Nie
często piszę o muzyce, bo po prostu tego nie umiem, ale czasami zdarzają się
takie płyty i takie odkrycia, dla których warto zrobić wyjątek i ubrać swoje
wrażenia w niedoskonałą formę słów. A bardzo chcę się z wami podzielić dwoma
takimi odkryciami ostatnich tygodni. To wokalistki, jedna polska, jedna
brytyjska, które całkiem niedawno wydały debiutanckie płyty. Ich piosenki
chodzą za mną, nie dają zasnąć, budzą o poranku…
P.S. Kliknięcie w link przeniesie Was do filmiku na You Tube.
Pierwsza
pani nazywa się Mela Koteluk (a właściwie Malwina – moja imienniczka!) i
debiutancki Spadochron wydała wiosną.
A ja oczywiście, istota nie słuchająca radia, odkryłam ją dopiero jesienią. Ale
lepiej późno niż wcale. Zresztą ostatnio naprawdę nie sposób nie trafić w
telewizji, przy zwykłym przerzucaniu kanałów, na teledysk Melodii ulotnej. No
właśnie – dla mnie zaczęło się od singlowej piosenki. Gdyby nie teledysk
pomyślałabym, że śpiewa ja Kasia Nosowska. Mela ma bowiem ogromnie podobny do
niej głos. A kim jest w ogóle Mela? Dziewczyna nie wzięła się znikąd – śpiewała
w chórkach u Scorpions i Gaby Kulki. Mela Koteluk, co ważne, to nie tylko
wokalistka. Kryje się za tym nazwiskiem zespół, co wokalistka podkreśla przy
każdej okazji, a więc podkreślę i ja.
Co
znajdziemy na płycie?
Jak
mówi sama Mela, jest to płyta dreampopowa. Dream pop kojarzy się nam z pewną
sennością, zmysłowością, słodko – gorzkimi popowymi melodiami…Może nie zgodzę
się, że jest tak do końca na tej płycie, ale klasyczny pop rzeczywiście to nie
jest. Płytę na pewno cechuje wciągający klimat. Czysta magia. Mela otula swoim
ciepłym głosem, a przestrzenne dźwięki budują atmosferę poetyckości i
melancholii. Jednak nie jest to płyta smutna. Nostalgiczne ballady (jak Dlaczego drzewa nic nie mówią) sąsiadują
tu z kawałkami porywającymi do tańca (jak utwór tytułowy). Muzycznie znajdziemy
tu mieszankę elektroniki i rockowych gitar, ale pojawia się też fortepian i
gitara akustyczna. Jest to czarujący miks, którego nie da się ująć w jakieś
ramy, przyrównać do czegoś…Spadochron
jest dla mnie olśnieniem, z którym rzadko mam do czynienia w przypadku polskiej
muzyki. Tymczasem Mela Koteluk jest dla mnie takim odkryciem, jak kiedyś
Florence + The Machine chociażby. Niektóre utwory jak wspomniany Spadochron, może i trącą popem, ale są i
tak o niebo lepsze od tego, co na ogół słyszymy w rozgłośniach, bo wyróżniają
je mądre słowa. Oprócz wyjątkowego głosu Meli, największym atutem płyty są właśnie
jej teksty. Nie są łatwe, nie są jasne i oczywiste, lecz poetyckie, nieco może
nawet filozoficzne, bogate w metafory, dające do myślenia, skłaniające do
interpretacji. A niektóre frazy potrafią wryć się w pamięć na długo.
Na
Spadochronie trudno znaleźć słabszy
utwór. Z każdym kolejnym słuchaniem piosenki jedynie zyskują. Album nastraja
optymistycznie, więc polecam go właśnie na teraz – na jesienną kapryśną pogodę,
która często idzie w parze z kapryśnym nastrojem. Spadochron poprawi Wam humor.
Moi faworyci na płycie: Melodia ulotna,
Spadochron, Niewidzialna, Stale Płynne,
Wolna
Drugie
moje odkrycie to Jessie Ware. Brytyjska wokalistka obdarzona ciepłym głosem o
głębokiej, aksamitnej barwie. Porównywana do Sade, mnie kojarzy się trochę z
Alicią Keys z Element Of Freedom. Muzyka, którą tworzy, to mieszanka soulu,
r&b i trip-hopu. Ponownie – usłyszenie jej pierwszej piosenki było dla mnie
olśnieniem. Pomyślałam: „Boże, to jest to czego szukam!”. Ogromnie mnie
zafascynowała (było to singlowe Wildest Moments, swoją drogą trochę niereprezentatywne dla całej płyty, która jest znacznie mniej balladowa) i pozostawiła poczucie wielkiego niedosytu: kim jest ta
dziewczyna? czemu ja jej jeszcze nie znam? Czy pozostałe piosenki też ma tak
rewelacyjne? Dziś po wielokrotnym przesłuchaniu debiutanckiej płyty Jessie – Devotion - mogę powiedzieć, że tak –
wszystkie piosenki na niej zawarte są REWELACYJNE. Jeśli ktoś lubi soul i
r&b, ale oczekuje w tym gatunku jakiejś świeżości, to Devotion jest dla niego. To r&b w takiej bardzo współczesnej
otoczce, albo pop w otoczce r&b, można tę muzykę definiować chyba na wiele
sposobów. Mnie ta płyta przenosi w rejony, których nie potrafię opisać.
