22.01.2012

Z notatnika kinomanki, cz. VII



Jeden dzień    6/10      UWAGA! TU MOŻE BYĆ SPOILER!

Oj, wiązałam z tym filmem spore nadzieje, odkąd obejrzałam zwiastun i przeczytałam wiele dobrych słów o książce, na podstawie której powstał. Moja ocena niestety jest zawyżona. Film w sumie dobrze się ogląda, ale bez większych emocji, a jest to z założenia melodramat, więc wydawałoby się, że musi choć trochę wyciskać łzy. Nic z tego. Może to dlatego, że ciężko polubić parę głównych bohaterów, pomimo rozbrajającego uśmiechu Anne Hathaway i niewątpliwego chłopięcego uroku Jima Sturgessa, którzy się w nich wcielają. Nie widać między nimi chemii, namiętności, wielkiego pragnienia by być razem, a jednak podobno o to im przez cały film chodzi. Bohaterami nie miotają rozdzierające uczucia, raczej poddają się oni potulnie losowi. Ich postawa sprawiła, że jakoś nie czekałam wcale na to, czy w końcu uda im się być razem, nawet im w tym nie kibicowałam. W filmie brakuje zwrotów akcji, jest on dość monotonny. Dialogi nie są szczególnie wyrafinowane, brakuje zapadających w pamięć scen. Mimo wszystko podobały mi się w filmie dwie rzeczy: czas akcji, a więc jeden, ten sam dzień, na przestrzeni dwudziestu lat – dzięki temu widzimy też jak zmieniają się bohaterowie, ich priorytety, oraz zakończenie nawiązujące do początku historii, będące niejakim wyjaśnieniem. Plusem jest dla mnie to, że film nie kończy się happy endem. Co prawda zakończenie jest skrajnie melodramatyczne, ale przynajmniej dość zaskakujące. Choć może jak na melodramat, wcale nie? W każdym razie odradzać, nie odradzam, ale lepiej nie nastawiać się na melodramat wszechczasów.

Drive    7/10

Film, który wielu widzów wynosi pod niebiosa, pisząc o jego „kultowości”. Po pierwsze, czy coś jest kultowe to pokazuje czas, więc nie ogłaszajmy już dziś takich wyroków. Po drugie, nie wiem czym miałby sobie na tę kultowość zasłużyć. To dobry film i na pewno wyróżniający się na tle tych, które opisałam chociażby w poście poniżej. Oszczędne dialogi, hipnotyzująca muzyka, bardzo dobre aktorstwo (obok Goslinga jak dla mnie wyróżnia się szczególnie Carrey Mulligan) zapewniają 100 minut dobrej rozrywki. „Drive” ma klimat, jakiego w wielu filmach akcji próżno szukać. To historia, którą ogląda się w napięciu, bo jest nieprzewidywalna. Głównego bohatera, granego przez Ryana Goslinga otacza aura tajemnicy, która dodaje do tej historii jeszcze więcej niepokoju. Zakończenie jest na tyle niebanalne, że nie burzy dobrze przemyślanego scenariusza ani nie psuje dobrego wrażenia towarzyszącego nam przez cały seans. Niemniej pośród szeregu pozytywów nie potrafię wymienić ani jednej sceny czy dialogu, który miałby być za 10 lat określany mianem „kultowego”. Ale jak mówię, czas może to zweryfikować. Pewne jest, co podkreślają uznani recenzenci, że Refn, czyli reżyser filmu jest trochę jak Tarantino. Za mało filmów w życiu obejrzałam, a już na pewno za mało filmów akcji czy sensacyjnych, by móc się w tym temacie wypowiadać, ale podobno wiele w „Drive” nawiązań do kina lat 80. (podobnie jak u Tarantino - do kina nieco niższych lotów).  I coś z tego widać na ekranie, bo film jest trochę jakby nie z naszych czasów. Ludzie naprawdę lubiący akcję w filmach, pościgi, strzelaniny, bójki i całą resztę trochę się pewnie zawiodą, bo w przeciwieństwie do innych filmów tego gatunku, tutaj ta akcja nie jest celem samym w sobie. To raczej przerywnik między tymi naprawdę kluczowymi scenami, które raczej są wyciszone i spokojne. Hm, im dłużej o tym filmie myślę, tym bardziej go doceniam. Jedno jest pewne, obejrzę go ponownie. Może wówczas dostrzegę więcej smaczków. Ale póki co moje zdanie o tym filmie i tak jest pozytywne i myślę, że warto go zobaczyć, chociażby po to by wyrobić sobie własną opinię i dowiedzieć się, o co tyle szumu. 

