Kolejna
garść mini-recenzji, spisanych już jakiś czas temu. W planach kolejne teksty m.in.
o Shameless i dwóch głośnych polskich
filmach. A tymczasem kolejny eklektyczny zestaw:
Mistrz 6/10
Mistrz to taki film, o którego całej wartości stanowi właściwie tylko obsada.
Joaquin Phoenix, Phillip Seymour Hoffman i Amy Adams sprawili, że nie
zanudziłam się na nim na śmierć. Lubię inteligentne filmy, ale Mistrz jest po prostu nudny. Absolutnie
mnie nie wciągnął i niestety nie potrafiłam się na nim skupić, co skończyło się
tym, że oglądałam go jednym okiem, robiąc przy okazji coś innego. Ale żeby nie
było – historia przywódcy ruchu religijnego i człowieka, który przyłącza się do
tej organizacji, ma swoje mocne strony. W pamięć zapadają sceny swego rodzaju
przesłuchań (czy może raczej prania mózgu) jakim Mistrz poddaje bohatera
granego przez Phoenixa. W tych scenach ekran rozsadza napięcie. Równie
wyraziste są sceny z tłumem nagich kobiet w pokoju, oraz ta, gdy żona Mistrza
zaspokaja go w łazience, pokazując tym samym, jaką ma nad nim władzę. Film jest
bardzo estetyczny – zamyka go fajna klamra, są ładne zdjęcia, bardzo nasycone,
dobra muzyka. Ale nie ratuje to w moich oczach filmu, który jest zbyt
fragmentaryczny, nie podporządkowany żadnej akcji, myśli przewodniej,
pozbawiony zwrotów akcji. Nie tego szukam w kinie, aczkolwiek nie przeczę, że
jest to film dobrze zrobiony.
Big Lebowski 5/10
Fenomen
niektórych filmów jest mi trudno zrozumieć. Ok., widziałam gorsze filmy
(dlatego dałam aż piątkę), znacznie gorsze. Ale gdzie jest ta fantastyczna
komedia, przy której będę mieć ubaw po pachy? Gdzie jest ten charyzmatyczny Big
Lebowski, bohater kultowy? To wszystko mi obiecano. Ale ja tego nie znalazłam.
Nie mam wiele do powiedzenia o tym filmie braci Coen, ponad to, że mnie
rozczarował i wynudził. Sceny, na których bym się zaśmiała mogę policzyć na
palcach jednej ręki, a wcale nie tak trudno mnie rozśmieszyć. Nie tego
oczekiwałam od podobno jednej z najlepszych komedii w historii. Nie mam
zarzutów pod adresem aktorów – role Bridgesa, Buscemi, Goodmana i Moore
zapadają w pamięć (to kolejny powód dla którego oceniłam ten film na 5, a nie
znacznie niżej). Aktorzy być może dali z siebie wszystko. Ale scenariusz tego
filmu to jakieś nieporozumienie. Rozumiem, że styl życia Biga dla wielu może
być ideałem. Jego lekkie, hippisowskie podejście do życia może być inspiracją.
Ale niech mi ktoś powie o co w tym filmie chodzi? Po co go nakręcono? Co ja mam
z niego wynieść, zapamiętać? Chyba tylko tyle że Biały Rosjanin to drink ze
śmietanką. Boję się innych komedii braci Coen (zresztą Okrucieństwo nie do przyjęcia też było słabe).
Łowca androidów 8/10
Kultowy
film, po który przez wiele lat nie zamierzałam nawet sięgać, twierdząc, że
wszystko co ma etykietkę science – fiction jest be. Ale przekonuję się do tego
gatunku i w końcu do Łowcy androidów
podeszłam z należytą ciekawością i dużymi oczekiwaniami. Jak dobrze, że się nie
zawiodłam. Nie tym razem. Co więcej, chętnie do tego filmu wrócę. Rzeczywiście,
tak jak mówią – klimat jest tu niesłychanie wyjątkowy, muzyka robi swoje, a
scenariusz, który nie opiera się na nawalankach lecz inteligentnych dialogach,
sprawia, że film niesamowicie wciąga i daje do myślenia. I pomyśleć, że
przedstawiony jest w nim rok 2019…Ach, i jeszcze jedno – Sean Young czyli
Rachel – zjawiskowa kobieta.
Kleopatra
6/10
Kleopatra to o ile mnie pamięć nie myli najdroższy film w
historii (być może pobił go Avatar).
