Wielu
ludzi nie potrafi oglądać filmów czy seriali bez jakiejś przekąski pod ręką.
Myślę jednak, że to głównie dotyczy ludzi, którzy filmy oglądają od okazji do
okazji, potęgując towarzystwem smakołyków celebrację tej chwili. My, filmożercy
(jesteśmy nimi, prawda?), nie jemy nie tylko w kinie, ale i oglądając w domowym
zaciszu. Są jednak takie filmy, których nie da się obejrzeć spokojnie bez
czegoś dobrego w zasięgu ręki, a już z pewnością nie powinno się ich oglądać z
pustym brzuszkiem. Oto kilka takich filmów (i jeden serial), podczas oglądania których zachciało mi się jeść:
- Maria Antonina (reż. S. Coppola)
Te wszystkie ociekające różowym lukrem babeczki, torciki,
mniejsze, większe, z bitą śmietaną lub bez, ale wszystkie niemożliwie słodkie.
aż proszą się, żeby je zjeść. Nie macie chleba, jedźcie ciastka – miała
powiedzieć podwładnym Maria Antonina. O tak, takie ciastka z chęcią, bez
patrzenia na skutki uboczne.
- Julie&Julia (reż. N. Ephron)
Ten film jest w całości o gotowaniu, koncentruje się
na nim i zasadza wokół niego swoją fabułę. Trudno więc nie ślinić się przed
ekranem. Gorzej mogło być chyba tylko kiedy czytaliśmy książkę, na podstawie
której powstał – tam potraw przewija się znacznie więcej i są szczegółowo
opisane. Aż chce się gotować. Nie mówiąc o jedzeniu, oczywiście.
- Perfect Sense (reż. D. Mackenzie)
Ten film nie jest cały o jedzeniu, ale i tak są
momenty, kiedy jedzenie występuje na pierwszym planie. Musi tak być, kiedy
jednym z traconych przez bohaterów po kolei zmysłów jest poczucie smaku.
- My Blueberry Nights (reż. W. Kar - Wai)
Ciasto jagodowe. Nigdy nawet o nim nie słyszałam,
zanim nie zobaczyłam tego filmu. A odkąd go obejrzałam, to ciasto chodzi za mną
i chodzi… Wygląda smakowicie, ale w końcu piecze je sam Jude Law.
- Mine vaganti (reż. F. Ozpetek)
Polski podtytuł tego filmu to „O miłości i makaronach”, nic
więc dziwnego, że jest na mojej liście. Jestem bowiem ogromną amatorką makaronu
i uwielbiam go pod każdą postacią. W filmie o makaronie więcej się mówi niż go
je, więc nie jest tak źle, choć i tak nie
polecam oglądać „na głodnego”.
- Czekolada (reż. L. Hallstrom)
Cóż, tytuł chyba mówi sam za siebie. Jego główna
bohaterka, Vianne, prowadzi kameralny sklep z czekoladą, miejsce które przez
mieszkańców konserwatywnego miasteczka, staje się synonimem zła i rozpusty.
Czekolada leje się tu strumieniami, przewija przez ekran w naprawdę
nieprzyzwoitych ilościach, dlatego ostrzegam: lepiej mieć jakiś przeogromnie
słodki batonik pod ręką w trakcie oglądania. A na ekranie przecież jeszcze
bardzo słodki Johnny Depp…
- Charlie i fabryka czekolady (reż. T. Burton)
Ponownie Johnny Depp, już nie taki słodki, ale nadal w
towarzystwie czekolady. Fabryka czekolady to miejsce w którym trudno
powstrzymać pracę swoich ślinianek, zwłaszcza jeśli jest ona wykreowana przez
Tima Burtona.
- Gdzie pachną stokrotki (reż. m.in. B. Sonnenfeld)
Na koniec serial, którego oglądanie też może
sprawić…ból. Bo trzeba sobie powiedzieć, że oglądanie jedzenia na ekranie
zawsze wiąże się ze wzmożonym apetytem. A nie zawsze możemy sobie na jedzenie
pozwolić, czy to dlatego, że w danej chwili nie mamy nic pod ręką, czy też z
powodu jakichś narzuconych sobie ograniczeń. No i rodzi się wewnętrzny ból.
Można też odczuwać go w żołądku. Serio, spróbujcie obejrzeć ten serial i go nie
poczuć. Nie da się, bo główni bohaterowie prowadzą cukiernię, a więc ciasta się
tu robi, je i mówi o nich. No a Ty widzu patrz i zazdrość. Swoją drogą, serial wart uwagi, choć skasowany został po zaledwie dwóch sezonach.
