10 refleksji po seansie
Hiszpanki Łukasza Barczyka:
- Magdalena Popławska potrafi wyglądać bardzo
seksownie. Szkoda, że w całym filmie jest na ekranie łącznie jakieś 5
minut. Nie przeszkodziło to jednak umieścić jej twarzy i nazwiska na
plakacie.
- Odnośnie plakatu. Pewnie chcielibyście
powiedzieć: grafik płakał, jak projektował. Otóż nie, on po prostu widział
film i wiedział już, że na nic lepszego nie zasługuje. Jest więc nieudaną zżynką z Nędzników.
Magdalena Popławska - Kino Helios w moim mieście, w którym to miałam
wątpliwą przyjemność oglądać Hiszpankę, czuło pismo nosem. Jak inaczej
wytłumaczyć, że ów film można było obejrzeć tylko o godzinie 10 rano lub
19.30?
- Nie warto wierzyć recenzjom profesjonalnych
krytyków. Okazuje się, że czasem to użytkownicy filmwebu mają rację (ale w
ok. 95 % przypadków nie mają – z mojego doświadczenia). Co tu dużo jednak
kryć, taki np. Paweł T. Felis opiniował scenariusz do Hiszpanki i uznał
film za godny otrzymania dotacji 4 mln zł PISF, więc siłą rzeczy napisał w
Wyborczej przychylną recenzję…
- Nie warto też wierzyć trailerom. Bo Hiszpanka to nie
jest film o powstaniu wielkopolskim, a tak był reklamowany. Wielka to
szkoda, bo to powstanie mało popularne, a przecież nasze jedyne wygrane.
Nie jest to też film o hiszpańskiej grypie. O czym więc jest? Trudno rzec.
To wie chyba tylko Łukasz Barczyk. W każdym razie chciał być taki cool i
nakręcił ostatnią scenę, o jedną za dużo, która ma widzom „dawać do
myślenia”. No to daje, naprawdę: czy można wymyślić głupsze zakończenie?
- Pojawia się w mojej głowie pytanie: co zachwyciło
aktorów, którzy zgodzili się zagrać w tym filmie? Przecież są tu nawet
Peszek i Frycz (panowie dwaj, a nie ich córki, bynajmniej), ten drugi w
roli, która w Hollywood śmiało mogłaby pretendować do Złotej Maliny.
Czyżby skusił ich budżet i obiecanki, że to będzie film, jakiego jeszcze w
Polsce nie było? No, udało się, to z pewnością jeden z najgorszych
polskich filmów ever.
- Ale, ale…Jeśli o aktorach mowa, to stwierdzam, że
Sonia Bohosiewicz jest świetna nawet w rolach epizodycznych. Swoją
obecnością w Hiszpance na chwilę wyrwała mnie z marazmu, w jaki wpędził
mnie ten film.
Dwie najbardziej irytujące postaci Hiszpanki - Nie rozumiem idei powolnego mówienia przez obsadę
Hiszpanki. W wypadku niektórych postaci w tym filmie jest ono uzasadnione.
Jednak tutaj wszyscy mówią wolno, jakby deklamowali wiersz – robią przerwy
kilkusekundowe między wyrazami, co jest nie do zniesienia. Całość wypada przez
to jeszcze bardziej nienaturalnie, sztucznie i teatralnie. O, właśnie –
przedstawienie teatralne, jakie pojawia się w Hiszpance to w ogóle osobna
historia do skrytykowania.
- Zbliżając się do konkluzji, musicie wiedzieć, że
16 zł (tyle wydałam na bilet, na szczęście poszłam w Tani Wtorek) to
całkiem spora kwota, za którą wypijecie dobrą kawę/czekoladę, kupicie coś
do czytania, pojeździcie na łyżwach, albo po prostu pójdziecie na inny
film. Wszystko, bylibyście tych 16 zł nie przeznaczali na Hiszpankę.
- Ostateczna refleksja jest więc taka: Hiszpanka to
bardzo, bardzo zły, nieudany film. Jeśli sądziliście do tej pory, że
widzieliście zły film, po jej seansie zmienicie zdanie. Niestety. Co nie
zmienia faktu, że ja wciąż będę dawać szanse polskiemu kinu, jednak wiem,
że spora ilość ludzi przez taką Hiszpankę zniechęci się do rodzimych
produkcji jeszcze bardziej.
Na koniec trochę liczb: budżet
Hiszpanki to 24 mln złotych. Z tego 4 mln zł z PISF. W pierwszy weekend
wyświetlania film obejrzało zaledwie 16 tys. widzów, co jest po prostu klapą,
jedną z największych porażek kasowych polskiego kina.
A moja ocena? Cóż, rzadko się zdarza, ale musi być 1/10. W moich oczach nic - udane kostiumy czy scenografia - nie ratuje tego filmu.
Spodziewałem się takiej oceny! Chciałem napisać coś u siebie o zmasowanej reklamie tego filmu w wielkopolskich mediach (marszałek województwa wielkopolskiego dołożył z kasy województwa 6 milionów) i umieszczeniu w trailerze (!) napisu "Filmowe arcydzieło", ale zrezygnowałem, żeby nikt mi nie zarzucał naśmiewanie się z filmu, którego nie oglądałem. Niestety, już po zwiastunie widać było ogrom tego "arcydzieła".
OdpowiedzUsuńHop hop.
OdpowiedzUsuńMiałam w planie ten film. Jako, że oglądam polskie filmy namiętnie (wykluczając rzecz jasna produkty typu Kac Wawa itp) bardzo się nakręciłam na "Hiszpankę" nie wiem na jakiej podstawie teraz się zastanawiam. Bo zwiastun?, bo obsada, bo fabuła, bo scenografia?, bo Barczyk? Hmm. Dość, że bardzo chciałam iść i nie mogłam, gdyż ponieważ moje Cinema City także wyczuło pismo nosem i godziny były podobne, przy czym 19.30 byłaby rewelacyjną godziną. Pierwszy seans był jakoś o 10 rano a drugi prawie 12h później. No to sorry odpuściliśmy sobie. Jak widać tak miało być i uchroniłam siebie i męża (a męża szczególnie) przed porażką w tanią środę;)
Twoja recenzja mnie ubawiła, jest cudna. I cieszę się, że nie mam czego żałować!
Pozdrawiam Papryczka.
Bardzo miło czytać takie komentarze ;) Masz szczęście, że nie straciłaś czasu i pieniędzy na ten film. Ja (niestety) ciągle wierzę w polskie kino i najczęściej chodzę do kina właśnie na polskie filmy, co siłą rzeczy jest ciągle obarczone dużym ryzykiem. jeśli mogę przy okazji coś polecić, to polecam Disco Polo. Zresztą będzie wkrótce recenzja. A Ty czemu milczysz na blogu? Wracaj ;) Pozdrawiam.
Usuń