I to widać w każdej scenie. Od strony estetycznej to majstersztyk. Uczta dla
oczu. To co jednych nudzi czyli spektakularna, wystawna scena wjazdu Kleopatry
do Rzymu dla mnie była wręcz hipnotyzująca i zapamiętam ją jako jedną z
najbardziej charakterystycznych scen w historii kina. Ponadto wrażenie robią
stroje Kleopatry (Elizabeth Taylor przebiera się w filmie 65 razy, a jedna z
sukienek jest z 24-karatowego złota; łączny koszt kostiumów to 130. tys.
dolarów), ale także i męskich bohaterów, zwłaszcza Cezara. Oczywiście, trudno
nie docenić też dekoracji czy bogato zdobionych wnętrz. Ale niestety, film sam
w sobie jest zwyczajnie nudny i za długi (4 godziny). Rozmach to nie wszystko,
przydałoby się utrzymać dobre tempo akcji, a to niestety kuleje. Nie zachwycają
dialogi, które – mam wrażenie – ciągle są o tym samym. Trudno mówić o
wywoływaniu u widza zaciekawienia, trzymaniu w napięciu. Film przekazuje mało
emocji, postaci są zbyt papierowe. Również miłość Kleopatry i Cezara, a potem
Marka Antoniusza jest dla mnie mocno niewiarygodna. Osławiona Kleopatra to dobry przykład ilustrujący
przerost formy nad treścią, ale być może właśnie z tego względu warto go
obejrzeć.
Droga 7/10
Powieść
Droga Cormaca McCarthy’ego jest jedną
z niewielu książek, podczas lektury których płakałam i to całkiem rzewnymi
łzami. To postapokaliptyczna opowieść o wędrówce ojca i syna wędrujących ku
wybrzeżu, gdzie wzrasta ich szansa na przeżycie. Książka napakowana jest
emocjami, a wizja świata, w którym szerzy się ludobójstwo jest przerażająca.
Dziecięca wiara i nadzieja zestawiona jest tu z chłodnym pragmatyzmem ojca, co
ogromnie porusza i każe się zastanowić – co ja bym zrobił na ich miejscu, jak
bym to przetrwał. Film Johna Hillcoata nie ma takiej siły rażenia, ale za
sprawą fantastycznych zdjęć i subtelnych kreacji Viggo Mortensena i Kodiego
Smit – McPhee, również niebagatelnie oddziałuje na widza. I film i książka są
bardzo przygnębiające i skłaniające do refleksji. Na ekranie niewiele się
dzieje, bohaterowie idą, z rzadka rozmawiają (choć i tak więcej niż w książce),
spotykają na swojej drodze złych ludzi, którym muszą stawić czoła. Droga jest tym samym filmem nie dla
wszystkich. Najmniej udane są moim zdaniem retrospekcje, które pokazują w jaki
sposób odeszła matka chłopca. Film jest jednak bardzo wierną ekranizacją
książki, choć niepozbawioną zmian czy niedomówień, które dla nie znających
powieści mogą być niezrozumiałe. Nie zmienia to faktu, że jest to kino godne
polecenia, wartościowe, dojrzałe, mądre. Nie jest to rozrywka, lecz
doświadczenie, które się przeżywa.
Chciałabym obejrzeć "Kleopatrę", mimo tego, że jak piszesz, cała historia nie jest zbyt porywająca, ale jestem bardzo ciekawa całej warstwy artystycznej tego dzieła. Kolejna stonowana opinia o "Mistrzu", hmmmm, mój seans coraz bardziej się odkłada.
OdpowiedzUsuńZwróciłaś moją uwagę "Drogą". Ta prosta historia może się okazać naprawdę poruszająca również i dla mnie.
Może ten komentarz nie zniknie po zapisaniu, jak to się stało przy poprzednim wpisie :)
OdpowiedzUsuńMnie się "Big Lebowski" podobał. Co prawda nie wiem o co w nim dokładnie chodzi, ale co tam. Nudno nie było.
"Łowcę androidów" mi się podobał, ale nie wrócę do niego po raz kolejny. Dwie rzeczy mi się nie podobały: Muzyka Vangelisa - nie pasowała mi. I zakończenie: zamiast pościgu łowcy za replikantem, zobaczyłam ucieczkę łowcy przed replikantem. To było dziwne.
Ciekawi mnie "Mistrz", ale większość oglądających, uważa że dobre jest tu tylko aktorstwo i mój seans coraz bardziej się oddala.