Jeden dzień 6/10 UWAGA! TU MOŻE BYĆ SPOILER!
Oj, wiązałam z tym filmem spore nadzieje, odkąd
obejrzałam zwiastun i przeczytałam wiele dobrych słów o książce, na podstawie
której powstał. Moja ocena niestety jest zawyżona. Film w sumie dobrze się
ogląda, ale bez większych emocji, a jest to z założenia melodramat, więc
wydawałoby się, że musi choć trochę wyciskać łzy. Nic z tego. Może to dlatego,
że ciężko polubić parę głównych bohaterów, pomimo rozbrajającego uśmiechu Anne
Hathaway i niewątpliwego chłopięcego uroku Jima Sturgessa, którzy się w nich
wcielają. Nie widać między nimi chemii, namiętności, wielkiego pragnienia by
być razem, a jednak podobno o to im przez cały film chodzi. Bohaterami nie
miotają rozdzierające uczucia, raczej poddają się oni potulnie losowi. Ich
postawa sprawiła, że jakoś nie czekałam wcale na to, czy w końcu uda im się być
razem, nawet im w tym nie kibicowałam. W filmie brakuje zwrotów akcji, jest on
dość monotonny. Dialogi nie są szczególnie wyrafinowane, brakuje zapadających w
pamięć scen. Mimo wszystko podobały mi się w filmie dwie rzeczy: czas akcji, a
więc jeden, ten sam dzień, na przestrzeni dwudziestu lat – dzięki temu widzimy
też jak zmieniają się bohaterowie, ich priorytety, oraz zakończenie nawiązujące
do początku historii, będące niejakim wyjaśnieniem. Plusem jest dla mnie to, że
film nie kończy się happy endem. Co prawda zakończenie jest skrajnie
melodramatyczne, ale przynajmniej dość zaskakujące. Choć może jak na
melodramat, wcale nie? W każdym razie odradzać, nie odradzam, ale lepiej nie
nastawiać się na melodramat wszechczasów.
Drive 7/10
Film, który wielu widzów wynosi pod niebiosa,
pisząc o jego „kultowości”. Po pierwsze, czy coś jest kultowe to pokazuje czas,
więc nie ogłaszajmy już dziś takich wyroków. Po drugie, nie wiem czym miałby
sobie na tę kultowość zasłużyć. To dobry film i na pewno wyróżniający się na
tle tych, które opisałam chociażby w poście poniżej. Oszczędne dialogi,
hipnotyzująca muzyka, bardzo dobre aktorstwo (obok Goslinga jak dla mnie
wyróżnia się szczególnie Carrey Mulligan) zapewniają 100 minut dobrej rozrywki.
„Drive” ma klimat, jakiego w wielu filmach akcji próżno szukać. To historia,
którą ogląda się w napięciu, bo jest nieprzewidywalna. Głównego bohatera,
granego przez Ryana Goslinga otacza aura tajemnicy, która dodaje do tej
historii jeszcze więcej niepokoju. Zakończenie jest na tyle niebanalne, że nie
burzy dobrze przemyślanego scenariusza ani nie psuje dobrego wrażenia
towarzyszącego nam przez cały seans. Niemniej pośród szeregu pozytywów nie
potrafię wymienić ani jednej sceny czy dialogu, który miałby być za 10 lat
określany mianem „kultowego”. Ale jak mówię, czas może to zweryfikować. Pewne
jest, co podkreślają uznani recenzenci, że Refn, czyli reżyser filmu jest trochę
jak Tarantino. Za mało filmów w życiu obejrzałam, a już na pewno za mało filmów
akcji czy sensacyjnych, by móc się w tym temacie wypowiadać, ale podobno wiele
w „Drive” nawiązań do kina lat 80. (podobnie jak u Tarantino - do kina nieco
niższych lotów). I coś z tego widać na
ekranie, bo film jest trochę jakby nie z naszych czasów. Ludzie naprawdę
lubiący akcję w filmach, pościgi, strzelaniny, bójki i całą resztę trochę się
pewnie zawiodą, bo w przeciwieństwie do innych filmów tego gatunku, tutaj ta
akcja nie jest celem samym w sobie. To raczej przerywnik między tymi naprawdę
kluczowymi scenami, które raczej są wyciszone i spokojne. Hm, im dłużej o tym
filmie myślę, tym bardziej go doceniam. Jedno jest pewne, obejrzę go ponownie.
