Film
Sarah Polley, którą znamy przede wszystkim jako aktorkę (m.in. Moje życie beze mnie i Życie ukryte w słowach Isabel Coixet) wywołał we mnie lawinę emocji. Pewnie dlatego, że mocno daje do
myślenia nad własnymi związkami.
Take This Waltz opowiada bardzo kameralną historię małżeństwa
trzydziestolatków z pięcioletnim stażem. Margot pracuje w wolnym zawodzie, pisze
teksty reklamowe, a Lou jest kucharzem i dnie mijają mu na gotowaniu dań z
drobiu, o których pisze swoją pierwszą książkę kucharską. Pozornie wydają się
być szczęśliwą, zakochaną w sobie parą. Jednak Margot tak naprawdę odczuwa duże
znużenie tym związkiem. Mąż całymi dniami gotuje, a one nie do końca ma ze sobą
co począć. Może sytuację zmieniłoby dziecko, którego jednak Lou na razie
definitywnie nie chce. Nic więc dziwnego, że gdy Margot poznaje intrygującego
(i atrakcyjnego) Daniela, zaczyna z nim spędzać coraz więcej czasu, wystawiając
tym samym swoje małżeństwo na próbę.
Problemem
głównej bohaterki jest to, że nie potrafi zaakceptować tego, że naturalną
koleją losu jest to, że w jej życie wkradła się rutyna. „Wszystko, co nowe
zamienia się z czasem w stare”, mówi któryś z bohaterów filmu i te słowa
mogłyby być jego mottem. Margot ma silną potrzebę zmian. Ciągle łaknie nowych
emocji, zainteresowania własną osobą, szybko się nudzi. Stąd w nowym związku
decyduje się na różnorodne eksperymenty, ale z czasem i to jej nie wystarcza. Kluczowa
dla całego filmu jest scena rocznicowej kolacji Lou i Margot, podczas której
Lou mówi, że nie mają o czym rozmawiać, bo przecież wszystko o sobie wiedzą. Co
nie oznacza bynajmniej, że mąż nie kocha Margot lub jest złym małżonkiem. On
raczej rozumie, to czego pojąć nie umie ona – że taka jest kolej rzeczy. Nie
zawsze w związku będą fajerwerki z początku znajomości, ale nie one są zresztą
ważne. Najważniejsza jest sama obecność tej drugiej osoby i poczucie, że jest
ona z nami na dobre i na złe. A wtedy milczenie nie jest bynajmniej krępujące.
Można
powiedzieć „ten typ tak ma”, widocznie bohaterka grana przez Michelle Williams
należy do osób, które nie potrafią żyć w stałym związku. Ale pytanie, czy takie
znudzenie nie dopadnie kiedyś każdego z nas, w trakcie oglądanie filmu siłą
rzeczy pojawia w naszej głowie, siejąc w niej spory zamęt. A Margot? Cóż, rzeczywiście jest specyficzną osobą. Ma prawo
irytować nas swoją infantylnością, ocierającą się miejscami o zaburzenia psychiczne,
ale odgrywanie roli dziecka to jej sposób na radzenie sobie z pustką. Nie
byłoby nim natomiast posiadanie własnego dziecka (o czym Margot marzy), co kanadyjska
reżyserka daje do zrozumienia umieszczając w filmie postać siostry Margot.
Geraldine jest alkoholiczką, która nie potrafi poradzić sobie z
odpowiedzialnością, jaka wiąże się z posiadaniem rodziny. Dzieci nie są więc
remedium na kobiece niespełnienie. Przyczyna problemu tkwi gdzie indziej, a sam
film zyskuje tym wątkiem dodatkowy wymiar stając się nie tylko filmem o
związkach, ale i o życiowej odpowiedzialności.
W
filmie mamy do czynienia z bardzo ciekawym obrazem miłości, epatującym
naturalnością, wiarygodnym i pozbawionym lukru. Margot i Lou wyrażają sobie
miłość poprzez dziecinne wygłupy, zabawy, odgrywanie ról, wzajemne zaczepki.
Margot czasami udaje dziecko (mówi o sobie „dzidzia”), a Lou ją tak traktuje.
Można uznać, że tak nie powinni zachowywać się dorośli ludzie, ale jest w tym
coś bardzo prawdziwego. Mało kto się przyzna, ale czy prywatnie z naszymi ukochanym,
tak się właśnie nie zachowujemy? Czy w takim infantylnym, momentami, zachowaniu,
nie szukamy przypadkiem oddechu od codzienności? Mi osobiście sposób okazywania
sobie uczuć Margot i Lou wydał się wyraźnie znajomy.
Znamienny
jest też sposób, w jaki Polley pokazuje nowy związek Margot. Nowa miłość nie
jest witana przez nią radością. lecz smutkiem, bo jest zarazem końcem starej. Wydaje
się, że większość scenarzystów zapomina o tym, że wcale nie tak łatwo jest
odejść od kogoś dla kogoś innego i totalnie nie mieć z tym problemu. Smutek
spowodowany rozstaniem jest przez filmowców pomijany, a wystarczyłoby się
postawić w podobnej sytuacji, by wiedzieć, że porzucenie kochającego(co ważne!)
męża jest to kwestia z którą nie tak łatwo
sobie poradzić.