Służące    8/10  

Jejku, jaki to przyjemny film! Właśnie przyszło mi do głowy, że można by jego klimat przyrównać do książki „Smażone zielone pomidory” Fannie Flagg (pewnie też do filmu, ale tego nie widziałam). Jest taki ciepły, mimo tego że porusza bardzo ważne, drażliwe kwestie. Akcja dzieje się w Stanach Zjednoczonych w latach 60. i skupia na problemie czarnoskórych służących, które postanawiają przerwać zmowę milczenia i opowiedzieć o tym w jak niegodziwy sposób są traktowane przez swoich pracodawców. Ich zwierzenia spisuje pochodząca z dobrego domu, niepokorna Skeeter (w tej roli bardzo dobra Emma Stone), która wbrew otoczeniu pragnie zostać pisarką. „Służące” to film o kobietach i dla kobiet. Pokazuje w jaki sposób kobiety musiały walczyć o swoje prawa. Nie tylko tytułowe służące, ale też Skeeter, bo choć biała to w pewien sposób również odczuwała dyskryminację, bo chciała się realizować, spełniać swoje ambicje zawodowe, a nie jak jej koleżanki prowadzić dom i rodzić dzieci. Podoba mi się, że nie ma w tym filmie na siłę wplecionego wątku romansowego z udziałem Skeeter, z wymuszonym szczęśliwym zakończeniem. Jak wspomniałam swój występ w tym filmie Emma Stone może zaliczyć do bardzo udanych, ale nie tylko ona. Film jest popisem doskonałego kobiecego aktorstwa. Nominacje do Złotych Globów dla aż trzech aktorek z obsady na pewno nie są przypadkiem. Te kobiety, a więc Octavia Spencer, Viola Davis, Jessica Chastain, ale także mniej wyróżniająca się Stone, Bryce Dallas Howard czy Sissy Spacek są w dużej mierze odpowiedzialne za to, że tak dobrze się „Służące” ogląda. Docenić należy też, że twórcom udało się wiernie odtworzyć klimat lat 60. poprzez stroje, fryzury czy scenografię. Wszystko to fajnie ze sobą współgra. A film na zmianę bawi i wzrusza. Waga problemu dyskryminacji rasowej zostaje podkreślona, ale reżyser podszedł do tego tematu z dystansem, a co najważniejsze przedstawił go tak, by nie zanudzić widza. Bardzo Wam polecam, na zimowy chłodny wieczór jak znalazł. Powinien wlać w Wasze serca trochę optymizmu :)

Jeździec bez głowy    8/10  

Horror, który można oglądać bez strachu. Może to brzmi jak nienajlepsza rekomendacja, ale jak widzicie po ocenie, jest wręcz odwrotnie. Za kamerą Tim Burton więc jest mrocznie i bardzo klimatycznie i głównie za to ta dobra ocena. Kostiumy, scenografia, muzyka Elfmana, kolorystyka, sceneria…A fabuła, jak fabuła, najważniejsze, że jest tajemnica, więc ogląda się w napięciu i z zainteresowaniem, ale jak zaznaczyłam nie trzeba się potem bać pójść chociażby do łazienki ze strachem, że ktoś tam może czyhać na nasz życie. W tym filmie jest sporo scen komediowych, które skutecznie rozładowują napięcie i zdejmują z człowieka ciężar przerażenia. A. Muszę jeszcze nadmienić, że świetny jest w swojej roli Johnny Depp, taki nieprzenikniony, ale to pewnie nie będzie dla nikogo niespodzianką.