Może wówczas dostrzegę więcej smaczków. Ale póki co moje zdanie o tym filmie i
tak jest pozytywne i myślę, że warto go zobaczyć, chociażby po to by wyrobić
sobie własną opinię i dowiedzieć się, o co tyle szumu.
Służące 8/10
Jejku, jaki to przyjemny film! Właśnie przyszło mi do głowy,
że można by jego klimat przyrównać do książki „Smażone zielone pomidory” Fannie
Flagg (pewnie też do filmu, ale tego nie widziałam). Jest taki ciepły, mimo
tego że porusza bardzo ważne, drażliwe kwestie. Akcja dzieje się w Stanach
Zjednoczonych w latach 60. i skupia na problemie czarnoskórych służących, które
postanawiają przerwać zmowę milczenia i opowiedzieć o tym w jak niegodziwy
sposób są traktowane przez swoich pracodawców. Ich zwierzenia spisuje
pochodząca z dobrego domu, niepokorna Skeeter (w tej roli bardzo dobra Emma
Stone), która wbrew otoczeniu pragnie zostać pisarką. „Służące” to film o
kobietach i dla kobiet. Pokazuje w jaki sposób kobiety musiały walczyć o swoje
prawa. Nie tylko tytułowe służące, ale też Skeeter, bo choć biała to w pewien
sposób również odczuwała dyskryminację, bo chciała się realizować, spełniać
swoje ambicje zawodowe, a nie jak jej koleżanki prowadzić dom i rodzić dzieci.
Podoba mi się, że nie ma w tym filmie na siłę wplecionego wątku romansowego z
udziałem Skeeter, z wymuszonym szczęśliwym zakończeniem. Jak wspomniałam swój
występ w tym filmie Emma Stone może zaliczyć do bardzo udanych, ale nie tylko
ona. Film jest popisem doskonałego kobiecego aktorstwa. Nominacje do Złotych
Globów dla aż trzech aktorek z obsady na pewno nie są przypadkiem. Te kobiety,
a więc Octavia Spencer, Viola Davis, Jessica Chastain, ale także mniej
wyróżniająca się Stone, Bryce Dallas Howard czy Sissy Spacek są w dużej mierze
odpowiedzialne za to, że tak dobrze się „Służące” ogląda. Docenić należy też,
że twórcom udało się wiernie odtworzyć klimat lat 60. poprzez stroje, fryzury
czy scenografię. Wszystko to fajnie ze sobą współgra. A film na zmianę bawi i
wzrusza. Waga problemu dyskryminacji rasowej zostaje podkreślona, ale reżyser
podszedł do tego tematu z dystansem, a co najważniejsze przedstawił go tak, by
nie zanudzić widza. Bardzo Wam polecam, na zimowy chłodny wieczór jak znalazł.
Powinien wlać w Wasze serca trochę optymizmu :)
Jeździec bez głowy 8/10
Horror, który można oglądać bez strachu. Może to brzmi jak
nienajlepsza rekomendacja, ale jak widzicie po ocenie, jest wręcz odwrotnie. Za
kamerą Tim Burton więc jest mrocznie i bardzo klimatycznie i głównie za to ta
dobra ocena. Kostiumy, scenografia, muzyka Elfmana, kolorystyka, sceneria…A
fabuła, jak fabuła, najważniejsze, że jest tajemnica, więc ogląda się w
napięciu i z zainteresowaniem, ale jak zaznaczyłam nie trzeba się potem bać
pójść chociażby do łazienki ze strachem, że ktoś tam może czyhać na nasz życie.
W tym filmie jest sporo scen komediowych, które skutecznie rozładowują napięcie
i zdejmują z człowieka ciężar przerażenia. A. Muszę jeszcze nadmienić, że
świetny jest w swojej roli Johnny Depp, taki nieprzenikniony, ale to pewnie nie
będzie dla nikogo niespodzianką.