Odlatuję, odrywam się od ziemi i znikam. Daję się uwieść, porwać zmysłowemu głosowi
Jessie i melodyjnym, rytmicznym dźwiękom. Czuję się jak w dusznym,
przesiąkniętym dymem klubie, gdzie jest gorąco, gwarnie, po kątach obściskują
się zakochane pary o nie do końca trzeźwych umysłach, a ja poruszam się na
parkiecie jak w jakimś transie…Żeby nie było – to nie jest płyta klubowa, z
muzyką stricte do tańczenia, ale są tu prawie same bujające piosenki jak Running czy Still Love, przy których trudno usiedzieć w miejscu. Są też
przepiękne, poruszające ballady jak Wildest
Moments czy Taking In Water.
Debiut
Jessie Ware jest nadzwyczaj dojrzały i „pełny”. Nie ma tu niczego, co
wymagałoby poprawki, niczego, co by odstawało, a teksty nie są infantylne. Co
najważniejsze, Jessie nie stara się być niczyją kopią. Ponownie zastosowanie ma
to, co pisałam o Meli – nie da się Devotion
porównać do czegoś konkretnego, powiedzieć, że Jessie jest drugą X czy Y (tak
jak np. co jakiś czas mówi się o drugiej Amy Winehouse). Myślę, że Brytyjka
sama rozpoczyna pewien trend (nu-soul?), który może doczekać się wkrótce grona naśladowczyń.
Warto
jeszcze napisać, że piosenki na Devotion
są bardzo przebojowe. Jessie ma prawdziwy talent do pisania chwytliwych
melodii, które wpadają w ucho. I jest to taka przebojowość, która może trafić i
do słuchaczy o mniej wybrednym guście, czyli do mainstreamu, bo nie jest to
muzyka aż tak nowatorska, by była niezrozumiała i nieprzystępna, ale też
podbije serca tych, którzy muzyką żyją i nie jedno już słyszeli. Mam nadzieję,
że podbije też i Wasze J
Moi
faworyci: Devotion, Wildest Moments, Running, Still Love, Swan Song
Jak na kogoś kto "nie potrafi" pisać o muzyce, to jednak sporo napisałaś. ;=
OdpowiedzUsuńJako jeszcze jedna osoba nie słuchająca radia również przeoczyłam Melę Koteluk. A szkoda, bo jest fantastyczna. Skojarzenie z Nosowską jak najbardziej na miejscu. Na pewno przesłucham całą płytę. :)
Bo ja nie umiem pisać krótko ;)
UsuńNo właśnie, tak to jest, że jak nie posłucha się ambitniejszego radia czy nie pogrzebie w necie to niektórzy świetni wykonawcy mogą nam przejść koło nosa.
Mela Koteluk to moja faworytka. Gdzieś tak latem ją okryłam. W radiowej trójce:) Uwielbiam jej piosenki, ma świetne teksty. Moje faworyty to: Działać bez działania i Melodia ulotna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Musisz częściej pisac o muzyce :)
OdpowiedzUsuńA Melę można usłyszeć tylko w radiowej Trojce?
Być może będę, bo sprawia mi to całkiem niezłą frajdę w sumie ;) Tylko myślę, że niekoniecznie mój gust muzyczny trafia w gust moich czytelników ;)
UsuńTeledysk Meli lata po VH1 i widziałam też na TVP Kultura, a w radiu to tak, w Trójce i może jeszcze w Czwórce? W RMFie to pewnie, choć pewności nie mam.
Ja sobie a muzom dziś Malwinko:) przepraszam
OdpowiedzUsuńwybacz - ale mam pytanie - o najnowszym Bondzie będziesz recenzować? Bom:) strasznie ciekawa Twego wejrzenia na ten rodzaj rozrywek filmowych:)
Ojej, bardzo mi miło ;) Cóż, jeśli sfinansujesz mi bilecik, to chętnie zrecenzuję Bonda ;) A tak na serio to nie wiem czy finanse pozwolą mi na wyjście do kina, choć bardzo bym chciała. Generalnie nie oglądałam nigdy Bondów, bo jakoś zawsze mi się wydawało, że to filmy nastawione na pościgi i bijatyki, a więc nic co bym lubiła jakoś szczególnie w kinie. Tak myślałam dopóki nie pojawił się w roli Bonda Daniel Craig, a wraz z nim pewne odświeżenie formuły. Dwa ostatnie Bondy obejrzałam z przyjemnością, a "Casino Royale" widziałam już chyba z 5 razy i nie mam dość. Tak więc, uważam, że to akurat jest rozrywka całkiem przyjemna i tego też spodziewam się po "Skyfall". Jeśli obejrzę, na pewno zrecenzuję, ale kiedy to nastąpi, tego nie wiem :) Jak zauważyłaś, nie recenzuję premier zbyt często, bo - patrz początek mojej przydługiej wypowiedzi - niezmiennym problemem są finanse ;)
OdpowiedzUsuńChętnie zaproszę Cię na jakąś premierę:) tak po koleżeńsku i sądząc z Twojego profilu - po sąsiedzku wręcz !
UsuńNie jestem milionerką, ale dobre towarzystwo w kinie (i tak w ogóle) jest wszak bezcenne !!!
Co do Craig'a mam inaczej. W moim typie było wcielenie poprzednie Bonda. Pierce B. Ale masz rację, Craig wniósł świeży powiew. I nową magię do serii.
pozdrawiam
Och, byłoby mi miło ;)
UsuńCóż, trafiłam jednak w ten weekend do kina, ale na inny film - Jesteś Bogiem. I nie omieszkam o tym napisać ;)
podoba mi się Wildest Moments, bardzo przyjemnie się tego słucha [ps. to chyba moja pierwsza piosenka od 3 tygodni, nie licząc muzyki w filmach]
OdpowiedzUsuńi zgadzam się, pisz częściej o muzyce, wychodzi ci to bardzo dobrze, nie ma się czym przejmować ;))
Dzięki :) W planach Ania Dąbrowska i Cat Power, bo właśnie przesłuchuję nowe ich płyty :)
Usuń