Salt    5/10  

Mizerna ocena, ale myślę, że zasłużona. Wynudziłam się koszmarnie. Pościgi, strzelaniny i inne tego typu akcje zawsze sprawiają, że chce mi się spać. Filmy akcji po prostu nie są dla mnie, ale tak jak w tym wypadku, czasem ogląda się filmy tylko dla aktorów. No i ze względu na to, że o tym filmie było głośno z racji występu w nim Daniela Olbrychskiego, ciekawość wzięła górę. No i do pana Daniela zastrzeżeń mieć nie mogę. Pasował do roli i doskonale się odnalazł w tej hollywoodzkiej produkcji. Angelina jak to Angelina. Dużo do zagrania nie miała, ale ona kocha takie role, w których sobie może pobiegać. W sumie nawet nie wiem, kto mógłby zająć jej miejsce, ona już jest przypisana do takich ról. No a jeśli chodzi o scenariusz to niestety jest to jedna wielka bajka, ale i tak przewidywalna, bo filmu wg tego schematu było już wiele. Nigdy nie zrozumiem też po co ludziom wciskać, że taka jedna Angelina rozprawi się z kilkoma łobuzami na raz. Śmiać mi się chciało na tym filmie nad głupotą jego twórców i tyle.


Nie ma filmu Almodovara, który oceniłabym poniżej 8, choć oczywiście wielu jeszcze nie widziałam, bo jego dorobek jest imponujący. Ale to świadczy nie tylko o tym, jak dobrym jest on reżyserem i w jak doskonałej trwa formie. To może też niepokoić, bo skoro nie jestem w stanie wyróżnić żadnego jego filmu wyższą oceną, może wcale nie są to jakieś arcydzieła. Chociaż patrząc teraz, z perspektywy czasu, mając w pamięci jego obejrzane filmy, porównując np. "Skórę, w której żyję" do „Volver” czy „Kobiet na skraju załamania nerwowego”, tamte filmy podobały mi się chyba bardziej, mam ochotę do nich wrócić. Niemniej, każdy film Hiszpana robi na mnie ogromne wrażenie, bo zawsze pojawiają się w nich tak niebanalne wątki, że jestem nie dość, że zaskoczona, to jeszcze cały seans w napięciu czekam na to, co będzie dalej. I tak było też w przypadku „Skóry…”. Opowiedziana tu historia jest szalenie nieprawdopodobna. Ktoś powie, że właśnie kilka linijek wyżej pisałam, że wybujała wyobraźnia scenarzystów mnie irytuje. Tak, jeśli rzecz dotyczy kina akcji, bo tam chodzi tylko o tę akcję, o niewymagającą myślenia rozrywkę, a Almodovar chce jednak poruszyć w nas pewne struny, skłonić do refleksji. I tak po seansie rodzi się w głowie mnóstwo pytań prowadzących do rozważań wręcz filozoficznych nad etyką, moralnością i miłością.

Muszę przyznać, że nowa muza Almodovara, Elena Anaya, grająca główną rolę kobiecą. przekonała mnie do siebie, a byłam do niej trochę zniechęcona, bo widziałabym na jej miejscu raczej starą muzę czyli Penelope Cruz. Ale Elena zagrała naprawdę przyzwoicie i wykazała się dużą odwagą, bo rola nie należała do najłatwiejszych. Na jej grę jednak zwraca się drugorzędną uwagę, bo co wysuwa się na pierwszy plan to jej wielka uroda. Oraz gra Antonio Banderasa, którego wreszcie po latach jestem w stanie docenić jako naprawdę dobrego aktora.