Salt 5/10
Mizerna ocena, ale myślę, że zasłużona. Wynudziłam się
koszmarnie. Pościgi, strzelaniny i inne tego typu akcje zawsze sprawiają, że
chce mi się spać. Filmy akcji po prostu nie są dla mnie, ale tak jak w tym
wypadku, czasem ogląda się filmy tylko dla aktorów. No i ze względu na to, że o
tym filmie było głośno z racji występu w nim Daniela Olbrychskiego, ciekawość
wzięła górę. No i do pana Daniela zastrzeżeń mieć nie mogę. Pasował do roli i
doskonale się odnalazł w tej hollywoodzkiej produkcji. Angelina jak to
Angelina. Dużo do zagrania nie miała, ale ona kocha takie role, w których sobie
może pobiegać. W sumie nawet nie wiem, kto mógłby zająć jej miejsce, ona już
jest przypisana do takich ról. No a jeśli chodzi o scenariusz to niestety jest
to jedna wielka bajka, ale i tak przewidywalna, bo filmu wg tego schematu było
już wiele. Nigdy nie zrozumiem też po co ludziom wciskać, że taka jedna
Angelina rozprawi się z kilkoma łobuzami na raz. Śmiać mi się chciało na tym
filmie nad głupotą jego twórców i tyle.
Skóra, w której żyję 8/10
Nie ma filmu Almodovara, który oceniłabym poniżej 8, choć
oczywiście wielu jeszcze nie widziałam, bo jego dorobek jest imponujący. Ale to
świadczy nie tylko o tym, jak dobrym jest on reżyserem i w jak doskonałej trwa
formie. To może też niepokoić, bo skoro nie jestem w stanie wyróżnić żadnego
jego filmu wyższą oceną, może wcale nie są to jakieś arcydzieła. Chociaż
patrząc teraz, z perspektywy czasu, mając w pamięci jego obejrzane filmy,
porównując np. "Skórę, w której żyję" do „Volver” czy „Kobiet na skraju
załamania nerwowego”, tamte filmy podobały mi się chyba bardziej, mam ochotę do
nich wrócić. Niemniej, każdy film Hiszpana robi na mnie ogromne wrażenie, bo
zawsze pojawiają się w nich tak niebanalne wątki, że jestem nie dość, że
zaskoczona, to jeszcze cały seans w napięciu czekam na to, co będzie dalej. I
tak było też w przypadku „Skóry…”. Opowiedziana tu historia jest szalenie
nieprawdopodobna. Ktoś powie, że właśnie kilka linijek wyżej pisałam, że
wybujała wyobraźnia scenarzystów mnie irytuje. Tak, jeśli rzecz dotyczy kina
akcji, bo tam chodzi tylko o tę akcję, o niewymagającą myślenia rozrywkę, a
Almodovar chce jednak poruszyć w nas pewne struny, skłonić do refleksji. I tak po
seansie rodzi się w głowie mnóstwo pytań prowadzących do rozważań wręcz
filozoficznych nad etyką, moralnością i miłością.
Muszę przyznać, że nowa muza Almodovara, Elena Anaya, grająca główną
rolę kobiecą. przekonała mnie do siebie, a byłam do niej trochę zniechęcona, bo
widziałabym na jej miejscu raczej starą muzę czyli Penelope Cruz. Ale Elena zagrała
naprawdę przyzwoicie i wykazała się dużą odwagą, bo rola nie należała do
najłatwiejszych. Na jej grę jednak zwraca się drugorzędną uwagę, bo co wysuwa
się na pierwszy plan to jej wielka uroda. Oraz gra Antonio Banderasa, którego
wreszcie po latach jestem w stanie docenić jako naprawdę dobrego aktora.
Druhny 6/10
Przyznam, że zaskoczyła mnie nominacja do Złotego Globu w
kategorii najlepsza komedia. Pomijając już fakt, że do śmiechu tu za dużo nie
ma (chyba że śmieszna miała być scena, w której tytułowe druhny okupują
łazienkę z powodu zatrucia pokarmowego – uwierzcie, bardzo łagodnie i
eufemistycznie to opisałam, ale to jest raczej żenujące niż śmieszne), to
jednak nie jest to jakiś wybitnie zrealizowany film. I tej nominacji nadal nie
rozumiem. Czyżby była w minionym roku aż taka posucha, jeśli chodzi o komedie?
