Nie
spodziewałam się, że będę się kiedyś zachwycać książką Marcina Szczygielskiego.
Nie, nie dlatego, że jestem do niego uprzedzona. No, ale co mogę poradzić na to,
że w mojej głowie funkcjonował on jako przykład typowego geja: wygląd, sposób
mówienia i zabieranie głosu w każdej „gejowskiej” sprawie kazały mi za takiego
go uważać. Dodatkowo sądziłam, ze Tomasz Raczek tak nachalnie go promuje, tylko
dlatego, że w końcu to jego partner, a proza którą pisze nie ma nic ciekawego
do zaoferowania osobom, które nie koniecznie chcą czytać o rozterkach gejów w
pop-wydaniu. A za takie miałam jego książki, o których zdarzało mi się coś
kiedyś mimochodem przeczytać. Że bohaterowie obracają się w medialnym światku,
grzeją w błysku fleszy itd. To mnie zniechęcało. Tymczasem z okazji świąt
Bożego Narodzenia trafiła do mnie książka Szczygielskiego Poczet królowych polskich, której nie zawaham się nazwać książką
genialną, o ile nie wybitną. Tak więc z przyjemnością korzę się przed
Szczygielskim i przyznaję – nie doceniłam go. To naprawdę znakomity pisarz.
O
czym jest książka o tak intrygującym tytule? Zapowiada powieść wielowątkową i
dziejącą się na przestrzeni lat. I tak jest w samej rzeczy. Do jej napisania
zainspirował autora życiorys niedocenionej dostatecznie (przynajmniej przez
nas, potomnych) gwiazdy polskiego kina lat 30., Iny Benity. Szczygielski jest
jej postacią wyraźnie zafascynowany, najpierw przeprowadził z nią fikcyjny
wywiad na łamach Bluszczu, potem
postanowił uwiecznić w książce. A postać to rzeczywiście ciekawa. Miała parcie
na szkło, jak dzisiaj byśmy powiedzieli i była bardzo zdeterminowana, by zostać
aktorką. Korzenie miała żydowskie, co starała się ukryć. Promowała się na
skandalach z własnym udziałem, co niewątpliwie pomogło się jej wybić. Partnerowała
w filmach takim ówczesnym sławom jak Eugeniusz Bodo czy Adolf Dymsza i jako
aktorka zbierała bardzo pochlebne recenzje. W czasie wojny nie miała oporów
przed graniem w teatrach jawnych czyli wystawiających sztuki stricte
propagandowe. Była bardzo kochliwa, miała kilku mężów, a w czasie wojny
zakochała się w jednym z oficerów Wehrmachtu i wyjechała z nim do Niemiec.
Przed Powstaniem Warszawskim wróciła jednak do stolicy, gdzie została
aresztowana – wykryto jej żydowskie pochodzenie. W więzieniu urodziła synka, dość
szybko je jednak, dzięki wpływowym przyjaciołom, opuściła. Nie miała się jednak
gdzie podziać. Jej dalsze losy nie są znane. Cała jej postać owiana jest
legendą, a to co wam przedstawiłam to ogromny skrót. W każdym razie Benita (nie
było to jej prawdziwe nazwisko) zainspirowała Szczygielskiego do napisania
książki o aktorce, w której biografii znajdziemy wiele aluzji do życiorysu Iny
Benity. Autor konstruuje go po swojemu, pokazuje jedną z możliwości tego, jak
ta historia mogłaby się potoczyć. To jednak nie wszystko, bo książka ma dwie
główne bohaterki. Pierwszą jest staruszka, owa aktorka spędzająca jesień życia
w Domu Artystów Weteranów, drugą trzydziestokilkuletnia dziewczyna, żyjąca tu i
teraz, trochę taka yuppie, trochę
taki korporacyjny szczur, a przede wszystkim kobieta samotna i znudzona życiem.
Narracja toczy się dwutorowo. Z jednej strony mamy wspominki aktorki, sięgające
do dramatycznego okresu dzieciństwa i słodko-gorzkich lat nastoletnich, z
drugiej strony opowieść o Magdzie, której umiera matka, zostawiając ogromnej
wysokości spadek, co stanie się punktem zwrotnym w życiu dziewczyny. Magda też
wspomina np. moment, w którym zorientowała się, że jej najlepszy przyjaciel, Adrian,
w którym się podkochuje od zawsze, jest gejem. Jej życie jest podporządkowane
karierze w dziale reklamy miesięcznika dla kobiet. Z matką zerwała kontakt,
ojciec porzucił je dawno temu, zresztą jedna wizyta u niego w Rosji utwierdziła
Magdę, że może lepiej się stało. Magda jest ucieleśnieniem wszystkich
najgorszych cech, jakie przejawia dziś młode pokolenie. Jest egocentryczna,
pozbawiona empatii, samolubna, zależy jej tylko na pieniądzach i rzeczach,
które można za nie kupić. Ubiera się więc w markowych sklepach, kolacje zamawia
na wynos z restauracji, a idąc na pogrzeb matki przejmuje się tylko własnym
wyglądem. Żyje w świecie pozorów i żyje na pokaz. Brzydzi się co brzydkie,
niekomfortowe, nieestetyczne. Długo by pisać. Ogólnie jest zblazowana i
niesympatyczna. To, że jej przyjaciel odnajduje szczęście w ramionach młodszego
o połowę chłopaka, z pewnością nie pomaga. No ale teraz Magda już nic nie musi,
bo wraz ze śmiercią matki stała się milionerką.
