Jak
pewnie da się zauważyć, raczej nie piszę na blogu o filmach złych. Zdarza mi
się pisać o filmach przeciętnych, o takich które zawiodły moje nadzieje,
rozczarowały, ale zasłużyły na to, by o nich wspomnieć. Że film będzie totalnie
zły, to się da przewidzieć, dlatego takich wybitnych dzieł unikam i siłą rzeczy
rzadko wystawiam oceny takie jak 1, 2, czy 3. Ostatnio jednak zostałam
namówiona do złego – nie dość, że musiałam (no dobra, to był wyraz mojej dobrej
woli) oglądać horror (a trzymam się od tego gatunku z daleka), to jeszcze
okazał się on być stratą czasu. Aby uchronić Was przed popełnieniem mojego
błędu, w kilku punktach postanowiłam napisać, dlaczego po Boogeymana lepiej nie sięgać:
- To nie jest horror.
Ok., z definicji może tak, ale mimo mojej awersji do horrorów (nie lubię
się bać, więc po co mam się sama na strach dobrowolnie wystawiać?) kilka
lepszych i gorszych w życiu widziałam i wiem, jak powinny wyglądać. Ten
jest zdecydowanie najgorszym i to paradoksalnie dlatego, że nie jest straszny,
co przecież mnie powinno ucieszyć, bo przynajmniej zasnęłam ze spokojem i
rano otworzyłam szafę bez lęku, że coś mnie wciągnie do środka i nie
trafię bynajmniej do Narnii (a mogło tak być, bo filmowy Boogeyman grasował
właśnie w szafie). Jedyne czego można się bać podczas oglądania tego
filmu, to że reżyser jeszcze coś kiedyś nakręci (och, jak bardzo czułam
podczas seansu potrzebę napisania tych słów!).
- Ten film jest nudny.
Statyczny. Monotonny. I jakie tam jeszcze znacie synonimy
„nicsięniedziania”. Całe napięcie ma wywoływać w nas chodzenie bohatera po
starym domu i sprawdzanie po kątach, czy nie ma tam gdzieś Boogeymana.
Oczywiście nie ma, więc nawet nie ma się czego przestraszyć. Spadające
znienacka na maskę samochodu kruki też nie budzą większych emocji, które
zapewne miały wywołać. Bo przecież kruk to symbol. Czegoś, co tu nie ma
nic do rzeczy.
- No dobra, kiedy już
się coś zadziało, tak zwana kulminacja akcji, jest tak niedorzeczna, że
zamiast strachu na twarzy pojawia się uśmiech, a właściwie zostaje
wypuszczony na wolność w formie odgłosów zwanych, niezbyt finezyjnie,
parskaniem. Kąpiącą się w wannie dziewczynę wciąga jakiś błotnisty muł,
nie wiadomo skąd i co ma w ogóle do tego całego Boogeymana, natomiast sam
ten osobnik jest tak boleśnie nieudolnie stworzony komputerowo, że budzić
może jedynie politowanie nad grafikiem (przypomina swoją drogą tytułową Mumię, a chyba nie o to chodziło).
A, i zapomniałabym, że bohater nagle zdobywa umiejętność przenoszenia się
w przestrzeni – wprost ze swojej szafy wchodzi do domu dawnej sympatii
itd. Tam następuje finał, rach ciach, parę razów po mordzie, że tak
powiem, ostateczne starcie z potworem czy jak by go tutaj nazwać, wygrane
oczywiście przez naszego bohatera. I żyli długo i szczęśliwie.
- Skoro już jesteśmy
przy bohaterach – obsada jest oczywiście z najwyższej półki, przepełniona
gwiazdami, jak to w drugo- (trzecio?) rzędnych horrorach bywa. Spośród nich
na ekranie najbardziej marnuje się nieznana jeszcze wówczas Emily
Deschanel, więc ostrzegam (bo przecież nie namawiam) wszystkich fanów Kości. Aktorka jednak wiele tutaj do zagrania nie ma, choć jej
oczy dobrze się w tej roli odnajdują. A w roli głównej znany z Siódmego nieba, Barry Watson.
Wybitnym aktorem to on nie jest, więc doskonale pasuje do tego filmu.
- Po nakręceniu tego „dzieła”,
chyba nikt z produkcji go nie oglądał. Nie ma innej możliwości. Bo kto,
choć trochę myślący, wypuściłby taki gniot? Po co jest ten film? Dla kogo?
Dlaczego robi się z widzów idiotów? Jeśli nie chcecie by te pytania
błąkały Wam się po głowie, odpuśćcie sobie Boogeymana.
Moja ocena to 2/10, właściwie
nie wiem czemu tak wysoka.
P.S.
Jeszcze taka mała sonda (prośba). Chciałabym zapoczątkować taki cykl "moda
z seriali", bo bardzo mnie kwestia ubioru serialowych bohaterów (właściwie
bardziej bohaterek) zajmuje. Pytanie: czy "zaśmiecać" tym cyklem
bloga, który modą nie do końca się zajmuje... (skłaniałabym się chyba ku temu)
czy może lepiej założyć w tym celu bloga drugiego...? O ile w ogóle ktokolwiek
oprócz mnie uważa, że jest to pomysł na tyle ciekawy by wcielić go w życie...;)
Uważam, ze ten cykl to bardzo dobry pomysł i zaznaczę, że jestem tym faktem zainteresowana,więc czy będzie on tu prowadzony czy na innym blogu jest mi obojętne.