Druhny   6/10  

Przyznam, że zaskoczyła mnie nominacja do Złotego Globu w kategorii najlepsza komedia. Pomijając już fakt, że do śmiechu tu za dużo nie ma (chyba że śmieszna miała być scena, w której tytułowe druhny okupują łazienkę z powodu zatrucia pokarmowego – uwierzcie, bardzo łagodnie i eufemistycznie to opisałam, ale to jest raczej żenujące niż śmieszne), to jednak nie jest to jakiś wybitnie zrealizowany film. I tej nominacji nadal nie rozumiem. Czyżby była w minionym roku aż taka posucha, jeśli chodzi o komedie?
Głównym jego atutem jest postać głównej bohaterki, Annie (w tej roli Kristen Wiig, także współautorka scenariusza). To o niej jest tak naprawdę film. O kobiecie, która znalazła się w bardzo trudnym momencie swojego życia: nie ma pracy, pieniędzy, musi znowu zamieszkać z matką i romansuje z mężczyzną, dla którego jest jedynie wieczorną rozrywką. I jakby tego było mało musi rywalizować o względy najlepszej przyjaciółki (to ona właśnie wychodzi za mąż) z bogatą Helen, którą stać na spełnienie wszystkich przedślubnych marzeń Lilian i zorganizowanie ślubu jak z bajki.”
„Druhny” reklamowano jako kobiecą wersję „Kac Vegas”. Te porównania, które niektórych odstraszają, są dosyć krzywdzące, bo o ile „Kac Vegas” jest naprawdę zabawną komedią, to jednak nie niesie z sobą żadnego głębszego przekazu. Druhny” natomiast trochę na wesoło, ale pełnią rolę studium kobiecej przyjaźni. Łatwo się z bohaterkami identyfikować, bo pewnie każdy z nas tkwił kiedyś w takim niezdrowym trójkącie przyjaźni.

Nie jest to film, który należałby obejrzeć. Nie jest to też film, który was rozśmieszy. Nie ma właściwie żadnych powodów, dla których miałabym Wam ten film polecić. Nie będą to stracone dwie godziny, ale jednak jest mnóstwo lepszych filmów, na które można je poświęcić.



Mam wrażenie, że ten film jest tak hojnie nagradzany tylko ze względu na kontrowersyjną tematykę. To już chyba każdy wie – postawiona w nim teza (choć nie dosłownie) brzmi „Na Mazurach znajdowały się tajne więzienia CIA”. I chyba sam fakt, że Jerzy Skolimowski tak a nie inaczej ustosunkowuje się do krążących od lat pogłosek, sprawia, że „znawcy” pieją nad tym filmem z zachwytu. Jednym słowem, traktuję te dobre opinie jako nagrody za odwagę. Bo sam film jest po prostu nudny i wyróżnia się chyba tylko tym, że pada w nim bardzo niewiele słów. Ciekawie robi się dopiero kilkanaście minut przed końcem, kiedy na ekranie pojawia się Emmanuelle Seigner. Coś zaczyna się dziać, bo do tej pory nasz zbiegły z więzienia bohater, tylko uciekał, a my co najwyżej mogliśmy podziwiać ładne widoki. Jeśli obejrzeć, to tylko poglądowo. Film dla ludzi naprawdę zainteresowanych tematem albo tych, co to muszą na własne oczy zobaczyć, o co tyle szumu (jak ja;)). 

12 komentarzy:

  1. Film Druhny obejrzałam, bo znajoma mi poleciła i przez pół filmu byłam przekonana, że to jakaś pomyłka, że jest gdzieś jakiś inny dobry film o tej samym tytule! Ale nie. Koleżance o ten film właśnie chodziło.
    O rany! jakaż to żenada jest, brak słów. Oglądając wstydziłam się:)
    Nie rozumiem tylko dlaczego dałaś aż 6 punktów jeśli ten film taki zły?
    Z wymienionych przez Ciebie filmów widziałam jeszcze Drive. Podkochuje się w Ryanie Goslingu więc ani trochę nie jestem obiektywna:)
    Drive to wysokiej klasy kino "rozrywkowe":)
    A dziś obejrzałam z Goslingiem "Idy marcowe", oraz nowy film Van Santa "Restless"-polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak się składa, że obydwa filmy, o których piszesz, tzn. "Idy marcowe" i "Restless" też już oglądałam, tyle, że nie zdążyłam jeszcze o nich napisać. Ale masz rację, bardzo dobre kino i będę je bardzo chwalić ;)
    Natomiast co do "Druhen" - dałam 6 bo jakoś nie mam serca do niskich ocen, zawsze staram się dostrzec w filmie jakieś pozytywy. Gdyby nie te żenujące sceny nie miałabym aż tak dużych zastrzeżeń, one wszystko zepsuły, bez nich to by był naprawdę niezły film. W sumie może powinnam obniżyć do 5...ale co tam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Drive" jest tak samo kultowy jak "Znikający punkt" w latach 70-tych. Nie ma w tych filmach kultowych dialogów, ale jest jedyny w swoim rodzaju bohater, który robi na widzach wrażenie swoim buntowniczym zachowaniem ;) Dla mnie to najlepszy film roku. Co do "Jeźdźca bez głowy" i "Essential Killing" to mamy podobne zdanie. Pierwszy z nich to świetny film zrobiony przez prawdziwego wizjonera, drugi zaś mnie rozczarował.

