Bardzo nietrafiony ten plakat |
W
naszym kraju nie często kręci się filmy o uzależnieniu od narkotyków, dlatego Helu byłam bardzo ciekawa od chwili
kiedy wszedł do kin. Ale znalazłam wtedy inne priorytety. Obejrzałam w końcu
niedawno, podchodząc do filmu z dużymi nadziejami (zazwyczaj staram się mieć do
filmów takie podejście). Cóż, jestem rozczarowana.
Bohaterem
filmu jest Piotr, lekarz szpitala psychiatrycznego. Wydaje się być poczciwym,
dobrym lekarzem i tylko jeśli przeczytamy opis filmu przed seansem, będziemy na
niego spoglądać jak na byłego narkomana.
Film
pokazuje ważną rzecz: że uzależnić może się każdy – narkomani to nie tylko
ludzie z marginesu . Po drugie - nie pokazuje początków uzależnienia, tylko
powrót do niego, co oznacza, że zerwanie z nałogiem nie jest łatwe – raczej na
tym się skupia, na odwiecznej z nim walce, bo kto wie, czy bohater pod wpływem
kolejnych zajść w pracy nie powróci do ćpania. Ten pokazany w filmie powrót do nałogu
ukazany jest w ekspresowym tempie, właściwie motywacja bohatera jest
niezrozumiała (samobójstwo pacjentki, która wielokrotnie mu się narzucała, była
w nim zakochana), a on sam dosłownie w ciągu 5 minut filmu staje się brudnym,
śmierdzącym ćpunem, od którego wszyscy się odwracają. Podobnie, w ciągu kilku
następnych minut wychodzi na prostą i wraca do medycyny (czy takie powroty są
możliwe? bardzo to dla mnie zastanawiające).
Niewykorzystany
został potencjał kilku wątków: rodząca się nić porozumienia między synem Piotra
a Hanką, jego dziewczyną, a także codzienność w szpitalu psychiatrycznym – te
sceny wydają się być najciekawsze i są całkiem realistyczne. Z drugiej strony,
jeśli dominującym tematem filmu miał być nałóg, to trzeba było poświęcić mu
więcej miejsca, zrezygnować chociażby z przydługiego początku, wprowadzającego
nas w życie Piotra, który jest po prostu nudny (początek, nie Piotr), czy
jakichś nic nie wnoszących scen właśnie w szpitalu. Razi jeszcze to, że autorka
nie wnika za bardzo jak i dlaczego Piotr zaczął brać, nie zgłębia psychiki
bohatera, ale szybko strąca go w heroinową przepaść, by widzem wstrząsnąć i go
zszokować. Wywołuje trochę emocje na zawołanie, bo trudno przejść obojętnie
obok człowieka który upadla się, by zaspokoić narkotykowy głód, ale jest to ze
strony reżyserki zagranie nieczyste. Wyraźne pójście na łatwiznę i
zlekceważenie inteligencji i oczekiwań widza.
Atutem
filmu jest aktorstwo Królikowskiego. Może nie jest to aktor wybitny, ale
sprawdza się w swoim stereotypowym emploi Kusego z Rancza. Jego Piotr jest
postacią bardzo niejednoznaczną i to akurat dobrze. Żurek w roli jego syna jest
natomiast jak zwykle bezbarwny i średnio wiarygodny w roli zbuntowanego
dwudziestolatka – młodzieżowe ciuchy wyglądały na nim komicznie i nie udało się
go nimi odmłodzić. Nie wykorzystano też w pełni talentu Anny Geislerovej,
Czeszki, która w swoim kraju jest prawdziwą gwiazdą. Na uwagę zasługują za to
Janusz Chabor i Bartosz Żukowski, wciąż niedoceniony i postrzegany przez
pryzmat roli półgłówka w Świecie według
Kiepskich, a moim zdaniem bardzo utalentowany. W filmie wystąpili też
Bartłomiej Topa i Maciej Maleńczuk. Obaj niemal się nie odzywają, pojawiają na
kilkadziesiąt sekund, ale nie przeszkodziło to, by ich nazwiska znalazły się
wyróżnione na plakacie filmu. Jeden z najbardziej perfidnych chwytów
reklamowych, z jakimi miałam do czynienia.
Nie
ma sensu pisać o reklamowaniu tego filmu jako polskiej odpowiedzi na Requiem dla snu, bo to jakieś
nieporozumienie. Drugą formą reklamy był spot w konwencji sugerującej, że to
lekka komedia („żeby życie miało smak” głosił slogan), co jest jeszcze
bardziej niezrozumiałe i utwierdza mnie w przekonaniu, że w Polsce po prostu
oszukuje się widzów.
Na
osłodę po tej łyżce dziegciu muszę pochwalić reżyserkę za to, że nie zajmuje
żadnego stanowiska, nie poucza, nie mówi, że narkotyki są „be”. Jej film nie ma
nic wspólnego z pogadanką szkolną na ich temat. Choć sam film nie jest udany,
to zawsze jakiś plus.
Moja
ocena filmu to 5/10.
No, no... reklamować się "Requiem dla snu" to trzeba być albo odważnym albo głupim. Mam wrażenie, że narkomania nie jest już taka brudna czy grunge'owa jak w latach 90. Przynajmniej nie jest już tak obecna w mediach, nie widać tych ostrzeżeń. Podobnie jest z AIDS i HIV, ale to nie ten temat.
OdpowiedzUsuńOd filmu odstręcza mnie Maleńczuk, buca po prostu nie trawię. Inna sprawa, że są nikłe szanse bym go obejrzała w tv. Twoja recenzja jest potwierdzeniem tego, co mi siedziało pod skórą w związku z "Helem". A może któregoś dnia mi odbije i zobaczę.
Akurat Maleńczuka tam widać przez jakieś 30 sekund (i chyba nawet nic nie mówi), także naprawdę nie masz się czego obawiać ;D Zdecydowanie są lepsze filmy w polskiej kinematografii, ale gdybyś jednak trafiła na niego, to nie zaszkodzi rzucić okiem ;)
UsuńWidziałam film jakiś czas temu. Nie miałam żadnych oczekiwań, zdaje się byłam przed oglądaniem filmu dość sceptycznie nastawiona. Może dlatego nie rozczarowałam się aż tak bardzo. Jednak zgadzam się z tym co napisałaś w 100%. Temat niewykorzystany, spłaszczony, niewiarygodny, wątki nie pozamykane. Szkoda. Za to Chabior, którego od jego epizodu w filmie "Zero" wielbię bezapelacyjnie to mistrzostwo!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Pogorzelec z Sochaczewa:))))
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń