Adventureland
6/10
Przyjemny
film młodzieżowy, który nie wnosi zbyt wiele do gatunku. Plusem jest osadzenie
akcji w latach 80., co przekłada się na nostalgiczny klimat filmu. Ogląda się
go zresztą tak, jakby faktycznie powstał w roku 1987. Adventureland pokazuje
różne odcienie dorastania i robi to w sposób wiarygodny. Niemniej jednak,
historia jest przewidywalna, nie skłania do przemyśleń i nie zawiera
szczególnie głębokich treści. Ale ogląda się całkiem przyjemnie, co m.in. jest
zasługą dobrego castingu (Jesse Eisenberg bardzo trafnie obsadzony).
Very Good Girls
7/10
Dakota
Fanning i Elizabeth Olsen – dwie młode nadzieje kina – w jednym filmie. Dla
ciekawostki dodam, że reżyserka filmu – Naomi Foner – to matka Jake’a i Maggie
Gyllenhallów, do tej pory znana jako scenarzystka (Złoty Glob za Stracone
lata). Very Good Girl to podobnie jak Adventureland kolejna historia o dojrzewaniu,
jednak trochę bardziej gorzka. Przyjaciółki Gerry i Lilly tego lata mają zamiar
stracić dziewictwo. Pech chce, że zadurzają się w tym samym chłopaku, Davidzie.
Chłopak flirtuje z obydwiema, jednak romans zaczyna się między nim a Lilly.
Kiedy umrze ojciec Gerry, Lilly poprosi Davida by spotkał się z jej
przyjaciółką, a sama się z nim rozstanie…Very Good Girls to kameralne kino
skłaniające do refleksji. Bohaterki – bardzo różne od siebie, dorastające w
skrajnie różnych domach – nie są szalonymi dziewczynami pozbawionymi rozsądku,
gotowymi na wszystko, jak to w podobnych produkcjach bywa. Film nie skupia się
na ich obsesji na punkcie pierwszego razu – a mogłoby tak przecież być – lecz na
wyborach przed jakimi stają i dorosłych decyzjach, jakie muszą podejmować.
Filmy o nastolatkach można podzielić na dwa typy: czysto komediowe i
rozrywkowe, które ogląda się bezrefleksyjnie oraz ciepłe oraz urocze, które angażują
widza. To zdecydowanie film z tej drugiej kategorii. Polecam i ze względu na
samą historię (choć zakończenie mogłoby być inne), i ze względu na młode,
zdolne aktorki. Co ciekawe, ja po tym filmie miałam bardzo intrygujący sen, a
że sny mam (albo pamiętam, jak kto woli) bardzo rzadko, to postrzegam to jako
kolejny plus na poczet filmu.
Pod Mocnym Aniołem
5/10
Lubię
filmy Wojtka Smarzowskiego. Więcej – oglądam każdy jego film, czekam na każdy
jego film i uważam, że to jeden z naszych najlepszych reżyserów w średnim wieku.
Co prawda, Drogówka nie zrobiła na mnie już takiego wrażenia jak Wesele czy Dom
zły, ale nie sądziłam, że Smarzowski zaczyna na dobre obniżać loty. Tymczasem
stało się: Pod Mocnym Aniołem mi się nie podobało. Nie podobała mi się forma
tego filmu, który złożony jest z luźnych scen, bezsensownie ze sobą
wymiksowanych, co przypomina w zasadzie nie film fabularny, a prędzej dokument
czy reportaż. Być może nawet gdyby to był reportaż oceniłabym go bardzo wysoko.
Ale to miał być film. Niestety, na ten film nie da się patrzeć. Głównie przez
taką pociętą byle jak fabułę (wiem że taki był zamysł, ale moim zdaniem nie
sprawdził się), ale też przez morze obrzydliwości, które wylewa się z ekranu.
Jasne, dzięki takim mocnym obrazom pijackich libacji i ich konsekwencji, film
jest przestrogą przed alkoholizmem. Jednak przede wszystkim ten film zniechęca
do alkoholików, napawa obrzydzeniem, pozostawia bez współczucia dla nich. A nie
wiem, czy tego właśnie chciał reżyser. Oczywiście, bez zarzutu jest aktorstwo i
chyba tylko dzięki niemu ten film powszechnie uważany jest za dobry. Nie jestem
w stanie wystawić oceny niższej niż 5, bo wiem co Wojtek chciał osiągnąć i
doceniam całą jego inwencję. Ale coś jednak poszło nie tak. Mam jednak
nadzieję, że kolejnym filmem – o Wołyniu – reżyser wróci na stare tory. Druga
Róża nie byłaby zła.
