26.02.2013

Take This Waltz (reż. S. Polley, 2011)


Film Sarah Polley, którą znamy przede wszystkim jako aktorkę (m.in. Moje życie beze mnie i Życie ukryte w słowach Isabel Coixet) wywołał we mnie lawinę emocji. Pewnie dlatego, że mocno daje do myślenia nad własnymi związkami.

Take This Waltz opowiada bardzo kameralną historię małżeństwa trzydziestolatków z pięcioletnim stażem. Margot pracuje w wolnym zawodzie, pisze teksty reklamowe, a Lou jest kucharzem i dnie mijają mu na gotowaniu dań z drobiu, o których pisze swoją pierwszą książkę kucharską. Pozornie wydają się być szczęśliwą, zakochaną w sobie parą. Jednak Margot tak naprawdę odczuwa duże znużenie tym związkiem. Mąż całymi dniami gotuje, a one nie do końca ma ze sobą co począć. Może sytuację zmieniłoby dziecko, którego jednak Lou na razie definitywnie nie chce. Nic więc dziwnego, że gdy Margot poznaje intrygującego (i atrakcyjnego) Daniela, zaczyna z nim spędzać coraz więcej czasu, wystawiając tym samym swoje małżeństwo na próbę.

Problemem głównej bohaterki jest to, że nie potrafi zaakceptować tego, że naturalną koleją losu jest to, że w jej życie wkradła się rutyna. „Wszystko, co nowe zamienia się z czasem w stare”, mówi któryś z bohaterów filmu i te słowa mogłyby być jego mottem. Margot ma silną potrzebę zmian. Ciągle łaknie nowych emocji, zainteresowania własną osobą, szybko się nudzi. Stąd w nowym związku decyduje się na różnorodne eksperymenty, ale z czasem i to jej nie wystarcza. Kluczowa dla całego filmu jest scena rocznicowej kolacji Lou i Margot, podczas której Lou mówi, że nie mają o czym rozmawiać, bo przecież wszystko o sobie wiedzą. Co nie oznacza bynajmniej, że mąż nie kocha Margot lub jest złym małżonkiem. On raczej rozumie, to czego pojąć nie umie ona – że taka jest kolej rzeczy. Nie zawsze w związku będą fajerwerki z początku znajomości, ale nie one są zresztą ważne. Najważniejsza jest sama obecność tej drugiej osoby i poczucie, że jest ona z nami na dobre i na złe. A wtedy milczenie nie jest bynajmniej krępujące.

Można powiedzieć „ten typ tak ma”, widocznie bohaterka grana przez Michelle Williams należy do osób, które nie potrafią żyć w stałym związku. Ale pytanie, czy takie znudzenie nie dopadnie kiedyś każdego z nas, w trakcie oglądanie filmu siłą rzeczy pojawia w naszej głowie, siejąc w niej spory zamęt. A Margot? Cóż,  rzeczywiście jest specyficzną osobą. Ma prawo irytować nas swoją infantylnością, ocierającą się miejscami o zaburzenia psychiczne, ale odgrywanie roli dziecka to jej sposób na radzenie sobie z pustką. Nie byłoby nim natomiast posiadanie własnego dziecka (o czym Margot marzy), co kanadyjska reżyserka daje do zrozumienia umieszczając w filmie postać siostry Margot. Geraldine jest alkoholiczką, która nie potrafi poradzić sobie z odpowiedzialnością, jaka wiąże się z posiadaniem rodziny. Dzieci nie są więc remedium na kobiece niespełnienie. Przyczyna problemu tkwi gdzie indziej, a sam film zyskuje tym wątkiem dodatkowy wymiar stając się nie tylko filmem o związkach, ale i o życiowej odpowiedzialności.


W filmie mamy do czynienia z bardzo ciekawym obrazem miłości, epatującym naturalnością, wiarygodnym i pozbawionym lukru. Margot i Lou wyrażają sobie miłość poprzez dziecinne wygłupy, zabawy, odgrywanie ról, wzajemne zaczepki. Margot czasami udaje dziecko (mówi o sobie „dzidzia”), a Lou ją tak traktuje. Można uznać, że tak nie powinni zachowywać się dorośli ludzie, ale jest w tym coś bardzo prawdziwego. Mało kto się przyzna, ale czy prywatnie z naszymi ukochanym, tak się właśnie nie zachowujemy? Czy w takim infantylnym, momentami, zachowaniu, nie szukamy przypadkiem oddechu od codzienności? Mi osobiście sposób okazywania sobie uczuć Margot i Lou wydał się wyraźnie znajomy.

Znamienny jest też sposób, w jaki Polley pokazuje nowy związek Margot. Nowa miłość nie jest witana przez nią radością. lecz smutkiem, bo jest zarazem końcem starej. Wydaje się, że większość scenarzystów zapomina o tym, że wcale nie tak łatwo jest odejść od kogoś dla kogoś innego i totalnie nie mieć z tym problemu. Smutek spowodowany rozstaniem jest przez filmowców pomijany, a wystarczyłoby się postawić w podobnej sytuacji, by wiedzieć, że porzucenie kochającego(co ważne!) męża  jest to kwestia z którą nie tak łatwo sobie poradzić.

