To
może być mój ostatni post na blogu (nigdy nie wiesz, kiedy powiesz dość), niech
więc będzie ładny. Ładny tak jak Jared Leto. Miałam go w głowie od ponad
miesiąca, a dokładnie od czasu rozdania tegorocznych Oscarów. Bowiem stało się
coś niespodziewanego, przynajmniej jak dla mnie. Po zdobyciu statuetki za rolę
drugoplanową w Witaj w klubie, Jared
Leto na kilka dni stał się ulubieńcem mediów (co ja akurat zaobserwowałam
głównie na przykładzie Internetu). Czemu mnie to zdziwiło? Bo Jared w
powszechnej opinii nigdy nie należał ani do wybitnych aktorów, ani do wybitnych
muzyków (a nie zapominajmy, że nim także jest – a może jest nim przede wszystkim). Jego zespół
30 Second To Mars traktowany jest raczej jako zespół dla gimnazjalistek,
niewiele mający wspólnego z prawdziwym rockiem. A on sam, choć grywa w bardzo
różnych, w większości ciekawych produkcjach, utożsamiany był do tej pory z
ładną twarzą (ale i zamiłowaniem do kontrowersyjnych fryzur czy stylizacji), a
nie z aktorskim talentem. Być może nikt się do tej pory nie wsłuchiwał w słowa
Jareda i wszystko co powiedział na Oscarach oraz jego całe ujmujące zachowanie dopiero
otworzyło ludziom oczy na to, jak interesującą jest on postacią. Bo pojawiły
się artykuły, memy, ludzie na facebooku zaczęli sobie polecać filmiki z jego
wywiadami po-oscarowymi, naprawdę kilka dni po Oscarach ten kto aktywnie
poruszał się po Internecie nie mógł uniknąć „wpadnięcia” na Jareda. I nie
kryję, że bardzo mnie to cieszy, bo od dawna, a dokładnie od momentu, kiedy zobaczyłam
pierwszy raz Requiem dla snu (mógł to
być rok 2004 albo 2005) śledzę karierę Jareda i mu bardzo kibicuję. I tak,
wygląd też nie jest tu bez znaczenia, bo Leto znajduje się w mojej ścisłej
czołówce ideałów męskiej urody. To tyle tytułem wstępu. Oscar dla Jareda zainspirował
mnie do napisania notki na jego temat (by nie powiedzieć: na jego cześć), ale
ponieważ nie mam na nią pomysłu będą to raczej luźne myśli.
Zdarza
się tak, że aktor przed otrzymaniem Oscara nie miał okazji zaistnieć albo nie
miał zbyt dobrych ról na koncie. Jareda Leto to nie dotyczy. W mojej opinii
nominacja do Oscara należała się mu już za Requiem, ale ja jestem wobec tego
filmu bezkrytyczna. Jego pozostałe role być może nie zachwycały tak bardzo, a
wśród nich sporo było znajdujących się na drugim planie, gdzie Leto nie miał
okazji rozwinąć swojego talentu. Nie były to role charakterystyczne. Requiem dla snu było przełomem, ale to Alexander dał Leto światowy rozgłos i
wpisał go jednocześnie w kanon męskiego piękna, przylepiając łatkę ładnego chłopca.
Nie widziałam jeszcze niestety wszystkich jego filmów, ale mogę wam przysiąc,
że swój talent w pełni Leto pokazał w Rozdziale 27. Sam film o mordercy Johna Lennona jest niestety straszną dłużyzną (choć
nie jest wcale długi), której zabrakło wciągającego scenariusza i dobrych
dialogów, ale rola Leto naprawdę zapada w pamięć. I to nie tylko dlatego, że
przytył do niej 30 kg
(do roli w Witaj w klubie schudł
natomiast 20). Poświęcenie dla roli to jedno, ale naprawdę nie trudno uwierzyć,
że Leto jest swoim bohaterem. Albo inaczej – bardzo łatwo zapomnieć, że Leto to
Leto. Warto zwrócić uwagę, jakie filmy wybiera Jared. To filmy ambitne, nie
znajdziemy tu superprodukcji (oprócz Alexandra). Ale zdarzyło mu się też
odrzucić rolę w filmach, które odniosły duży sukces – American Beauty czy Sztandar
chwały i w serialu Gotowe na wszystko.