Na zawsze Laurence
6/10
Ten
film jest zdecydowanie za długi. O tyle za długi, że część fabuły umyka i po
seansie się o niej nie pamięta. Czuję, że to będzie ten film Dolana, który będę
lubić najmniej, choć przecież opowiedziana historia i sposób narracji zasługują
na docenienie. Oczywiście w tak długim filmie dużo jest tego, co u Dolana
najlepsze – pięknych zdjęć, slow motion, efektownych stylizacji i dobrej
muzyki. Estetyczna perełka, jak poprzednie dzieła Kanadyjczyka. Niestety to
właśnie zapamiętuje się z niej najlepiej. Historię Laurence’a który przebiera
się za kobietę, i jego związku z żoną, można by jednak streścić do 2 godzin i
nie straciłaby na jakości. Bo przede wszystkim w tej opowieści nie ma
potencjału na trzygodzinny film. Mimo wszystko ogląda się ją z zaciekawieniem, bo
takich historii jak ta nie ma w kinie wiele. To pean na cześć prawdziwej miłości.
Na uwagę zasługują aktorzy: Suzanne Clement, Melvil Poupad i Monia Chokri.
Magia w blasku księżyca
7/10
Woody
Allen od pewnego czasu kręci naprzemiennie filmy lepsze i gorsze. Choć słowo
gorsze wcale nie oznacza: złe. Jego zeszłoroczna Blue Jasmine to było coś: kino
mocne, przenikliwe, doskonale komentujące współczesność, w dodatku była to
luźna adaptacja Tramwaju zwanego pożądaniem. Można się więc było spodziewać, że
w kolejnym filmie Allen spuści z tonu i podąży w bezpieczne, eksploatowane
przez siebie wielokrotnie, rejony. I faktycznie Magia w blasku księżyca to film,
w którym Woody się powtarza. Wszystko to, co widzimy na ekranie już było – i
Paryż, i magia, i iluzja, i związek z dużą różnicą wieku, i lata 20. W dodatku
Colin Firth gra typowo allenowskiego bohatera – zrzędliwego neurotyka, typa,
który niczym nie zaskoczy wiernych widzów Allena. Ale właśnie wiernym widzom
Allena ten film powinien przypaść do gustu. To wysmakowany wizualnie obraz, z
charakterystycznymi dla Allena postaciami i dialogami, zakończony refleksyjną
puentą. To film kameralny, z niewielką liczbą bohaterów, którego akcja snuje
się dosyć powolnie. Ale jest to zdecydowanie film o czymś – nie tylko się na
niego przyjemnie patrzy, ale też coś się z niego wynosi dla siebie. Bo filmy
Allena to zawsze takie klasyczne przypowieści. Prawie zawsze, bo nie można tego
powiedzieć chociażby o dość nudnych Zakochanych w Rzymie. Formuła nowelowa to
coś co ewidentnie nie wychodzi Woody’emu.
Dawca pamięci
7/10
Na
co dzień nie oglądam takich filmów. Sama zresztą nie zwróciłabym na niego
uwagi. Ale zostałam namówiona i zgodziłam się bez oporów, bo spodobał mi się zwiastun
obejrzany dwukrotnie w kinie. Wizja utopii i antyutopii to jeden z tych
tematów, które w kinie sci-fi toleruję. Film jest ekranizacją powieści Lois
Lowry pod tym samym tytułem i budzi oczywiste kontrowersje wśród jej
czytelników. Ponieważ do nich nie należę, naprawdę nie mam się na co oburzać. Na
co dzień nie oglądam podobnych filmów – nie znam Igrzysk śmierci, Niezgodnej i
innych tego typu tytułów – i być może właśnie dlatego Dawca pamięci mi się
podobał. To dobry film, w którym niczego nie brakuje. Jest klimat, jest dobre
aktorstwo, jest wciągający scenariusz. Do tego film prezentuje się ciekawie od
strony wizualnej. Wiem jednak, że jego tematyka jest wtórna i nie dziwię się
słabszym ocenom. To nie jest film pozbawiony wad. Można się czepiać
zakończenia, jak również tego, że nie wszystko w filmie zostało wyjaśnione, a
scenarzyści okazali się niekonsekwentni. Niemniej jednak, jest to film ciekawy
i mądry, robiący wrażenie samą tematyką. Bo kto z nas nie jest ciekawy
przyszłości i tego, czy możliwe jest stworzenie świata, w którym każdy będzie
szczęśliwy?