Głównym jego atutem jest postać głównej bohaterki, Annie (w
tej roli Kristen Wiig, także współautorka scenariusza). To o niej jest tak
naprawdę film. O kobiecie, która znalazła się w bardzo trudnym momencie swojego
życia: nie ma pracy, pieniędzy, musi znowu zamieszkać z matką i romansuje z
mężczyzną, dla którego jest jedynie wieczorną rozrywką. I jakby tego było mało
musi rywalizować o względy najlepszej przyjaciółki (to ona właśnie wychodzi za
mąż) z bogatą Helen, którą stać na spełnienie wszystkich przedślubnych marzeń
Lilian i zorganizowanie ślubu jak z bajki.”
„Druhny” reklamowano jako kobiecą wersję „Kac Vegas”. Te
porównania, które niektórych odstraszają, są dosyć krzywdzące, bo o ile „Kac
Vegas” jest naprawdę zabawną komedią, to jednak nie niesie z sobą żadnego
głębszego przekazu. Druhny” natomiast trochę na wesoło, ale pełnią rolę studium
kobiecej przyjaźni. Łatwo się z bohaterkami identyfikować, bo pewnie każdy z
nas tkwił kiedyś w takim niezdrowym trójkącie przyjaźni.
Nie jest to film, który należałby obejrzeć. Nie jest to też film, który
was rozśmieszy. Nie ma właściwie żadnych powodów, dla których miałabym Wam ten
film polecić. Nie będą to stracone dwie godziny, ale jednak jest mnóstwo
lepszych filmów, na które można je poświęcić.
Essential Killing 5/10
Mam wrażenie, że ten film jest tak hojnie nagradzany tylko
ze względu na kontrowersyjną tematykę. To już chyba każdy wie – postawiona w
nim teza (choć nie dosłownie) brzmi „Na Mazurach znajdowały się tajne więzienia
CIA”. I chyba sam fakt, że Jerzy Skolimowski tak a nie inaczej ustosunkowuje
się do krążących od lat pogłosek, sprawia, że „znawcy” pieją nad tym filmem z
zachwytu. Jednym słowem, traktuję te dobre opinie jako nagrody za odwagę. Bo
sam film jest po prostu nudny i wyróżnia się chyba tylko tym, że pada w nim
bardzo niewiele słów. Ciekawie robi się dopiero kilkanaście minut przed końcem,
kiedy na ekranie pojawia się Emmanuelle Seigner. Coś zaczyna się dziać, bo do tej
pory nasz zbiegły z więzienia bohater, tylko uciekał, a my co najwyżej mogliśmy
podziwiać ładne widoki. Jeśli obejrzeć, to tylko poglądowo. Film dla ludzi
naprawdę zainteresowanych tematem albo tych, co to muszą na własne oczy
zobaczyć, o co tyle szumu (jak ja;)).
Film Druhny obejrzałam, bo znajoma mi poleciła i przez pół filmu byłam przekonana, że to jakaś pomyłka, że jest gdzieś jakiś inny dobry film o tej samym tytule! Ale nie. Koleżance o ten film właśnie chodziło.
OdpowiedzUsuńO rany! jakaż to żenada jest, brak słów. Oglądając wstydziłam się:)
Nie rozumiem tylko dlaczego dałaś aż 6 punktów jeśli ten film taki zły?
Z wymienionych przez Ciebie filmów widziałam jeszcze Drive. Podkochuje się w Ryanie Goslingu więc ani trochę nie jestem obiektywna:)
Drive to wysokiej klasy kino "rozrywkowe":)
A dziś obejrzałam z Goslingiem "Idy marcowe", oraz nowy film Van Santa "Restless"-polecam!