    OdpowiedzUsuń
  4. "One Day", zabrakło chemii między aktorami i w efekcie film średnio wciągał. Przynajmniej wiem, że Sturgess jest dobrym aktorem. Książkę przeczytałam po seansie, te zachwyty są trochę na wyrost, ale to porcja literatury na poziomie.

    "Drive", jak wiesz, główny bohater mnie irytował, szczególnie gdy za bardzo przypominał głównego bohatera z "Lars and the real girl" (swoją drogą świetny film). Dobrze zrealizowany, ale brak mi entuzjazmu (a przecież cenię Goslinga z wielu powodów, tych płytkich też)

    "Służące" dostaną ode mnie najwyższą notę jak w końcu wezmę się za pisanie recenzji. Nie chciałam by film się skończył, bo dawno nie widziałam tak świetnej obsady w jednym tytule. I odkryłam sobie fantastyczną aktorkę, Jessicę Chastain.

    "Jeździec bez głowy" uwielbiam. Za klimat, tajemnice i bycie niestrasznym horrorem. Nawet jeśli odczuwam przesyt Burton-Depp, tak ten film zawsze dobrze mi się kojarzy.

    "Salt" zapewnił mi kawał rozrywki, bo to takie głupie, że aż chce się oglądać. Olbrychski wypadł dobrze, bo nie karykaturalnie. Lubię i tyle, takie "guilty pleasure"

    "Druhny" mnie zaskoczyły bo z KV mają niewiele wspólnego. Jakby wyciąć te żenujące gagi, to otrzymujemy dobre kino o kobietach. Kristen Wiig jest niesamowita, moje kolejne odkrycie.

    Filmu Almodovara jeszcze nie widziałam, ale uśmiechnęłam się na samo wspomnienie "Volver" jak na razie mój ulubiony z jego filmów. Nie wiem czy chcę zobaczyć "Essential killing".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, Jessica Chastain też mnie sobą zainteresowała i mam teraz motywację żeby obejrzeć Drzewo życia, bo bardzo chwalona jest za rolę w nim.

      Ja właśnie takie głupie filmy jak Salt mam ochotę od razu wyłączyć albo się na nich zdrzemnąć. Gubię się zawsze w tej akcji, kompletnie nie przykuwają mojego wzroku te pościgi, bijatyki itd. w rezultacie czego odpływam myślami gdzie indziej i po chwili nie wiem już o co chodzi ;)

      Moim ulubionym Almodovara też jest chyba Volver :)

      Usuń
    2. Jessica mocno mnie mobilizuje do obejrzenia "Drzewa życia", ale nie mam odpowiedniego nastroju.

      Przesadzasz, kino akcji ma swoje zalety. Głupie filmy też mają swój urok, pod warunkiem, że twórcy chcieli osiągnąć efekt odwrotny niż wywołuje. Dla mnie takim jest "Wanted" z McAvoy'em i Jolie - tak głupi, że nawet po latach śmieję się na jego wspomnienie. :D

      "Volver" ma silną konkurencję w "Kwiacie mego sekretu", który polecam.

      Usuń
  5. Bardzo dobry zestaw filmowy :) Oczywiście większości filmów nie widziałam, ale są na mojej liście 'you have to see it".

    "One Day" i "Służące" - zabiorę się za nie jak przeczytam książki. Tyle, że w pierwszej kolejności będą to właśnie "Służące".

    Tyle razy miałam się okazję obejrzeć "Jeźdźca bez głowy" i nigdy się nie odważyłam, bo wszyscy mówią że to horror. Skoro nie jest taki straszny, to się skuszę.