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że zainteresowanie w czytelnikach jest :)
UsuńJestem w lekkim szoku: taki film i taka ocena. To się naprawdę rzadko zdarza ;D Dobrze, że nie zgodziłaś się na którąś część "Piły" lub "Hostel". Kilka lat temu byłam wieczorem w kinie na nowym "King Kongu" P. Jacksona. Pokazywali wtedy zwiastun drugiej części "Piły". To było kilka minut, ale zamknęłam oczy, bo bałam bym się potem wrócić do domu :)
OdpowiedzUsuńJa też unikam horrorów, bo mam uraz z dzieciństwa i brak stalowych nerwów. Wolę się przy filmie pośmiać lub pomyśleć niż bać.
Co do czcionki: musiałaś zmienić na mniejszą. Zaznacz tekst i powiększ czcionkę :)
A co do mody. Pomysł ciekawy, ale wybór miejsca zależy od Ciebie. Jeśli to będzie kilka wpisów, to mogę być tu (w końcu blog to "filmy i cała reszta" :)). Jeśli jednak planujesz to rozwinąć, to lepszy będzie nowy blog. Tak mi się wydaje.
Pozdrawiam.
Kiedyś ten film wygrałam, stał na półce kilka lat i się kurzył. Chyba nie muszę pisać, kto mnie namówił do jego obejrzenia - jeszcze nigdy nie oglądaliśmy razem horroru :D A wyobraź sobie, że Piłę widziałam, może nawet dwie części i wolę ją od tego całego Boogeymana, chociaż tej jej bym jako horroru nie zakwalifikowała. I nawet może jakiś Hostel czy Motel widziałam, ale to też była porażka. Jednak nic nie przebije póki co Boogeymana ;)Teraz Czarek namawia na Lśnienie, ale chyba tym razem nie ulegnę, choć to film o niebo lepszy. Ale co za tym idzie - o wiele bardziej straszniejszy.
UsuńPodczas edycji czcionka jest normalna przez cały czas. Jak chcę powiększyć to, co jest małe po oblikowaniu, to się czcionka zmienia, i owszem, ale na tę jeszcze większą, co wygląda gorzej. Cóż, będę jeszcze kombinować.
Wpisów o modzie byłoby co najmniej kilka - w końcu nie widziałam aż tylu seriali, w których moda odgrywałaby aż tak duże znaczenie.
Ale o którą wersję "Lśnienia" tu chodzi? Kubricka czy inniejszą?
UsuńZapewne chodzi o "Lśnienie" Kubricka, bo chyba tego Malwina nie widziała.
UsuńJa miałam okazję zobaczyć "Lśnienie" podczas zajęć na uczelni i nie byłam mocno przerażona. Ale to było w ciągu dnia, w sali dużo ludzi, a pan prowadzący omawiał poszczególne sceny. Pewnie na samotny seans bym się nie zdecydowała. Zwłaszcza, że tam napięcie powoduje muzyka i zaskoczenie.
Tak, chodzi o "Lśnienie" Kubricka. Ja się bardziej właśnie boję takich filmów oddziaływających na psychikę typu filmy o duchach, zjawach, psychopatycznych mordercach, opętanych szatanem dzieciach itp., a ten chyba właśnie do takiego gatunku należy. No ale jest to ponoć arcydzieło, więc może na seans w południe kiedyś się zgodzę ;)
UsuńZ horrorami jestem na bakier, choć czasem lubię bać. Ostatnio w biały dzień obejrzałam 3 pierwsze "Resident Evil". Widziałam nawet 3 indyjskie z czego na jednym spłakałam się ze śmiechu.
OdpowiedzUsuń"Boogeymana" nie widziałam i jakoś nie trafiał w orbitę moich zainteresowań. Teraz rozumiem dlaczego. Moim zdaniem trzeba też pisać o filmach złych, choćby dla ostrzeżenia potencjalnych ofiar. Z modą jestem na bakier, ale pisz o niej - ciekawa jestem jak Ty na nią patrzysz. ;)
Ja się nauczyłam, że numerację wprowadzam gdy tekst jest już gotowy. Bo inaczej zaczynają się cyrki jak tu u Ciebie.
Z numeracją to jest najmniejszy problem. Chodzi mi o tą małą czcionkę. Muszę coś pokombinować.
UsuńTeż myślę, że warto ostrzegać, choć wiadomo, że jedna osoba nie jest tez od razu jakąś wyrocznią. Na filmwebie są np.osoby, którym się ten film podobał...
Indyjski horror - to dopiero musi być przeżycie ;)
ej masz wrażenia jak "rasowy miłośnik horroru", oni też wybuchają śmiechem w najmniej odpowiednich momentach ;))
OdpowiedzUsuńco do cyklu, jestem za, ale wolałabym na tym blogu, moja lista obserwowanych rozrasta się w takim tempie, że niedługo nie ogarnę ;))
"rasowy miłośnik horroru" - mam rozumieć dosłownie? Jeśli tak to fakt, oni widzieli już tyle, że pewnie trudno im dogodzić ;)
UsuńMoże osobny blog na ten cykl? Masz już w nazwie "film" więc inny będą sądzić że tylko o tym, chociaż taki wątek na blogu filmowym też by się świetnie prezentował ;] z 'modowym' blogiem jest czasem ten problem ze odwiedzający wymagają dobrych zdjęć lustrzanka a nie każdy ma fotografa pod ręką :P
OdpowiedzUsuńMam też w nazwie "cała reszta" ;D Absolutnie w grę nie wchodzą moje zdjęcia ani też żadnego fotografa, a tylko znalezione w necie, także z tym problemu nie będzie.
Usuń