21.03.2013

Poradnik pozytywnego myślenia (M. Quick, Otwarte, 2013)

















Nie od dziś wiadomo, że literatura to doskonały materiał na film. Nakręcenie ekranizacji często rozsławia książkę, która może na fali popularności filmu dotrzeć do kolejnych czytelników. W naszym kraju co jakiś czas mamy do czynienia właśnie z taką prawidłowością. Dotarł więc i do nas „Poradnik pozytywnego myślenia”, amerykański bestseller, którego ekranizacja została w tym roku obsypana licznymi nagrodami. Kto widział film, ten już pewnie jednoznacznie stwierdził, czy chce przeczytać książkę Matthew Quicka, czy też nie jest nią zainteresowany. Cokolwiek by nie mówić o filmie, który dla jednych będzie przeciętną komedią romantyczną powielającą utarte schematy, a dla drugich komediodramatem wnoszącym powiew do tego gatunku, książka i tak jest dużo lepsza. Co zresztą nie powinno dziwić.
Pat Peoples jest trzydziestoparolatkiem o mentalności dziecka. Niestabilny psychicznie mężczyzna właśnie opuścił zakład psychiatryczny, w którym przebywał kilka lat. Co zaprowadziło go do, jak sam je nazywa, „niedobrego miejsca”? Jego wspomnienia są mgliste, a rodzina stara mu się także o tym nie przypominać. Jedno jest pewne, na skutek wydarzeń sprzed lat Pata zostawiła jego żona, Nikki. Ale Pat nie przyjmuje do wiadomości, że to już koniec ich małżeństwa. Traktuje swoje życie jak film, a te przecież zawsze kończą się happy endem. Aby odzyskać Nikki Pat opracowuje plan – codziennie dużo ćwiczyć, przyjmować leki i być miłym, a przede wszystkim unikać agresji i wdawania się w kłótnie czy bójki – to przepis na odzyskanie żony. Do tego regularne sesje terapeutyczne i zgłębianie amerykańskiej literatury, której Nikki uczy w szkole. Ale oczywiście, droga do szczęśliwego finału okazuje się być wybrukowana nieprzewidzianymi sytuacjami. Pata wybijają z rytmu zmiany, jakie zaszły w jego otoczeniu – brat się ożenił, przyjaciel został ojcem, a w małżeństwie jego rodziców nie dzieje się najlepiej. Trudno mu też kontrolować swoje nerwy. Mimo wszystko stara się cały czas myśleć pozytywnie i z nadzieją patrzy w przyszłość. Patowi pomagają najbliżsi, zwłaszcza męska ekipa, z którą wspólnie ogląda mecze Orłów, swojej ukochanej drużyny futbolowej. Ale w jego życiu pojawia się też inna kobieta, Tiffany, która po stracie męża przeszła załamanie nerwowe i popadła w nimfomanię. Ale od Pata nie oczekuje seksu. Będzie chciała go wykorzystać w inny sposób. Najpierw codziennie razem biegają – on w worku na śmieci, by bardziej się pocić i chudnąć, ona często zupełnie się do niego nie odzywając. Z czasem staną się sobie coraz bardziej bliscy, a do czego to ich zaprowadzi, to można przewidzieć pewnie jeszcze przed lekturą. Bo przecież książka o takim tytule nie może się źle skończyć.
Choć wydaje się być zupełnie sztampową, historia Pata jest jednak naprawdę warta uwagi. Można książce zarzucać, że prezentuje typowo amerykańskie podejście do życia, czyli „don’t worry, be happy”, ale trudno zaprzeczyć, że rozczulająca wiara Pata w szczęśliwe zakończenie pozytywnie wpływa na czytelnika. „Poradnik pozytywnego myślenia” rzeczywiście okazuje się poradnikiem. Książki pisane z perspektywy osoby chorej, a tak jest w tym przypadku, zawsze zmieniają kąt naszego patrzenia na dany problem czy nawet na świat jako całość rzeczy i zjawisk. Przypadek Pata uczy, że każda historia ma z góry przesądzony happy end, który jednak wcale nie musi wyglądać tak, jak przewidujemy. Wystarczy dać szansę sobie i przeznaczeniu, które staje na naszej drodze. Zauważać drobiazgi i doceniać małe gesty. Nie zawsze to, czego oczekujemy, jest tym, co jest nam potrzebne.
Powieści Quicka się nie czyta. Ją się pochłania. Ogromna w tym zasługa po dziecięcemu naiwnej narracji Pata. Oczywiście, jednych może to zirytować, ale to główny atut książki – wejście do umysłu osoby chorej psychicznie, która do końca nie rozumie świata, na który patrzy, ale robi wszystko, by się do niego dostosować. Co czasem daje sporo zabawnych sytuacji. Do tego dochodzą ciekawie skonstruowane, choć nie pogłębione psychologicznie, postaci drugoplanowe – troskliwa matka, ojciec uzależniający swoje relacje z rodziną od wygranej ulubionej drużyny, czy zwichrowana i działająca impulsywnie Tiffany. Bohaterowie budując świat, w którym chce się przebywać, zaskarbiają sobie naszą sympatię. „Poradnik…” to ciepła, przyjemna opowieść, a jednak daleka od banału. Z jednej strony książka jakich wiele, nie odkrywająca Ameryki, z drugiej zapadająca w pamięć, dzięki rozwiązaniom nie do końca sztampowym i przewidywalnym.
Sztampowy jest za to film, który na postawie „Poradnika…” powstał. Reżyser David O. Russell przemielił powieść Quicka i zupełnie gdzie indziej postawił akcenty. Podczas gdy książka koncentruje się wokół Pata i problemu powrotu osoby chorej do świata, osią filmu jest zdecydowanie wątek romansowy. Film znacznie rozbudowuje te elementy książki, które były tylko mało istotnymi wątkami, spychając na margines te, które w powieści odgrywają kluczową rolę. Jednym słowem – książka jest bardziej dramatyczna, a film zdecydowanie spłyca jej wymowę. Zatem jeśli jeszcze go nie znacie, pamiętajcie: najpierw książka, potem film.
Moja ocena: 8/10 
Recenzja ukazała się na portalu Lubimy Czytać.

6 komentarzy:

  1. Wow, ale się zdziwiłam, jak przeczytałam Twoją recenzję! Okazuje się, że mamy zupełnie różne odczucia i mnie chyba ciut bardziej podobał się film... CHYBA. I jak dla mnie to własnie film jest bardziej tragiczny - chociażby ojciec Pata, który w scenariuszu także otrzymał chorobę - OCD. I ta awantura o taśmę ze ślubu... Podczas gdy w książce Pat opisuje wszystko tak pogodnie... ;) Ja najpierw obejrzałam film i nie żałuję tej decyzji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O ile film do mnie nie przemówił (tzn. nie widziałam i nie mam zamiaru), o tyle do książki mnie przekonałaś - to pewnie przez akcenty i rozbieżne punkty widzenia między reżyserem a autorem

    OdpowiedzUsuń
  3. Wciąż myślę, czy po to sięgnąć, bo film z Lawrence mi się podobał i nie wiem czy będę mieć identyczne odczucia co Ty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak czułam, że książka będzie lepsza. Ale zwykle tak jest. Mnie się osobiście film bardzo podobał, więc jestem ciekawa jak będzie z książką. Może po lekturze spojrzę na film inaczej? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. odpowiem Wam zbiorczo - ja myślę, że ta książka powinna się spodobać każdemu. I tak jak napisał ktoś w recenzji (chyba Nyx) - film i książka się w sumie uzupełniają. Myślę też, że komu spodobał się film, ten nie zmieni swojego zdania po przeczytaniu książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kliknęłabym "Lubię to". Ale nie mam jak.
      Tak mnie naszło, by to napisać :)

      Usuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.