Ida
8/10
Jak
to trafnie ujęła Klaudyna, takie filmy jak ten są obciążone myśleniem nad tym,
gdzie jest tkwiące w nich arcydzieło. Bo przecież cały świat trąbi że Ida to
arcydzieło. Pewniak do Oscara itd. Trudno skupić się na obrazie, jeśli ogląda
się go w poszukiwaniu czegoś. To coś może wówczas umknąć. Czy mi umknęło? Nie
wiem. Bo choć uważam, że Ida jest filmem bardzo dobrym, a może nawet świetnym,
to jednak jest to dla mnie film jeden z wielu. Nic wyjątkowego, nic co od razu
dodałabym do ulubionych czy chciała oglądać ponownie. Ale nie oznacza to, że
nie kibicuję Idzie na drodze do Oscara. Byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby choć
jedna statuetka trafiła w ręce jej twórców. Nie wiem z jakimi filmami Idzie
przyjdzie się zmierzyć, nie wiem czy będą to filmy gorsze czy słabsze, ale
wiem, że jest to film skrojony pod nagrody. Choć oczywiście nie zakładam, że
taki był zamysł jego twórców. Co mi się w Idzie podobało to przede wszystkim
warstwa wizualna, która przełożyła się na specyficzny, kameralny klimat.
Czarno-biała taśma ma coś w sobie, coś co uszlachetnia każdy film, jak bardzo
banalny by on nie był. Poza tym na uwagę zasługują zdjęcia, piękne wysmakowane
kadry. Doskonałym uzupełnieniem klimatu jest jazzowa muzyka. Wszystko to
sprawia, że Idę można pomylić z filmem szkoły polskiej lat 50, czy 60. Fascynująca
jest również tematyka, dla jednych kontrowersyjna, dla innych po prostu
odważna. Paweł Pawlikowski podjął się śliskiego tematu polskiego antysemityzmu,
ale do tematu podszedł z subtelnością i dystansem. Nie należy jednak Idy
rozpatrywać wyłącznie jako filmu o polskiej historii. Dla mnie to przede
wszystkim ciekawa opowieść o dwóch światopoglądowo różnych kobietach, studium
kobiecej psychiki, studium psychiki kobiet o trudnych życiorysach. I film o
wyborach na drodze do znalezienia własnej tożsamości. Z cudownym otwartym
zakończeniem. Tak, Ida podobała mi się bardzo. Ale to taki film, który – być
może ze względu na niedostatek dialogów – ogląda się raz, by się nim zachwycić
i nigdy więcej nie wrócić. A nie jestem pewna, czy o to chodzi w kręceniu
filmów.
Breathe In
7/10
Moje
małe rozczarowanie. Drake Doremus wręcz oczarował mnie swoim filmem Like Crazy,
więc kiedy tylko usłyszałam o Breathe In, jego kolejnym filmie, również z
intrygującą Felicity Jones, nie mogłam się doczekać kiedy go obejrzę. To jednak
film znacznie mniej przystępny dla widza, film trudniejszy w odbiorze. Nie chcę
powiedzieć: nudny, ale na pewno nie tak porywający, pochłaniający, przejmujący.
W dodatku niestety jest to film dość przewidywalny, szablonowy, z banalnym
zakończeniem. Tego wszystkiego o Like Crazy nie można było powiedzieć. Nie
oznacza to, że film nie wyszedł. To kameralne kino i subtelnie opowiedziana
historia o dziewczynie, która zadurzyła się starszym, żonatym mężczyźnie. A
może o mężczyźnie, który zapragnął odmienić swoje życie romansem z nastolatką?
Bez zbędnych słów, bez zbędnych scen, za to z dużą dawką emocji bijących od
bohaterów i piękną muzyką w tle. Sama historia jednak niczym mnie nie ujęła,
ale za całokształt daję 7.
Wszystko jest iluminacją
8/10
Film
przemyślany od początku do końca. Ani przez chwilę nie nudzi. Nie zawsze
aktorzy powinni brać się za kręcenie filmów, ale Liev Schroeiber odniósł na tym
polu sukces. Pomogła mu w tym powieść Jonathana Safrana Foera, która opowiada o
młodym Amerykaninie żydowskiego pochodzenia, który wyrusza na Ukrainę w
poszukiwaniu kobiety, która w czasie wojny ocaliła jego dziadka. To książce
zawdzięczamy świetne barwne postaci – Jonathana, głównego bohatera, którego
obsesją jest zbieractwo pamiątek związanych z daną chwilą, Alexa – zabawnego
Ukraińca zafascynowanego amerykańską kulturą czy jego zgorzkniałego dziadka. Ale
Schroeiber zadbał o odpowiednią oprawę, zarówno wizualną (kadr z polem
słoneczników jest przepiękny), jak i muzyczną (słychać tu zarówno folk, jak i
muzykę typowo żydowską). Jego film uwrażliwia – zarówno na innych ludzi, jak i
na inną kulturę, która pokazana jest z dużą subtelnością. Zderzenie
amerykańskiego stylu życia z ludowym folklorem robi wrażenie. Do tego dochodzi
jeszcze bolesny temat wojny. Zaletą filmu jest to, że płynnie przeradza się on
z lekkiej komedii w nostalgiczny dramat, a wszystko to przy zachowaniu dobrego
smaku. Niczego nie można zarzucić także obsadzie. Elijah Wood pasuje jak
znalazł do roli grzecznego inteligencika, a Eugene Hutz jest wspaniałym Alexem.
