Są
aktorzy, których się ceni za to, jakie emocje potrafią oddać na ekranie, jak
bardzo potrafią wczuć się w daną rolę, jak bardzo nas przekonują, że są graną
postacią. Meryl Streep, Kate Winslet, Tom Hanks – każdy wymieni tu kogoś
innego. Ale są też tacy aktorzy, którzy może nie mają aż tak dużo talentu, nie
są wszechstronni, ale po prostu miło się na nich patrzy i ich obecność w
obsadzie wystarczy byśmy po dany film sięgnęli. A właściwie, ogląda się film
tylko po to, by móc na nich popatrzeć. Trochę się bronię przed układaniem list
ulubionych aktorów, aktorek, reżyserów itd. Lubię wskazywać takie osoby, ale
ulubionych może być tylko kilku, prawda? Jak więc dokonać selekcji? Kogo
pominąć? Myślę, że każda taka lista będzie niepełna, a z drugiej strony będzie pewnym
zamknięciem się w określone ramy, konkretnym określeniem się, zdefiniowaniem
gustu…A ja nie lubię się jednoznacznie określać. Swego czasu, na filmwebie,
robiłam takie listy. I patrząc na nie dzisiaj, być może nieco bym je
pozmieniała. Niemniej jednak, przed wami lista aktorów, na których przyjemnie
mi się patrzy. Nie wszyscy są wybitni, niektórzy są przeciętni, ale lubię ich
oglądać na ekranie. Nie chodzi o to, że ładnie wyglądają (choć tak właśnie
jest), ale raczej o to jaką emanują charyzmą, magnetyzmem czy jakkolwiek by
tego nie nazwać. Słowem, aktorzy robiący na mnie sympatyczne wrażenie, a nie
ci, których uważam za najwybitniejszych w swoim fachu. Mam nadzieję, że
rozumiecie o co chodzi ;)
Emily
Blunt
Emily
bez wątpienia jest ładna, ale nie jest to klasyczny kanon urody. Jest bardzo
naturalna, eteryczna, ma hipnotyzujące spojrzenie. Jest Brytyjką, ma więc
piękny akcent i to też pomogło podbić moje serce. Jedną z jej pierwszych ról
była rola w Lecie miłości, polskiego
reżysera kręcącego w Wielkiej Brytanii, Pawła Pawlikowskiego. I to chyba jej
najambitniejszy jak do tej pory film, tuż obok Siostry twojej siostry. Ten drugi tytuł to reprezentant kina
niezależnego spod znaku Sundance. Blunt świetnie się sprawdziła w kameralnym
dramacie rozpisanym na trzech aktorów, stąd mój wniosek, że to kierunek, w
którym powinna podążać jej kariera. Zwłaszcza, że Sunshine Cleaning również był dobrym filmem. Tymczasem Blunt gra w
Hollywood, ale Hollywood ma na nią średni pomysł. Nie jest więc jeszcze aktorką
nr 1 ani nawet aktorką nr 2. Wybiera różne role, w komediach czy kinie akcji,
dlatego nie można jej zaszufladkować. A myślę, że powinna się jakoś bardziej
określić, bo inaczej przepadnie w tłumie aktorek, które chcą podbić świat. A
szkoda by było.
Felicity
Jones
Z
tą brytyjską aktorką miałam do czynienia na ekranie dopiero pięć razy, z czego
jednego nie pamiętam. Jednak zdecydowanie mam ochotę na więcej. To pewnie po
części zasługa jej bohaterek, po części jej wyglądu – to taki typ urody, który
nie musi nic robić, by pięknie wyglądać. Taka Felicity budzi się i nawet
zaspana jest piękna. Tak ja to widzę. I zazdroszczę. Niemniej, obejrzycie sobie
Like Crazy, żeby zrozumieć, że nie
tylko jest ładna, ale też utalentowana. Nie zrażajcie się, kiedy przeczytacie,
że to jedna z tych aktorek, które na ekranie mają wiecznie niedomknięte usta.
To ma w jej przypadku swój urok.