Losy
Iny i Magdy w końcu się przecinają, bo jak się można domyślać, coś je łączy.
Dalsze fascynujące losy Iny poznajemy podczas ich długich rozmów, a właściwie
monologów aktorki. W tym momencie książka nabiera jeszcze ciekawszej
konstrukcji. Często autor daje nam okazję, byśmy zobaczyli daną sytuację z
perspektywy zarówno Iny, jak i Magdy, dowiedzieli się co nawzajem o sobie sądzą
w danym momencie. Bywa też i tak, że część opowiadana przez Inę kończy się w
jakimś kluczowym momencie i płynnie przechodzimy do narracji Magdy. Co jeszcze
warto podkreślić to to, że autor daje nam wgląd do umysłu człowieka starego.
Spostrzeżenia staruszki, jej sposób oceny rzeczywistości ją otaczającej,
począwszy od personelu, który się nią zajmuje, przez odwiedzającą ją Magdę, po
refleksje na temat samej siebie i swojego starzenia, wydają się być niezwykle
trafne.
No,
ale książka wciąga przede wszystkim dlatego, że Szczygielski ma ogromny dar do
opowiadania. W wielowątkowym scenariuszu, obfitym w retrospekcje zarówno Magdy
jak i Iny, wszystko się klei, sprawia wrażenie prawdopodobnego i jest klarowne,
spójne i logiczne. Świat przedwojenny, który przywołuje autor, tętni życiem –
bo oto Ina zaprzyjaźnia się z lalą czyli jak dziś byśmy powiedzieli
transseksualistą. To on wprowadza ją na salony, to dzięki niemu przeżywa
fascynujące przygody. Potem, gdy już trafia do filmu i teatru również nie
omijają ją zarówno przyjemności, jak i dramaty. A wszystko to jest napisane z drobiazgową
dbałością o szczegół i obfituje w zaskakujące zwroty akcji, intrygujące
rozwiązania, które sprawiają, że niejednokrotnie mamy wrażenie, że czytamy
wciągający thriller, bo akcja tu naprawdę ani na minutę nie siada i od książki
wprost trudno się oderwać. Ponadto podczas lektury czeka nas masa emocji. Razem
z Iną będziemy się wzruszać, śmiać, denerwować, Magda będzie w nas za to budzić
irytację, niechęć, a nawet litość.
Bardzo
ważnym wątkiem w powieści jest też problem Żydów. Tym samym Szczygielski
zabiera głos w dwóch arcyważnych sprawach – nietolerancji ze względu na
pochodzenie i orientację seksualną. Oswaja odmienność seksualną (dla wielu
fakt, że temat homoseksualizmu istniał również przed wojną może być lekkim
zdziwieniem), a sprawę żydowską przedstawia w sposób, który może być bolesny
dla tych, którzy sądzą, że Polacy Żydom bezwzględnie pomagali i byli dla nich
tacy dobrzy. Pokazuje, co znaczy żyć z piętnem żydowskiego pochodzenia. Podkreśla
też, jak wielki wpływ mają korzenie naszych bliskich na życie nas samych.
Autor
z równym sukcesem co o czasie przedwojennym i wojennym, opowiada o
współczesności. Demaskuje pozoranctwo i obłudę, pokazuje jak niewiele młode
pokolenie wie dziś o własnej historii, ale też opowiada o tym, że w tym
świecie, w którym możemy mieć wszystko co materialne, pieniądze tak naprawdę
szczęścia nie dają. Prawdziwą gonitwę człowiek prowadzi nie za pieniądzem, a za
uczuciem. Rozpaczliwa potrzeba posiadania kogoś bliskiego zaprowadza Magdę do
momentu, w którym jak się wydaje, dopuszcza się ona zamachu na swoją własną
godność. Podczas gdy Ina inaczej – gdy jeszcze mogła dokonać wyboru, wybrała
karierę, usuwając z drogi każdą komplikację (jak do pewnego momentu robiła
także Magda), więc na łożu śmierci pozostają jej tylko niejasne wspomnienia o
bliskich.
Poczet królowych polskich to w gruncie rzeczy saga rodzinna napisana z
rozmachem i doskonale przemyślana (autor pisał ją ponoć 6 lat), zabarwiona
cechami romansu i kryminału. Rozpisanie narracji na dwa głosy i przeplatanie
różnych płaszczyzn czasowych powoduje niesłabnące zainteresowanie dalszym
rozwojem akcji, a poznawaniu kolejnych wydarzeń z życia Iny towarzyszy nieustanna
interpretacja i łączenie faktów. Czytelnik nie tyle biernie czyta, co stara się
ciągle sobie wszystko w głowie poukładać, dopowiedzieć to, co zostaje niejasne,
rozwikłać wszystkie zagadki. Powieść niemniej zostawia nas z pytaniami,
podobnie jak Ina zostawia z nimi Magdę, ale to też jest jej mocną stroną. Bo te
pytania, podobnie jak cała książka, na długo zostają w pamięci.
Nie
będzie chyba przesadą, jeśli powiem, że Poczet…
jest jedną z najlepszych polskich książek, jakie czytałam. Nie ostatnio, a w
ogóle. Mam więc ogromny apetyt na kolejne książki autora i mam nadzieję, że
dostarczą mi podobnej radości z czytania.
Moja
ocena: 9/10
Przekonałaś mnie. Zaryzykuje i zakupię.
OdpowiedzUsuńMnie się bardzo, bardzo podobała, ciągle szukam takich książek:)
OdpowiedzUsuńKatarzyna