A Wy, co byście dorzucili do tego menu?
ja dorzuciłbym jeszcze Tost z Helenką Bonham Carter, tam to dopiero były ciasta *_*
OdpowiedzUsuńpo mine veganti od razu pobiegłem do kuchni ;>
Nie znam tego filmu, ale mu się przyjrzę ;)
UsuńTeż polecam Toast. Historię chłopięcego głodu - widziałam film, ale jeszcze nie czytałam książki, na podstawie której powstał. To kino pachnie, smakuje, rozleniwia:)
OdpowiedzUsuńTo brzmi bardzo zachęcająco. Wiem, że jest też książka. Chyba się kiedyś skuszę, zwłaszcza, że lubię Helenę BC.
Usuńmało apetyczne "Wielkie żarcie" Ferreri ;))
OdpowiedzUsuńTeż mi ten film przyszedł na myśl :)
UsuńCoś mi ten tytuł mówi, ale jeśli jest mało apetyczny to nie wiem, czy chcę go oglądać ;)
UsuńMaria Antonina ogólnie bardzo mi się podobała. Co prawda kolorowe słodkie ciasteczka nie należą do moich faworytów, więc akurat wtedy nie robiłam się głodna :)
OdpowiedzUsuńJulie & Julia - na tym filmie niestety zasypiałam, więc o jedzeniu mowy nie było :D
Czekolada - no dobraaaaaaaa, tutaj chciało mi się słodkiego :D Szczególnie nugatu z czekoladą, mniam!
Od Charliego i jego fabryki wzięłabym najchętniej tę płynną czekoladę do picia <3
Zasypiałaś na Julie i Julia? Cóż, film jest gorszy od książki, ale nie oceniałabym go zbyt surowo. Sympatyczny moim zdaniem na poprawę humoru ;)
UsuńZ tego zestawienia oglądałam "Czekoladę", którą uwielbiam, i "Charliego...". Oj, tak przy oglądaniu tych dzieł zdecydowanie trzeba zaopatrzyć się w tabliczkę czekolady.
OdpowiedzUsuńZ tego wynika, że lubisz czekoladę ;) Oczywiście, ja w żadnym przypadku nie miałam jej pod ręką (niestety ;))
UsuńOd samego czytania, chce się jeść. Zwłaszcza, gdy docieramy do "czekoladowych" filmów. ;)
OdpowiedzUsuńA patrząc na ciasto jagodowe, to nie? ;)
Usuń:) przypomniało mi się "Wielkie żarcie" - no, muszę przyznać, że to chyba jedyny film o jedzeniu (upraszczam sens, wiem) po którym nie ma się ochoty na jedzenie. Zdecydowanie, nie!
OdpowiedzUsuńChyba przekornie - z ciekawości obejrzę ;)
OdpowiedzUsuńO:) nie znasz? To będzie ciekawe doświadczenie dla Ciebie, na pewno:) Fantastyczna dekadencja i prowokacja!
UsuńOjej, filmy z jedzonkiem w tle, uwielbiam Cię, Malwino, za ten temat :)
OdpowiedzUsuńPierwsze, co mi przyszło na myśl, to faktycznie "Maria Antonina", to jedna z moich ulubionych scen i rzeczywiście wodzi na pokuszenie : http://www.youtube.com/watch?v=cLJ1vuUWprA
Nie chcąc się jednak powtarzać, dorzucę od siebie takie tytuły, jak : "Tylko Marta" ;) - ciepła, urocza historia szefowej kuchni-pracoholiczki podbiła moje serce, pewnie dlatego, że jakoś postać głownej bohaterki jest mi bliska, no i gotują naprawdę dużo i same pyszności, a do filmu mam sentyment także ze względu na okoliczności oglądania (tuż przed Wigilią, mój pierwszy powrót do domu ze studiów ;))
"Faceci od kuchni" (jak mi ciężko przechodzą te polskie tytuły filmów przez palce...) - to z kolei francuska produkcja, może nie z kategorii tych, które koniecznie trzeba zobaczyć, ale ja miło spędziłam czas oglądając ten film, niestety nie zjadłam przedtem kolacji, to był poważny błąd;)
"Przepis na miłość" (arghhh!) - francuska komedia romantyczna z czekoladkami w roli głównej :)
no i jest jeszcze animacja "Ratatuj" :D
Na pewno coś mi umyka, ale fajnie, że umieściłaś tutaj "Mine vaganti", to taki skromny film, który ma jednak coś więcej do zaoferowania, chyba mało kto go zna, a szkoda.
O wszystkich tych filmach słyszałam, ale najchętniej obejrzałabym "Przepis na miłość". ale są pewne priorytety więc najpewniej nie prędko się to stanie ;) ach, ten czas ;)
UsuńFajne zestawienie:) Dodałabym jeszcze "No reservations" z Zetą-Jones,"Woman on top" z Penelopą i Jeszcze klimatyczne "Przepiórki w płatkach róży".
OdpowiedzUsuńdla mnie jeszcze "Uczta Babette"! Pięknie obnażona hipokryzja zdewociałej społeczności.
OdpowiedzUsuńi jeszcze "Big night" ("Wielkie otwarcie") - piękny!
OdpowiedzUsuń