Blake
Lively
Nie
widziałam ani jednego odcinka Plotkary,
ale lubię Blake Lively czyli serialową Serenę. Lubię postaci, w jakie się
wciela w filmach – może dlatego, że nigdy taka nie byłam i nie będę. To zawsze
jest ten sam typ, co może być na dłuższą metę dla jej kariery szkodliwe. Chcą z
niej zrobić takiego trochę sexy kociaka, który będzie ozdobą, a nie ważnym
członkiem obsady. Ale o co chodzi. Otóż o to, że takich kociaków najczęściej
się nie lubi, a Blake Lively o dziwo tak. Nie denerwuje, nie przeszkadza, a
wręcz budzi sympatię. Szczególnie polecam wam z jej udziałem Prywatne życie Pippy Lee – film
kompletnie nieznany, a wart uwagi choćby ze względu na obsadę właśnie (Robin
Wright, Winona Ryder, Monica Bellucci…).
Kaya
Scodelario
Swego
czasu tak bardzo byłam zapatrzona w Effy ze Skins,
że szukałam czegokolwiek, w czym mogłabym zobaczyć jeszcze Scodelario. Padło na
Moon, w którym gra może zaledwie
przez minutę. Ale warto było, bo to świetny film. Problem właśnie jest taki, że
jej role w filmach są póki co niewielkie. W Wichrowych
Wzgórzach gra co prawda główną rolę, ale sam film jest średni i jej
bohaterka jest denerwująca. Teraz w planach mam Now is good gdzie jej rola jest chyba w miarę wyróżniająca
się. Na szczęście powraca Skins, co prawda na trzy odcinki, ale z
Kayą w jej najlepszym wcieleniu. Zapytacie może, za co ją tak lubię.
Obejrzyjcie Skins, a będziecie
wiedzieć.
Kirsten
Dunst
Usilnie
próbuję sobie wmówić, że Kirsten jest bardzo dobrą aktorką, ale wiem, że raczej
tylko dobrą. Jej role nie są jakieś porażające (wyjątkiem jest tu na pewno Melancholia), ale nikt się nie nadaje do
grania „pięknych i szalonych” jak ona. Co ciekawe, totalnie nie znam jej z tej
odsłony, z której kojarzy ją najwięcej osób, a więc z roli dziewczyny
Spidermana. Moim zdaniem najlepiej wychodzą jej role dziewczyn z problemami,
buntowniczek, marzycielek – takich jak Maria
Antonina, Lux z Przekleństw
niewinności czy właśnie tytułowa Piękna
i szalona. W dramatach nadaje
swoim bohaterkom pewne mroczne rysy, które sprawiają że stają się one dla nas
bardzo pociągające. Nie będę was oszukiwać, że na Kirsten też po prostu dobrze
mi się patrzy. Co prawda, im dłużej się jej przyglądam, tym bardziej dochodzę
do wniosku, że nie jest ona ideałem urody, ale ma w sobie tyle naturalności i
wdzięku (ten uśmiech!), że gdybym była mężczyzną chyba powiesiłabym sobie jej
plakat nad łóżkiem. Nic dziwnego, że to właśnie po jej filmie – Elizabethtown -
ukuto określenie Manic Pixie Dream Girl. Generalnie jest to też taka aktorka,
po której wiem, czego mogę się spodziewać. Każda jej bohaterka przypadnie mi do
gustu, dlatego filmy z nią mogę oglądać w ciemno.
Emma
Stone
To
w sumie dosyć nowa sympatia, jednak jak każda aktorka, w której jest coś
naturalnego, tak i Emma od razu po zobaczeniu jej w Zombieland, zyskała moją sympatię. Potwierdziła, że jest dobrą
aktorką w Służących, Łatwej dziewczynie i Kocha, lubi, szanuje. Nie ma jeszcze
bogatej filmografii, ale jej wybory wskazują, że nie chce grać w byle czym i ma
dobrą intuicję. Z miejsca stała się ulubienicą kinomanów. W czym tkwi sekret
tej sympatii? Być może chodzi o to, że Stone wydaje się być zwykłą dziewczyną.
Nie gwiazdorzy, jest skromna, nie daje powodów do plotek, nie lansuje się, a
przy tym jest miła dla oka. Oglądając ją na ekranie ma się wrażenie, że to zwykła
dziewczyna, a nie gwiazda, a przy tym nie jakaś głupiutka idiotka tylko
dziewczyna inteligentna i błyskotliwa.
