszukujmy się. I nie wiedzieć czemu dostają potem kolejne role. Wielu psioczy na Kirsten Stewart (btw, też mogłaby się znaleźć na mojej liście, zapomniałam o niej), a jednak bez problemu dostaje ona kolejne role, choć jej talent stoi pod znakiem zapytania. Więc chyba, żeby się wybić to nie potrzeba go wcale mieć. Czasem wystarczy być ładnym i sympatycznym ;)

      Usuń
  3. U mnie znalazłaby się właśnie Scarlett. Dorzuciłabym też Milę Kunis, a z panów - Jasona Stathama, do którego mam niewytłumaczalną słabość. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, Scarlett. Choć generalnie, uważam że gra naprawdę dobrze, tylko źle ją obsadzają po prostu. Mila Kunis to też dobry przykład.

      Usuń
  4. Moja lista w sporej części pokrywałaby się z Twoją :) Uwielbiam Josepha Gordon-Levitta. (był świetny w 50/50) i Bena Wishawa. Z panów dorzuciłabym jeszcze Jake'a Gyllenhaala do którego mam słabość - podobał mi się w "Braciach" czy w "Dowodzie".
    I jeszcze Tima Rotha - który na swoim koncie ma wiele charakterystycznych ról :)

    Co do wyżej wspomnianego Covert Affairs - Piper Perabo również mogłaby się znaleźć na liście, ale wyższą notę miałby jej serialowy partner - Christopher Gorham, który gra w niesamowicie wiarygodny sposób!

    I jeszcze dorzuciłabym Zooey Deschanel :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie! Jak mogłam zapomnieć o Zooey?! chyba powinnam zrobić poważny edit tej listy ;)

      Usuń
  5. Lively nawet lubię, bo dobrze mi się kojarzy. Oglądałam z nią dwie części ,,Stowarzyszenia Wędrujących Dżinsów", które były nieodłącznym elementem mojego dzieciństwa. :)
    Uwielbiam Spider-mana! ;D Dunst poradziła sobie równie dobrze w ,,Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi". :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny pomysł na zestawienie, jestem jak najbardziej na TAK wobec Twoich typów. Mam też również takich aktorów, na których mimo niekoniecznie dużego talentu aktorskiego lubię popatrzeć. To m.in. też Scarlett Johansson, Emma Stone, Kirsten Dunst, Ewan McGregor oraz Jennifer Lawrence, Reese Witherspoon, Robert Downey Jr. Na razie więcej mi nie przychodzi do głowy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Keira Knightley na ekranie jest zjawiskowa, szczególnie gdy przebiorą ją w strój z epoki... Cudo.
    Osobiście nie stworzyłabym takiej listy, moje preferencje zmieniają się jak w kalejdoskopie, ale jedno nazwisko zawsze wychodzi na wierzch, czyli nieżyjącego już niestety Montgomery'ego Clifta. Drugiego takiego zjawiska na ekranie nie odnotowałam, a wiele charyzm mi się przed oczami przewinęło.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo ciekawie zestawienie :) Z większością wyborów mogę się zdecydowanie zgodzić ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...