12.04.2013

Drive (reż. N. Winding Refn, 2011)


























Ponad rok temu pisałam o Drive m.in. że jest to „historia, którą ogląda się w napięciu, boi jest nieprzewidywalna”. Żeby dostrzec więcej smaczków, którymi zachwycają się ci, którzy uznali już Drive za dzieło kultowe, od dawna zabierałam się za ponowny seans. W końcu nadarzyła się okazja. I cóż, moja opinia jest jeszcze bardziej pozytywna. To film, do którego z przyjemnością wrócę jeszcze nie raz.

Drive opowiada o bezimiennym kierowcy (Ryan Gosling) z Los Angeles. Za dnia zarabia jako kaskader w Hollywood, a nocą pracuje jako kierowca gangsterów. Pewnego dnia poznaje sąsiadkę, Irene (Carrey Mulligan) i jej syna, Benicio. Zaczyna spędzać z nimi coraz więcej czasu. Wkrótce jednak mąż Irene wychodzi z więzienia. Za kratkami mocno się zadłużył. Jeśli nie spłaci długów, wierzyciele skrzywdzą jego rodzinę. W tym momencie, nasz bezimienny bohater postanawia im pomóc, wykorzystując swoje kontakty i umiejętności…

Drive uwodzi onirycznym klimatem. Klimatem, który rodzi się z połączenia kilku rzeczy: hipnotyzującej muzyki, zwolnionych, wysmakowanych ujęć i postaci głównego bohatera, brawurowo odegranej przez Ryana Goslinga. Po tym seansie dotarło do mnie, że faktycznie jest to rola, w której aktor wiele pokazał, bo grać musiał głównie twarzą i gestami. Nimi wyrażał emocje swojego skrytego, małomównego bohatera. W ogóle w filmie pada raczej mało słów i ta oszczędność również gra na jego korzyść.  Ale klimat ta historia zyskuje też przez pewne oderwanie od rzeczywistości. „Film jest trochę jakby nie z naszych czasów”, tak pisałam rok temu. To fakt, tło filmu jest słabo zarysowane, krąg postaci i miejsc, w których się poruszamy jest dość hermetyczny. Do tego, choć Drive określane jest mianem kina akcji, raczej słabo wpisuje się w ten gatunek. To kino, które plasuje się gdzieś pomiędzy. Trudno je zaszufladkować. Akcja nie jest tu celem samym w sobie, a raczej przerywnikiem miedzy tymi naprawdę kluczowymi scenami, które są wyciszone i spokojne. Fascynująca jest na tym tle scena w windzie, gdzie romantyczna chwila czułości między bohaterem granym przez Goslinga a postacią odtwarzaną przez Carrey Mulligan (bardzo dobry występ), kończy się brutalnym pobiciem obecnego w windzie mężczyzny.


Co takiego ma w sobie Drive, że tak się podoba? Scenariusz nie jest skomplikowany, ale postaci są niejednoznaczne. To przede wszystkim film o samotniku, indywidualiście, który czyni dobro, choć ma na pieńku z prawem. Bezimienny kierowca to współczesny superbohater. Z pewnością pozytywny wpływ na odbiór filmu na zakończenie, które intryguje i pozostawia widza w niepewności.

Mówią, że Drive nie ma w sobie nic nowego – jest zlepkiem tego, co już w kinie było, głównie w filmach akcji lat 80. Ale nie mniej, jest to film, do którego chce się wracać – i być może właśnie dlatego już nazwano go kultowym. Chce się do niego wracać, by kontemplować obraz, muzykę, celebrować sceny i doszukiwać się głębi, której być może Drive wcale nie ma – ale szukać nie zaszkodzi. Obejrzeć też nie. Polecam.

Moja ocena: 8,5/10 

8 komentarzy:

  1. No to pozostaje czekać aż będziemy mogli w Polsce oglądać (miejmy nadzieję, że w tym roku, bo z tymi premierami różnie bywa) kolejny film obu panów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle już pozytywnych recenzji się naczytałam, a seans jeszcze przede mną. Cieszy mnie Twoja zachęcająca opinia, muszę w końcu nadrobić Drive. Fabuła brzmi naprawdę intrygująco :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się film również podobał, ale Gosling mnie nie przekonał do siebie. Zagrał poprawnie i tyle. Nie wydaje mi się żeby ta rola wymagała od niego wielkich umiejętności aktorskich - pewnie tajemnicza otoczka bohatera opadała i spłynęła hojnie również na jego odtwórce. Przyznaje jednak, że Gosling z DRIVE nie przypomina w najmniejszym stopniu chłoptasia z tandetnego "Pamiętnika."

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego się podoba? Bo jest inny i ma w sobie coś, o czym Hollywood dawno zapomniało - nie dosłowność historii. Drive daję widzowi szansę samodzielnej interpretacji i jak widać po popularności tego filmu - nawet przeciętny widz za tym tęskni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Widziałam "Drive" ponad rok temu i dość dobrze go pamiętam. Bardzo mi się podobał, jest taki klimatyczny. Ale czy do niego wrócę? Raczej nie, chyba że po to, by komuś pokazać naprawdę dobry film :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety, jestem w opozycji. Nie uważam filmu za zły, co najwyżej dobry. Irytuje mnie kreacja Goslinga. Jesli kiedykolwiek zrobię sobie powtórkę to dla Oscara Isaaca. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja siostra twierdzi, że cały ten film jest pastiszem na gatunek kina akcji i że twórcy jaja sobie robili, bo przecież jak ta kurtka ze złotym skorpionem może być na poważnie.

    Wprawdzie się z nią nie zgadzam (o czym zresztą pisałam sto lat temu u siebie), ale trzeba przyznać, że faktycznie może to świadczyć o tym, iż film można interpretować na wiele różnych powodów ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi też się za bardzo nie podobał. Idzie obejrzeć, ale nie rozumiem tych wszystkich pochwał. Film jest mało oryginalny. Jeśli zastanowić się nad tymi głębszymi treściami, to właściwie wychodzą z tego pretensjonalne brednie. Audiowizualna otoczka robi spore wrażenie, ale też jest mało oryginalna. Romantyczny wątek jest wg mnie bardzo cyniczny (właściwie to cała historia jest mocno cyniczna), a postać graną przez Goslinga tak naprawdę trudno nazwać bohaterem.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.