    "Salt" - dla Angeliny obejrzę wszystko. Poza tym będę bronić kina akcji, zwłaszcza że je lubię. Do tego typu filmów trzeba mieć słabość by spojrzeć na nie łaskawym okiem i oceniać inaczej. Napiszę kiedyś o tym :)

    "Druhny" - wszystko o czym się mówi: 'damski odpowiednik filmu...' lub ' kobieca odpowiedź na...' skutecznie mnie odstrasza. Więc po ten film raczej nie sięgnę.

    "Drive" - film w najbliższych planach.

    "Skóra, w której żyję" - miałam okazję przeczytać fragment książki na podstawie której powstał film. Jestem mocno zaintrygowana.

    "Essential killing" to chyba pozycja nie dla mnie. Mam wrażenie, że nie dam rady obejrzeć tego filmu, na pewno nie z własnej woli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, zazdroszczę Ci tych książek! Ogólnie nie ciągnie mnie do nowości, ale te akurat bym z chęcią przeczytała.
      Jeżdziec... jest naprawdę mało straszny, więc bez obaw :)
      Tak, koniecznie napisz o kinie akcji! W sumie dziwię się, że aż tyle dziewczyn je lubi ;)
      Essential Killing nie boli ;D Ale faktycznie, po co się zmuszać. Tam akcji za dużo nie ma więc w Twoje filmowe gusta raczej nie trafi :D

      Usuń
    2. Książki "One Day" nie mam, ale kiedyś ją przeczytam i wtedy film obejrzę :) Książki kupuję zwykle za pieniądze z urodzin lub dostaję je pod choinkę ;) Sama dużo nie wydaję :D
      Oj, Kochana, Ty też oceniasz mnie w kategorii ulubionego gatunku filmowego? :) Hm, będę musiała się z tego wytłumaczyć na własnym blogu. "Essential Killing" nie jest filmem, po który chętnie sięgnę. Filmy wojenne to nie moja bajka, poza tym film tego typu bez dialogów to dla mnie męczarnia. Gdybym go jednak ktoś mi zaproponował obejrzenie go w większym towarzystwie lub na festiwalu, to bym się skusiła. Ale nie sama. Jest kilka filmów, które taktuje w ten sposób :)

      Usuń
    3. Oj nie, nie. Nie zrozum mnie źle. Ja nikogo nie oceniam, a już na pewno nie Ciebie ;) Nie musisz się z niczego tłumaczyć. Po prostu każdy ma swój ulubiony gatunek filmowy, ale nie można go w ten sposób zaszufladkować. Ja mogę filmy akcji oglądać pod warunkiem, że z góry nie będę ich traktować poważnie, tzn. w czasie seansu będę śmiać się i wytykać głupotę scenarzystów, komentować co mi się nie podoba i ogólnie nie bedę się za bardzo skupiać. Chyba dlatego tak bardzo podobają mi się filmy Tarantino, bo u niego cała ta konwencja kina akcji zostaje wyśmiana, sparodiowana. Ale kino akcji może być całkiem dobrze zrobione, na co przykładem Trylogia Bourne'a, którą obejrzałam bez marudzenia. Pozostaje jeszcze kwestia czym różni się kino akcji od filmu sensacyjnego. Jak dla mnie film sensacyjny (prawie) zawsze będzie filmem akcji, a odwrotnie już niekoniecznie.

      Usuń
  6. Polecam książkę "Skóra, w której żyję". Bardziej mi się podobała niż film :) można powiedzieć, że miała więcej sensu :)

    Jeśli chodzi o ocenę "Driva" - zgadzam się :) żeby kultowy?? Trzeba czasu... film mi się bardzo podobał. Świetny klimat. Świetna gra Goslinga :) bo Mulligan nie zrobiła na mnie w ogóle wrażenia... taka sobie dziewczyna z sąsiedztwa...

    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak, zapomniałam o tej książce, muszę ją wrzucić na listę :) Zdziwiłam się dziś, bo przyznano hiszpańskie najważniejsze nagrody filmowe i Pedro wcale nie triumfował ;/

      Usuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...