Wszystko jest iluminacją to zarówno rozrywka, jak i refleksja, film który nie
pozostawia niedosytu.
SzczęścieDziękujęProszęWięcej
6/10
Pierwszy
z dwóch filmów, które wyreżyserował i napisał Josh Radnor (o Sztukach
wyzwolonych pisałam poprzednio). Ponownie aktora HIMYM widzimy również w roli
głównej. Wydaje się, że Radnor tak jak Allen stworzył już sobie archetyp
swojego bohatera – zawsze jest to dobry, fajny facet, który nie jest zbyt
towarzyski, nie za bardzo zna się na podrywie, ale jest oczytany, inteligentny
i rozsądny. Trochę ideał. W dodatku optymistycznie patrzy na życie. No właśnie.
Optymizm to coś co od razu można wyłapać w filmach Radnora. Wszystko byłoby
ok., gdyby nie to, że tym razem reżyser opowiada kilka historii w jednym
filmie. Niestety nie łączą się one ze sobą zbyt płynnie i nie wszystkie są
równie interesujące. Sztuki wyzwolone skłaniały do refleksji, kazały się
zastanowić nad tym, nad czym nie zastanawiamy się na co dzień. Tutaj mamy
historie dość mało wiarygodne i mało ciekawe. Bronią tych historii jednak
aktorzy: Radnor, Kate Mara, Zoe Kazan czy Malin Akerman. Jest nudno, ale
prawdziwie. Ot, zwykłe życie zwykłych ludzi.
Kobieta w ukryciu
6/10
Bardzo
sprawnie opowiedziany film (przysłużyła się inwersja czasowa), ale nie budzący
większych emocji. Historia romansu Charlesa Dickensa dla większości z nas może
być jednak zupełnie obca, dlatego warto ją poznać. Szkoda tylko, że film Ralpha
Fiennesa nie jest wzruszającą historią miłosną. A nie jest, bo na przykład
między nim – grającym Dickensa, a Felicity Jones, grającą jego młodziutką
kochankę Nelly, nie widać chemii. Ponadto, fabuła toczy się tu niespiesznie,
więc tylko ci, którzy lubią napawać się obrazem i muzyką, będą tym filmem do
końca usatysfakcjonowani. Zadbano o kostiumy, scenografię, piękne widoki, o
każdy niemal detal, ale nie wystarczyło to, by zrobić film ciekawy. Niemniej
jednak, film daje szerokie pole do refleksji dla widza, który sam może ocenić życie
„w ukryciu”. W ten sposób film zyskuje też ponadczasowy wydźwięk, co być może
wcale nie było intencją twórców, ale jest dużą zaletą.
Muszę obejrzeć "Wszystko jest Iluminacją"! Upewniłaś mnie w przekonaniu by odpuścić sobie "Magię w blasku księżyca".
OdpowiedzUsuńJa kompletnie nie kupuję Allena i na "Magii w blasku księżyca" się strasznie wymęczyłam. "Na zawsze Laurence" oceniam jako najsłabszy film Dolana - rzeczywiście za długi i jednostajny, choć Kanadyjczyk jest niewątpliwym geniuszem i ma wszechstronny filmowy talent. Nie mogę się doczekać premiery "Mommy". Przypomniałaś mi też, że muszę wreszcie sięgnąć po "Wszystko jest iluminacją".
OdpowiedzUsuńWiększość z wymienionych filmów naprawdę dobra!
OdpowiedzUsuńjakotworzycrestauracje
O! Moje małe przemyślenie zostało wyróżnione :D Zgadzam się, że Ida to film, do którego raczej się nie wróci. "Wszystko jest illuminacją" chodzi za mną od dobrych kilku lat. W końcu powinnam zobaczyć ten film. Ciekawi mnie też "Dawca Pamięci" - bo lubię tego typu filmy.
OdpowiedzUsuń