Myślę, że właśnie to w jakich filmach gra i to, że właściwie gra dość niewiele
sprawiło, że mimo, iż jest utalentowanym aktorem do tej pory niewiele się o nim
mówiło.
Tak Jared schudł do roli w "Dallas Buyers Club" |
A
warto o nim mówić, bo Leto jest ciekawym nie tylko aktorem, ale i człowiekiem. Znany
jest ze swojej działalności charytatywnej, jako weganin działa na rzecz
zwierząt, a także wspiera osoby LGBT. Po trzęsieniu ziemi na Haiti wydał
książkę ze swoimi fotografiami zrobionym na Karaibach, z której całe zarobione
pieniądze przeznaczył na pomoc osobom dotkniętym tą klęską (w dzieciństwie
mieszkał ponad rok na Haiti, stąd ten sentyment). Jak można się było przekonać
podczas oscarowej gali czy rozdania nagród EMA 2013, Leto nie przechodzi
obojętnie obok żadnych ważnych wydarzeń i wspiera ludzi, którzy tego potrzebują
choćby słowem. Poza tym na wielu osobach zrobiło wrażenie to, jak bardzo oddany
jest Leto swojej mamie. W oscarowej przemowie podziękował jej za trud włożony w
wychowanie jego i jego brata (matka wychowywała ich przez wiele lat samotnie, w
przyczepie, a Leto to nazwisko jego ojczyma).
Sam fakt, że to właśnie ją zabrał na rozdanie najważniejszych filmowych
nagród już świadczy o tym, jak bardzo jest dla niego ważna. W tym miejscu
mogłabym rozpisać się na temat innych kobiet Jareda, które jak się okazuje są –
przyznam, że nie śledzę jego życia prywatnego i zdumiało mnie, gdy ostatnio
przeczytałam, że był w związku z Cameron Diaz, a wiązano go także ze Scarlett
Johansson, Britney Spears, Ashley Olsen czy nawet Paris Hilton. W tym roku
mówiło się też że spotyka się z Miley Cyrus, a po Oscarach zaczęto się
zastanawiać czy przypadkiem nie będzie czegoś między nim a Lupitą Nyong’o. Leto
jest jednak zatwardziałym kawalerem, zmienia kobiety jak rękawiczki i jak sam
mówi nie ma zamiaru się ustatkować.
Jared
Leto to także Internet. Bowiem Leto nie dość, że jest technologicznym geekiem
to lubi także robić sobie selfie. Pamiętacie, jak zapalił się do robienia słit
foci na Oscarach? A niestety, ledwie kawałeczek jego twarzy załapał się do
kadru. W mediach społecznościowych Leto jest bardzo aktywny. Czy to dobrze czy
źle – nie mnie oceniać. Ale trzeba chyba przyznać, że Jared lubi się chwalić
swoim wyglądem. Bo i lubi dobrze wyglądać. I do tego jest baaardzo
fotogeniczny. Nie będzie przesadą powiedzieć, że to on ma najlepsze ombre ma
świecie. Zresztą to właśnie jego fryzury budzą najwięcej emocji. Jego obecny
look sprawia, że wizualnie Leto to dziś najlepszy kandydat do zagrania Jezusa,
ale nie zawsze tak było. Ciekawy przegląd jego fryzur na przestrzeni lat
znajdziecie pod tym linkiem. Osobiście nie mam wątpliwości, że różowy irokez, który zagościł na jego głowie
w 2010 roku, był jego największą pomyłką.
Natomiast jak ewoluował jego wygląd w kontekście ról, które grał, możecie zobaczyć tutaj.
