27.03.2014

Detektyw (HBO, 2014 - )


O Detektywie mówi się, że to jeden z najlepszych seriali ostatnich lat. Szybko zrobiło się o nim głośno, w zasadzie już po pierwszym odcinku wróżono, że serial ten będzie hitem. Poczekałam więc na dostępność wszystkich odcinków i obejrzałam w kilka dni (nie jestem typem osób, które są w stanie obejrzeć cały sezon w dwa dni). Niestety, poczułam się trochę rozczarowana. Znowu oczekiwania spotkały się z rozczarowaniem. Detektyw jest dobrym serialem, ma wiele mocnych stron, wyróżnia się na tle innych produkcji, ale jest nużący, zagmatwany i niekonsekwentny.

Na początku warto zwrócić uwagę na ciekawe novum: treścią serialu nie tyle jest samo śledztwo, co postaci detektywów je prowadzących. Rust Cohle i Marty Hart po raz pierwszy spotykają się w 1995 roku, kiedy zajmują się sprawą tajemniczego morderstwa młodej dziewczyny. W kontekście tej sprawy szybko pojawia się wątek religijny. Okazuje się, że rytualnych zbrodni było więcej. Sprawy nie udaje się jednak rozwiązać aż do 2012 roku. Aż do szóstego odcinka narracja w serialu toczy się dwutorowa: jesteśmy świadkami przesłuchań w roku 2012, dzięki którym przenosimy się 17 lat wstecz. Retrospekcja podsyca zainteresowanie sprawą, pojawia się pytanie, co się wówczas wydarzyło, jak również pytanie: co poróżniło detektywów. I to ono wydaje się znacznie ważniejsze od pytania: kto zabił (zabijał)? Dzięki sukcesywnemu przenoszeniu się w czasie przyglądamy się przede wszystkim przemianom bohaterów. Powiedziałabym więc, że Detektyw to specyficzny gatunek: niby serial kryminalny, ale w dużej mierze dramat psychologiczny. Postaci Marty’ego i Rusta są pieczołowicie skonstruowane, a grający ich aktorzy robią to tak, że są to bohaterowie niejednoznaczni, trudni do rozgryzienia. Parę detektywów zbudowano na zasadzie kontrastu (jeden z wielu schematów z seriali kryminalnych, jakie tu znajdziemy). Marty jest racjonalny, Rust uduchowiony. Marty to zakłamany dziwkarz, Rust to samotnik uciekający przede wszystkim w alkohol i narkotyki. Marty to ojciec rodziny, Rust opłakuje wciąż śmierć córki i żony. Marty otwarty, życzliwy, Rust zamknięty w sobie, intrygujący. Obaj bohaterowie są ciekawi, ale Rust – w wykonaniu znakomitego Matthew McConaugheya (dla mnie rola lepsza niż w Witaj w klubie, rola życia póki co) – to postać o wiele bardziej skomplikowana, złożona, a jego przemiana na przestrzeni 17 lat, choć głównie fizyczna, robi duże wrażenie. Ale Woody Harrelson też przypomina o sobie w bardzo dobry sposób, tworząc z Matthew fantastycznie uzupełniający się duet.

No to mamy drugiego kandydata po Jaredzie Leto do zagrania Jezusa

Obok aktorstwa, Detektyw wyróżnia się też klimatem, który być może porównać można nawet z Miasteczkiem Twin Peaks, choć z pewnością mniej psychodelicznym. Miejscem akcji serialu jest bagnista Luizjana, którą mogliśmy poznać już choćby w Czystej krwi. Miejsce to urzeka swoim posępnym, mrocznym wyglądem, który uchwycony został w kontemplacyjnych, nierzadko budzących dreszcze niepokoju, zdjęciach. Do tego dodać należy filozoficzną głębię, którą zapewniają monologi Rusta. I w tym (obok tego, że liczą się bardziej detektywi niż śledztwo) należy właśnie upatrywać wyjątkowości serialu Nica Pizzolatto (scenarzysty The Killing). Rust jest nie tylko obsesyjnie poświęcony swojej pracy, ale ma też jasno określone poglądy na religię, życie, śmierć, a wywody które snuje na ten temat są fascynujące. Kwintesencją serialu wydają się więc rozważania na temat walki dobra ze złem. Rozczarowywać może zakończenie, które w kontekście całego serialu wydaje się dość proste i banalne, jednak właśnie ten ostatni odcinek dał nam  najlepsze podsumowanie tego, co chcieli przekazać scenarzyści – jak praca wpływa na detektywów, jak bardzo są oni jej poddani, wyniszczeni przez nią, jak wiele dla niej poświęcają, jakimi stratami jest okupiona - a także spojrzenie na samą naturę zła i zbrodni. Symboliczna ostatnia scena to bardzo dobre zamknięcie tej serii.

Ale co z tego? Zbudowano duszną, tajemniczą atmosferę, rzucano nam tropy, które kazały przypuszczać, że nawet sami detektywi mogą być zamieszani w sprawy morderstw, by w zakończeniu powiedzieć nam, że to wszystko było celową zmyłką. Moim zdaniem więc, nie można określać geniuszem, tego, kto to wymyślił. Serial pozostawia po sobie wiele pytań bez odpowiedzi i niedosyt.

