16.07.2011

Wyśnione miłości (reż. X. Dolan, 2010)

Zastanawiałam się, czy przed napisaniem o tym filmie obejrzeć go jeszcze raz, bo bardzo mnie to kusi i na pewno to zrobię w niedalekiej przyszłości, ale stwierdziłam, że opiszę Wam tylko moje wrażenia po pierwszym seansie - takie jeszcze nieprzekalkulowane, gorące i chyba najbardziej słuszne. To, że od razu po napisach końcowych chcę obejrzeć jakiś film drugi raz nie zdarza się często, więc już sam ten fakt powinien zastąpić wszelki komentarz. Ale o Wyśnionych miłościach warto napisać coś więcej. Jak zawsze moje słowa będą niewystarczająco doskonale oddawać jak świetny jest to film - dla mnie arcydzieło. Uwaga, nakręcone przez 21-latka! W dodatku to już jego drugi film. Pan nazywa się Xavier Dolan, jest Kanadyjczykiem i ma wielki talent (pomijam już fakt, że wygląda co najmniej nieźle...;P). Na opowieść o jego debiutanckim filmie na pewno przyjdzie czas, bo obowiązkowo muszę go obejrzeć. Ach, dodam jeszcze że Xavier sam jest też aktorem i gra główne role w swoich filmach. I to jak gra! Wyśnione miłości są zresztą kompozycją złożoną ze świetnych ról trójki głównych bohaterów: pary przyjaciół - Francisa (który jest gejem, gra go właśnie Dolan) i Marie oraz Nicolasa, którego poznają na pewnej imprezie. Chłopak, o wyglądzie aniołka, przyjechał właśnie do Montrealu. Zafascynowani Nicolasem przyjaciele z miejsca zaczynają rywalizować o jego względy, wystawiając na próbę łączące ich więzy. Czy ta historia ma szansę skończyć się dobrze dla nich wszystkich?


Aktorzy spisali się na medal, co uwydatniają świetne zdjęcia w zwolnionym tempie, dzięki którym mamy szansę przyjrzeć sie dokładnie ich gestom i mimice. Perfekcyjnie oddają oni uczucia towarzyszące zakochaniu, co slow motion pozwala uchwycić. Nie znam się na zdjęciach, ale to się wie, kiedy są one naprawdę dobre. W filmie Dolana mamy do czynienia z mocną estetyzacją rzeczywistości. Nasuwają się  skojarzenia z atmosferą lat 50. i 60., Marie przypomina Audrey Hepburn, Francis czesze się na Jamesa Deana, kluby zasnute są mgłą papierosowego pyłu, a w tle leci sentymentalna muzyka. Muzyka kapitalna zresztą, budująca atmosferę. Powracające w wielu momentach "Bang Bang" w wykonaniu Dalidy czy suity Bacha wchodzą do głowy i zostają w niej na bardzo długo.W pamięci mam poszczególne sceny wraz z muzyką jaka im towarzyszyła, bo te dwie warstwy filmu po prostu ciężko od siebie oddzielić.



Warto dodać, że oprócz tego, że fabuła koncentruje się na historii miłosnego trójkąta, co jakiś czas jest ona przerywana wypowiedziami innych osób, wypowiedziami na temat miłości, oczywiście. Coś w stylu zbliżonym do dokumentu. To świetny zabieg, ja czekałam z niecierpliwością, aż wypowiadający się ludzie dokończą swoje historie. A są one niemniej interesujące niż główny wątek: smutne, zwariowane, zabawne. Pokazują, co miłość robi z ludźmi i czym w ogóle dziś ona dla nich jest. I choć generalnie film jest dość lekki i nie kończy się źle, wprawia w bardzo melancholijny nastrój. Bo morał z niego jest taki, że ta wyśniona miłość wcale może nie być dla nas...

No ale cóż, zakochani się w tym filmie zakochają ;) Polecam.

Moja ocena to 9/10

6 komentarzy:

  1. Pierwszy raz słyszę o tym reżyserze i o jego filmie. Lubię takie historie i myślę, że ten film mógłby mi się spodobać i jeszcze ta atmosfera lat 50-60, lekka stylizacja na Audrey Hepburn ... muszę zobaczyć! ;)

    Mam pytanie - czy masz może profil na filmwebie? Jeśli tak to czy mogłabyś mi dać link, bo widzę, że nasze gusta się pokrywają i chciałabym odnaleźć więcej takich filmowych perełek ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że Ci się ten film spodoba, patrząc na to, o czym piszesz na swoim blogu ;)
    Link do profilu na filmwebie jest tutaj, po prawej stronie, chyba go nie zauważyłaś ;) Ale proszę, wkleję Ci go też tu: http://www.filmweb.pl/user/malwina_s Mam nadzieję, że zaprosisz mnie do znajomych ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z pewnością jest to film, którego przesłania większość nie zrozumie będąc przyzwyczajonymi do hollywoodzki produkcji. Ja sam z pewnością sięgnę gdy nadarzy się ku temu okazja :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście nie zauważyłam linku ;P Zaproszenie wysłane ;) teraz sobie pomyszkuję w Twoich ulubionych tytułach ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej, obejrzę na pewno. Dzięki za cynk, sama w zyciu bym nie znalazła podobnej perełki posiłkując się tylko filmwebem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nyx - do usług ;) Mam w zanadrzu jeszcze kilka takich perełek albo przynajmniej potencjalnych kandydatów do tego miana ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.