Take This Waltz ma kilka naprawdę dobrych scen, które zapadają w
pamięć. Do takich należą np. zajęcia Margot na basenie, wypad na
karuzelę, przesycona erotyką rozmowa z Danielem, podczas której w obrazowy, ale
subtelny sposób opowiada on, co chciałby zrobić Margot czy końcowa kłótnia między
Margot a Geraldine. Nie byłyby one jednak tym samym, gdyby nie znakomita
obsada. Michelle Williams jak zwykle bez problemów odnalazła się w roli, ale jeszcze
więcej zachwytu wzbudza Seth Rogen, odsłaniający swoje mniej komediowe oblicze.
Wyrazista jest też Sarah Silverman jako Geraldine. Tylko Luke Kirby nie wzbudza
jako Daniel większych emocji, co nie znaczy, że gra źle i nieprzekonująco.
zwiastun
Piękno
Take This Waltz tkwi w jego
prostocie. Film dzieje się w nieśpiesznym tempie i tak też jest budowany jego
klimat, stopniowo pogrążający nas w melancholii, nostalgii i tęsknocie.
Pomagają w tym przepiękne, zwłaszcza gdy są spowite w słońcu, zdjęcia Luca
Montpellier. Wymowna jest też muzyka – tytułowy Take This Waltz Leonarda Cohena i przewijające się kilkukrotnie Video Killed The Radio Star, które z
równym powodzeniem nadawałoby się na tytuł tego filmu o tym, że nowe wypiera
stare, ale wcale nie musi być od niego lepsze.
Sarah
Polley zostawia nas z zakończeniem otwartym. Film nie daje gotowych odpowiedzi,
nie zamyka historii Margot happy endem, ale zostawia ją z uśmiechem na ustach.
Ponad wszystko jednak budzi w nas pytania o nas samych. Nie tyle zachęca do
refleksji, co po prostu ją prowokuje.
Moja
ocena: 8/10
Miałam nadzieje, że mi podpowiesz skąd znamy Sarę Polley. Ale skoro nie, to sama poszukałam. I oczywiście znam ją dobrze - tyle, że jako aktorkę przynajmniej 2 świetnych filmów tj. "Zycie ukryte w słowach" i "Moje życie bez mnie"...
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak akurat ten film nie jest dla mnie. Lubie dramaty, ale już nie szczególnie melodramaty :>
Na Twoją prośbę dopisałam skąd ją znamy ;) wcześniej uznałam, że nie jest to aż tak ważne.
OdpowiedzUsuńHmm... A czy "Moje życie beze mnie" nie jest przypadkiem melodramatem? ;>
Nie mam pojęcia czy to ważne - w każdym razie od razu wiedziałam, że ją skądś znam.
UsuńJa bardziej postrzegam tamte tytuły jako dramaty, zresztą jeszcze kiedyś nie zwracałam na to zbytniej uwagi.
ah, to było bardzo dobre, michelle williams z filmu na film zyskuje w moich oczach coraz więcej. i pomyśleć, że kiedy się za niego zabierałem przyszła mi do głowy myśl 'aj, pewnie kolejna komedia romantyczna..".
OdpowiedzUsuńto bardzo piękny, głęboki i życiowy film. dla mnie razem z filmem HERE absolutne zaskoczenie 2012r.
OdpowiedzUsuńOo, muszę dopisać ten film na listę. Już sprawdziłam o czym jest i myślę, że może mi się spodobać.
UsuńTytuł tego filmu to "Here"? Nie mogę go nigdzie znaleźć... Może ktoś mógłby mi podesłać link do zwiastuna?
UsuńJa się domyślam, że chodzi o ten film http://www.filmweb.pl/film/Tylko+tu-2011-527598
UsuńO HERE słyszałam przy okazji Sundance 2011, zapomniałam o nim na jakiś cza. Muszę obejrzeć w końcu.
UsuńWychodzi na to, że tylko ja o nim nie słyszałam? ;>
UsuńWidziałam niedawno. "Take this waltz" podbił moje serce, podobnie jak piosenka, o tym samym tytule. Michelle Williams jest w tym filmie po prostu piękna.
OdpowiedzUsuńMnie w tym filmie bardziej ujęła ta cała magia. Miejsca,
OdpowiedzUsuńkolory, muzyka z karuzeli :) Film oglądałam jakiś czas temu, a nadal dokładnie pamiętam basen, na który chodziła.
Z jednej strony to jak nagle film zaczyna się toczyć, to przyspieszenie w nowym mieszkaniu itd. sprawia, że podsumowując całość ma jakieś przesłanie i zmusza do małej refleksji, ale z drugiej strony zniszczyło to tą magię i to "coś" co bardzo mi się podobało i budowane przez cały film na koniec gdzieś zgubiłam.
Nie wiem, czy nazwałabym to magią, ale masz rację, że to przyspieszenie dzieli trochę film na dwie połowy. Czy gorszą i lepszą? Tego nie wiem. Chyba nie.
UsuńTrafiłam na tę recenzję googlując pi wczorajszym seansie z koleżanką.Mam identyczne przemyślenia. Film zrobił na mnie wrażenie i dał do myślenia. Każda osoba w dłuższym związku tu znajdzie coś o sobie.Dziękuję za ciekawy tekst i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Ostatnio nabrałam ochoty na ponowny seans tego filmu, bo niestety jego treść stała się dla mnie boleśnie aktualna i myślę, że samo to świadczy o tym, jak mądry i dobry to film.
Usuńpiosenka z tej sceny z karuzela to the buggles "video killed the radio star" super. A film podobał mi sie bardzo...
OdpowiedzUsuń