Inną wadą Detektywa jest dla mnie to, że bardzo trudno było mi przez cały odcinek skupić swoją uwagę w całości na ekranie - jednym słowem, bardzo powolna akcja (którą jedni nazwą „wylewaniem się klimatu z ekranu”), nieco mnie nudziła. Uznaję jednocześnie odcinki 6-8 za znacznie lepsze od pierwszych pięciu, w przeciwieństwie do większości widzów, więc chyba świadczy to o tym, że mam inne wymagania co do seriali. Kolejny minus to bardzo chaotyczny sposób przedstawienia śledztwa, w którym można się po prostu pogubić. Perełki? Też są. Fantastyczny openinig – intro, które chce się oglądać za każdym razem, choć pewnie to w dużej mierze zasługa muzyki, oraz Michelle Monaghan, która na ekranie zdominowanym przez mężczyzn, bardzo wyraziście zaznaczyło swoją obecność jako żona Marty’ego i zaciekawiła mnie sobą jako aktorką.



Czy polecam Detektywa? Uważam, że to serial przereklamowany, ale jednocześnie doceniam pewną innowacyjność. Jeśli macie ochotę obejrzeć coś świeżego, różniącego się od większość seriali, nawet tych kryminalnych, z których Detektyw czerpie garściami, to polecam. Sama jednak nie wiem, czy zdecyduję się na oglądanie drugiej serii.

Moja ocena: 7/10

8 komentarzy:

  1. O "Detektywie" słyszałam, ale nie miałam zamiaru go oglądać. Jednak bardzo zaciekawiłam się, gdy wspomniałaś o świetnym aktorstwie ( zwłaszcza McConaugheya ) i coś czuję, że obejrzę sobie Pilota. Seriale mi się kończą, czas więc wybrać coś nowego.
    Kiedy wspomniałaś o powolnej akcji, od razu skojarzył mi się pierwszy sezon Homeland, gdzie cały odcinek był rozciągany, by w ciągu ostatnich pięciu minut upchnąć całą akcję.
    Pozdrawiam,
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to trochę mnie teraz zniechęciłaś do "Homeland", na który mam dużą ochotę. Ale pewnie dam mu szansę.

      Usuń
  2. Mi najbardziej zadziwia fakt, że w ciągu jednego roku kariera Matthew wywróciła się o 180 stopni. Ile on miał klasowych roli w tamtym roku! To tak na marginesie.
    Nie widziałam serialu, ale chętnie bym zobaczyła, kino psychologiczne należy do moich ulubionych.Ty piszesz, że nie możesz obejrzeć sezonu w ciągu 2 dni, a ja muszę mieć w tv, w tygodniowych odstępach, lubię to oczekiwanie :)

    PS. Czy w 3 akapicie od końca, nie chodziło czasami, że serial pozostawia po sobie wiele pytań, [a nie odpowiedzi]?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za czujność, już poprawiłam :)
      To prawda, sama obecność Matthew kiedyś była dla mnie oznaką, że film raczej nie będzie dobry. Dziś odwrotnie. Super, że tak się stało.
      Już chyba gdzieś o tym pisałaś, że oglądasz seriale głównie w telewizji. Ja nie mam nic przeciwko oglądaniu odcinka co tydzień, ale po pierwsze - do telewizji wszystko dociera z dużym opóźnieniem, a po drugie - nie lubię uzależnienia od telewizora - musisz się dostosować do dnia, do godziny itd.

      Usuń
  3. A ja się w serialu zakochałem i nie byłbym mu w stanie wystawić noty niższej niż 9. Przereklamowany? Może, odrobinkę, tyci tyci, ale gdyby porównać go do wszystkich obecnie emitowanych serii, to naprawdę ciężko znaleźć coś lepszego. Obejrzałem kilka dni temu pilotowe odcinki wiosennych premier - same średniaki. Detektyw wymiata, po prostu :D Nie nudziłem się nawet przez chwilę, nawet gdy nic się nie dzieję, pozostaje frajda z obserwowania genialnej realizacji, zdjęć etc. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak: zależy co kto lubi :) Ja nie oglądam wielu seriali, a z premierami to już w ogóle nie mam porównania. Jednak dla mnie dobra realizacja to za mało, żeby serial mnie zachwycił. Ale super, że tyle osób znalazło w nim swój serial idealny;)

      Usuń
  4. Również jestem zachwycona serialem i niecierpliwie czekam na kolejny sezon. jako całokształt jest świetny, ale jeżeli mam się mu przyjrzeć z perspektywy czasu (mijają właśnie 2tygodnie odkąd go skończyłam oglądać) to naturalnie widzę wiele niedociągnięć, zwłaszcza ostatni odcinek poniekąd mnie rozczarował. Ale za to piosenka z początku prześladuje mnie do dziś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wpadająca w ucho piosenka to połowa sukcesu jeśli chodzi o intro :)

      Usuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.