Take This Waltz ma kilka naprawdę dobrych scen, które zapadają w pamięć. Do takich należą np. zajęcia Margot na basenie, wypad na karuzelę, przesycona erotyką rozmowa z Danielem, podczas której w obrazowy, ale subtelny sposób opowiada on, co chciałby zrobić Margot czy końcowa kłótnia między Margot a Geraldine. Nie byłyby one jednak tym samym, gdyby nie znakomita obsada. Michelle Williams jak zwykle bez problemów odnalazła się w roli, ale jeszcze więcej zachwytu wzbudza Seth Rogen, odsłaniający swoje mniej komediowe oblicze. Wyrazista jest też Sarah Silverman jako Geraldine. Tylko Luke Kirby nie wzbudza jako Daniel większych emocji, co nie znaczy, że gra źle i nieprzekonująco.

                                                                       zwiastun  

Piękno Take This Waltz tkwi w jego prostocie. Film dzieje się w nieśpiesznym tempie i tak też jest budowany jego klimat, stopniowo pogrążający nas w melancholii, nostalgii i tęsknocie. Pomagają w tym przepiękne, zwłaszcza gdy są spowite w słońcu, zdjęcia Luca Montpellier. Wymowna jest też muzyka – tytułowy Take This Waltz Leonarda Cohena i przewijające się kilkukrotnie Video Killed The Radio Star, które z równym powodzeniem nadawałoby się na tytuł tego filmu o tym, że nowe wypiera stare, ale wcale nie musi być od niego lepsze.

Sarah Polley zostawia nas z zakończeniem otwartym. Film nie daje gotowych odpowiedzi, nie zamyka historii Margot happy endem, ale zostawia ją z uśmiechem na ustach. Ponad wszystko jednak budzi w nas pytania o nas samych. Nie tyle zachęca do refleksji, co po prostu ją prowokuje.

Moja ocena: 8/10

16 komentarzy:

  1. Miałam nadzieje, że mi podpowiesz skąd znamy Sarę Polley. Ale skoro nie, to sama poszukałam. I oczywiście znam ją dobrze - tyle, że jako aktorkę przynajmniej 2 świetnych filmów tj. "Zycie ukryte w słowach" i "Moje życie bez mnie"...

    Niemniej jednak akurat ten film nie jest dla mnie. Lubie dramaty, ale już nie szczególnie melodramaty :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Na Twoją prośbę dopisałam skąd ją znamy ;) wcześniej uznałam, że nie jest to aż tak ważne.

    Hmm... A czy "Moje życie beze mnie" nie jest przypadkiem melodramatem? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia czy to ważne - w każdym razie od razu wiedziałam, że ją skądś znam.
      Ja bardziej postrzegam tamte tytuły jako dramaty, zresztą jeszcze kiedyś nie zwracałam na to zbytniej uwagi.

      Usuń
  3. ah, to było bardzo dobre, michelle williams z filmu na film zyskuje w moich oczach coraz więcej. i pomyśleć, że kiedy się za niego zabierałem przyszła mi do głowy myśl 'aj, pewnie kolejna komedia romantyczna..".

    OdpowiedzUsuń
  4. to bardzo piękny, głęboki i życiowy film. dla mnie razem z filmem HERE absolutne zaskoczenie 2012r.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, muszę dopisać ten film na listę. Już sprawdziłam o czym jest i myślę, że może mi się spodobać.

      Usuń
    2. Tytuł tego filmu to "Here"? Nie mogę go nigdzie znaleźć... Może ktoś mógłby mi podesłać link do zwiastuna?

      Usuń
    3. Ja się domyślam, że chodzi o ten film http://www.filmweb.pl/film/Tylko+tu-2011-527598

      Usuń
    4. O HERE słyszałam przy okazji Sundance 2011, zapomniałam o nim na jakiś cza. Muszę obejrzeć w końcu.

      Usuń
    5. Wychodzi na to, że tylko ja o nim nie słyszałam? ;>

      Usuń
  5. Widziałam niedawno. "Take this waltz" podbił moje serce, podobnie jak piosenka, o tym samym tytule. Michelle Williams jest w tym filmie po prostu piękna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie w tym filmie bardziej ujęła ta cała magia. Miejsca,
    kolory, muzyka z karuzeli :) Film oglądałam jakiś czas temu, a nadal dokładnie pamiętam basen, na który chodziła.
    Z jednej strony to jak nagle film zaczyna się toczyć, to przyspieszenie w nowym mieszkaniu itd. sprawia, że podsumowując całość ma jakieś przesłanie i zmusza do małej refleksji, ale z drugiej strony zniszczyło to tą magię i to "coś" co bardzo mi się podobało i budowane przez cały film na koniec gdzieś zgubiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy nazwałabym to magią, ale masz rację, że to przyspieszenie dzieli trochę film na dwie połowy. Czy gorszą i lepszą? Tego nie wiem. Chyba nie.

      Usuń
  7. Trafiłam na tę recenzję googlując pi wczorajszym seansie z koleżanką.Mam identyczne przemyślenia. Film zrobił na mnie wrażenie i dał do myślenia. Każda osoba w dłuższym związku tu znajdzie coś o sobie.Dziękuję za ciekawy tekst i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Ostatnio nabrałam ochoty na ponowny seans tego filmu, bo niestety jego treść stała się dla mnie boleśnie aktualna i myślę, że samo to świadczy o tym, jak mądry i dobry to film.

      Usuń
  8. piosenka z tej sceny z karuzela to the buggles "video killed the radio star" super. A film podobał mi sie bardzo...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.