Tak się składa, że obydwa filmy, o których piszesz, tzn. "Idy marcowe" i "Restless" też już oglądałam, tyle, że nie zdążyłam jeszcze o nich napisać. Ale masz rację, bardzo dobre kino i będę je bardzo chwalić ;)
OdpowiedzUsuńNatomiast co do "Druhen" - dałam 6 bo jakoś nie mam serca do niskich ocen, zawsze staram się dostrzec w filmie jakieś pozytywy. Gdyby nie te żenujące sceny nie miałabym aż tak dużych zastrzeżeń, one wszystko zepsuły, bez nich to by był naprawdę niezły film. W sumie może powinnam obniżyć do 5...ale co tam ;)
"Drive" jest tak samo kultowy jak "Znikający punkt" w latach 70-tych. Nie ma w tych filmach kultowych dialogów, ale jest jedyny w swoim rodzaju bohater, który robi na widzach wrażenie swoim buntowniczym zachowaniem ;) Dla mnie to najlepszy film roku. Co do "Jeźdźca bez głowy" i "Essential Killing" to mamy podobne zdanie. Pierwszy z nich to świetny film zrobiony przez prawdziwego wizjonera, drugi zaś mnie rozczarował.
OdpowiedzUsuń"One Day", zabrakło chemii między aktorami i w efekcie film średnio wciągał. Przynajmniej wiem, że Sturgess jest dobrym aktorem. Książkę przeczytałam po seansie, te zachwyty są trochę na wyrost, ale to porcja literatury na poziomie.
OdpowiedzUsuń"Drive", jak wiesz, główny bohater mnie irytował, szczególnie gdy za bardzo przypominał głównego bohatera z "Lars and the real girl" (swoją drogą świetny film). Dobrze zrealizowany, ale brak mi entuzjazmu (a przecież cenię Goslinga z wielu powodów, tych płytkich też)
"Służące" dostaną ode mnie najwyższą notę jak w końcu wezmę się za pisanie recenzji. Nie chciałam by film się skończył, bo dawno nie widziałam tak świetnej obsady w jednym tytule. I odkryłam sobie fantastyczną aktorkę, Jessicę Chastain.
"Jeździec bez głowy" uwielbiam. Za klimat, tajemnice i bycie niestrasznym horrorem. Nawet jeśli odczuwam przesyt Burton-Depp, tak ten film zawsze dobrze mi się kojarzy.
"Salt" zapewnił mi kawał rozrywki, bo to takie głupie, że aż chce się oglądać. Olbrychski wypadł dobrze, bo nie karykaturalnie. Lubię i tyle, takie "guilty pleasure"
"Druhny" mnie zaskoczyły bo z KV mają niewiele wspólnego. Jakby wyciąć te żenujące gagi, to otrzymujemy dobre kino o kobietach. Kristen Wiig jest niesamowita, moje kolejne odkrycie.
Filmu Almodovara jeszcze nie widziałam, ale uśmiechnęłam się na samo wspomnienie "Volver" jak na razie mój ulubiony z jego filmów. Nie wiem czy chcę zobaczyć "Essential killing".
Faktycznie, Jessica Chastain też mnie sobą zainteresowała i mam teraz motywację żeby obejrzeć Drzewo życia, bo bardzo chwalona jest za rolę w nim.
UsuńJa właśnie takie głupie filmy jak Salt mam ochotę od razu wyłączyć albo się na nich zdrzemnąć. Gubię się zawsze w tej akcji, kompletnie nie przykuwają mojego wzroku te pościgi, bijatyki itd. w rezultacie czego odpływam myślami gdzie indziej i po chwili nie wiem już o co chodzi ;)
Moim ulubionym Almodovara też jest chyba Volver :)
Jessica mocno mnie mobilizuje do obejrzenia "Drzewa życia", ale nie mam odpowiedniego nastroju.
UsuńPrzesadzasz, kino akcji ma swoje zalety. Głupie filmy też mają swój urok, pod warunkiem, że twórcy chcieli osiągnąć efekt odwrotny niż wywołuje. Dla mnie takim jest "Wanted" z McAvoy'em i Jolie - tak głupi, że nawet po latach śmieję się na jego wspomnienie. :D
"Volver" ma silną konkurencję w "Kwiacie mego sekretu", który polecam.
Bardzo dobry zestaw filmowy :) Oczywiście większości filmów nie widziałam, ale są na mojej liście 'you have to see it".
OdpowiedzUsuń"One Day" i "Służące" - zabiorę się za nie jak przeczytam książki. Tyle, że w pierwszej kolejności będą to właśnie "Służące".