Keira
Knightley
Wiele
kieruje się zarzutów pod jej adresem: a to, że brzydka, a to, że grać nie umie,
a to, że irytująca. Ja jej jednak będę bronić. Biustu może nie ma, ale i tak
suknie z epoki (i nie tylko) leżą na niej wyśmienicie. Częściej możemy ją
oglądać w historycznym kostiumie i do takich ról pasuje ze swoją urodą jak
znalazł, ale odnajduje się też w rolach współczesnych. W Love Actually generalnie
nie miała wiele do zagrania, ale chyba każdy ją doskonale z tego filmu
zapamiętał. Ma błysk w oczach, potrafi kokietować, ale także odegrać osobę
rozedrganą emocjonalnie i doskonale wyrażać smutek. Co prawda nie przekonała
mnie do końca jej Anna Karenina, ale do roli Sabiny w Niebezpiecznej metodzie została wybrana idealnie.
Eva
Green
Eva
jest przede wszystkim zjawiskowa. Pierwsze, co się dostrzega oglądając film z
jej udziałem, to zachwycająca uroda. Zabójcze spojrzenie, zmysłowy głos, wyraz
twarzy idealny do wyrażania smutku. Green na ekranie hipnotyzuje. Jej bohaterki
często są niejednoznaczne. Osobiście nigdy nie wiem, czy je lubić czy nie. To
chyba świadczy o aktorskiej klasie. Wybierając film z nią, a ostatnio
kierowałam się jej nazwiskiem dość często, wiem, że jakikolwiek by on nie był,
dla jej intrygującej kreacji warto go obejrzeć.
Carey
Mulligan
W
Mulligan urzeka mnie jej wiotkość, delikatność, wdzięk. Porcelanowa skóra,
blond włosy, błyszczące oczy nadają jej kruchości. I choć jest ona też w jej
bohaterkach, na ogół są one silne, choć boleśnie doświadczane przez los. Urzeka
mnie sposób, w jaki Mulligan przekazuje emocje. W swoich rolach jest bardzo
przejmująca ze względu na ekspresję, z jaką gra sceny rozpaczy. Wśród aktorek
młodego pokolenia jest to jedna z nielicznych, które mogą poszczycić się
talentem równie wielkim jak uroda.
Joseph
Gordon – Levitt
Jest
taki typ aktorki, czy raczej bohaterki filmu, jak dziewczyna z sąsiedztwa.
Gordon - Levitt to taka męska odmiana czyli chłopak z sąsiedztwa. Ideał z 500 dni miłości. Oczywiście, do grania
takich postaci predysponuje go uroda. Choć nie widziałam z nim jeszcze wielu
filmów, to mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że gra on przeważnie chłopców
(właśnie: nie mężczyzn, a chłopców) miłych, sympatycznych, do polubienia Nawet
jego długowłosy, zbuntowany Hesher
taki jest, czy Arthur z Incepcji.
Choć gra czasem z bronią w dłoni to i tak ten rys chłopięcości w nim jest. I ja
to lubię.
Ben Whishaw
Jak widać, na liście jest zdecydowanie więcej kobiet. Czego
to zasługa? Nie znoszę mężczyzn, którzy tylko ładnie wyglądają, a totalnie nie
umieją grać. Nie wiem czemu, ale u kobiet mi to nie przeszkadza. Natomiast
ładni mężczyźni, typowe ciacha nigdy na mnie nie robili wrażenia, także w życiu
prywatnym, kiedy chodzi o mężczyzn mijanych na ulicy itd. Zbyt przystojny
mężczyzna jest dla mnie typem podejrzanym, który może nie reprezentować sobą
wielkiej wartości. Oczywiście, Johnny Depp czy Jude Law to wyjątki
potwierdzające regułę. Poza tym, chyba nie potrzebuję już wzdychać do faceta na
szklanym ekranie, skoro mam prawdziwego u boku. Nie mniej jednak, Ben Whishaw
robi na mnie ogromne wrażenie. Potargany, roztargniony, bardzo inteligentny – z
takim wizerunkiem go kojarzę, choć nie tylko takich bohaterów grywa. Błysk w smutnym oku i szelmowski uśmiech sprawiają, że miło się na niego patrzy. Ale Ben umie
też świetnie grać. Sprawia wrażenie mocno zaangażowanego w rolę, co sprawia, że
jego postaci, nawet jeśli drugoplanowe, są wyraziste i nie dają nam o sobie
zapomnieć. Whishaw wnosi do filmów, w których gra, trochę szaleństwa i radości,
takie mam wrażenie, i dlatego wciąż odkrywam filmy z jego udziałem.
To tyle ode mnie. Choć jak teraz patrzę na tę listę,
to uświadamiam sobie, że brakuje na niej Scarlett Johansson. I Ewana McGregora.
Ciekawa jestem, czy Wy też macie tego typu ulubieńców?