Tyle razy miałam się okazję obejrzeć "Jeźdźca bez głowy" i nigdy się nie odważyłam, bo wszyscy mówią że to horror. Skoro nie jest taki straszny, to się skuszę.
"Salt" - dla Angeliny obejrzę wszystko. Poza tym będę bronić kina akcji, zwłaszcza że je lubię. Do tego typu filmów trzeba mieć słabość by spojrzeć na nie łaskawym okiem i oceniać inaczej. Napiszę kiedyś o tym :)
"Druhny" - wszystko o czym się mówi: 'damski odpowiednik filmu...' lub ' kobieca odpowiedź na...' skutecznie mnie odstrasza. Więc po ten film raczej nie sięgnę.
"Drive" - film w najbliższych planach.
"Skóra, w której żyję" - miałam okazję przeczytać fragment książki na podstawie której powstał film. Jestem mocno zaintrygowana.
"Essential killing" to chyba pozycja nie dla mnie. Mam wrażenie, że nie dam rady obejrzeć tego filmu, na pewno nie z własnej woli :)
Och, zazdroszczę Ci tych książek! Ogólnie nie ciągnie mnie do nowości, ale te akurat bym z chęcią przeczytała.
UsuńJeżdziec... jest naprawdę mało straszny, więc bez obaw :)
Tak, koniecznie napisz o kinie akcji! W sumie dziwię się, że aż tyle dziewczyn je lubi ;)
Essential Killing nie boli ;D Ale faktycznie, po co się zmuszać. Tam akcji za dużo nie ma więc w Twoje filmowe gusta raczej nie trafi :D
Książki "One Day" nie mam, ale kiedyś ją przeczytam i wtedy film obejrzę :) Książki kupuję zwykle za pieniądze z urodzin lub dostaję je pod choinkę ;) Sama dużo nie wydaję :D
UsuńOj, Kochana, Ty też oceniasz mnie w kategorii ulubionego gatunku filmowego? :) Hm, będę musiała się z tego wytłumaczyć na własnym blogu. "Essential Killing" nie jest filmem, po który chętnie sięgnę. Filmy wojenne to nie moja bajka, poza tym film tego typu bez dialogów to dla mnie męczarnia. Gdybym go jednak ktoś mi zaproponował obejrzenie go w większym towarzystwie lub na festiwalu, to bym się skusiła. Ale nie sama. Jest kilka filmów, które taktuje w ten sposób :)
Oj nie, nie. Nie zrozum mnie źle. Ja nikogo nie oceniam, a już na pewno nie Ciebie ;) Nie musisz się z niczego tłumaczyć. Po prostu każdy ma swój ulubiony gatunek filmowy, ale nie można go w ten sposób zaszufladkować. Ja mogę filmy akcji oglądać pod warunkiem, że z góry nie będę ich traktować poważnie, tzn. w czasie seansu będę śmiać się i wytykać głupotę scenarzystów, komentować co mi się nie podoba i ogólnie nie bedę się za bardzo skupiać. Chyba dlatego tak bardzo podobają mi się filmy Tarantino, bo u niego cała ta konwencja kina akcji zostaje wyśmiana, sparodiowana. Ale kino akcji może być całkiem dobrze zrobione, na co przykładem Trylogia Bourne'a, którą obejrzałam bez marudzenia. Pozostaje jeszcze kwestia czym różni się kino akcji od filmu sensacyjnego. Jak dla mnie film sensacyjny (prawie) zawsze będzie filmem akcji, a odwrotnie już niekoniecznie.
UsuńPolecam książkę "Skóra, w której żyję". Bardziej mi się podobała niż film :) można powiedzieć, że miała więcej sensu :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o ocenę "Driva" - zgadzam się :) żeby kultowy?? Trzeba czasu... film mi się bardzo podobał. Świetny klimat. Świetna gra Goslinga :) bo Mulligan nie zrobiła na mnie w ogóle wrażenia... taka sobie dziewczyna z sąsiedztwa...
Miłego dnia!
A tak, zapomniałam o tej książce, muszę ją wrzucić na listę :) Zdziwiłam się dziś, bo przyznano hiszpańskie najważniejsze nagrody filmowe i Pedro wcale nie triumfował ;/
Usuń