Jeśli
wolicie filmik, to poniżej możecie zobaczyć fragmenty jego ról – od pierwszej
do ostatniej.
Pozostaje
się cieszyć z wiadomości, która kilka dni temu obiegła media: Leto na dobre
wraca do aktorstwa. Pewnie po Oscarze posypały się propozycje. Muszę przyznać,
że zdecydowanie wolę Jareda jako aktora niż piosenkarza, więc mam ogromną
nadzieję, że rozwinie swoje skrzydła jako aktor i wystąpi w naprawdę dobrych
filmach. Mam przeczucie, że w tej branży dopiero wszystko przed nim.
P.S.
Odkryłam, że w teledysku Up In The Air
30 Seconds To Mars wystąpiła „nasza” Natalia Siwiec. Co ciekawe, nie pojawiają
się w nim jej wszystkie wdzięki, lecz tylko oczy i usta (na samym początku taka
migawka), bo nie miała ona wówczas jeszcze pozwolenia na pracę w USA. Dała więc
z siebie ile mogła, chciałoby się rzec. Nie wiem, czy jako Polacy powinniśmy
być dumni, ale teledysk zawsze warto zobaczyć. Zwłaszcza, że piosenka jest
niezła.
Dlaczego to może być ostatni wpis na blogu?
OdpowiedzUsuńMoże dlatego, że mało kto tego bloga czyta? ;)
UsuńJa czytam i dowiedzialam sie wielu ciekawych rzeczy o Leto :> Luzne mysle, ale jakie spojne. Kochana, jesli Twoje "wyniki" Cie nie zadowalaja to spojrz na moje hehe. Choc aktualnie mnie to akurat malo obchodzi i na pewno nie zniecheca. Z pewnoscia jak nie bede miec juz nic do powiedzenia to nic wiecej nie napisze, ale poki co jest inaczej.
UsuńDzięki za motywujące słowa :)
UsuńHmmm, ja wiem dlaczego tam się dzieje. To przeze mnie ;D Pamiętasz jak miałaś długą przerwę w pisaniu. I podobno ja Cię zmotywowałam do powrotu. Więc skoro teraz u mnie mało się dzieję, to i Tobie się nie chce pisać... ;)
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie. 100 obserwujących osób i ponad sto tysięcy wejść na liczniku - te liczby pokazują, że ludzie czytają Twojego bloga. Nie wiem jak to wygląda w statystykach, ale skoro zaglądają, to wiedzą o czym piszesz. Z moich obserwacji, doświadczenia i przeglądania internetu wynika, że popularność blogów zależy od wzajemnych komentarzy. Więc jeśli jesteś aktywna w blogosferze, czytasz i komentujesz pisaninę innych, to i u Ciebie ktoś zostawia ślad. Ale to mozolna praca :)
Zrób jeszcze rewolucję w szablonie i może coś ruszy.
Ja bym Ci radziła nie kończyć tej przygody. Taki talent nie może się zmarnować :)
P.S. Czy weryfikacja komentarzy: wypisywanie tego ciągu liczb i
Dokończenie uciętej odpowiedzi: czy wpisywanie tego ciągu liter i cyfr jest koniecznie? Mnie denerwuje weryfikacja obrazkowa...
UsuńA co do Jareda. Ja go bardzo lubię: i jako aktora, i jako muzyka.
UsuńCiekawe te Twoje luźne myśli :) Ale mnie jako fanki raczej nie zaskoczyłaś. Za dużo czytam :D
Klaudyno, dzięki za słowa otuchy ;) Ale blog działa już 3 lata, ponad, więc 100 tys. na liczniku to mało, a i z tych 100 obserwujących bloga nie śledzi pewnie nawet połowa. Statystyki nie są rewelacyjne, ale nie są i tragiczne. Wiem, że aktywność w blogosferze procentuje, ale w tym właśnie nie jestem dobra ;) Z drugiej strony, trudno się dziwić, że innym się nie chce komentować, skoro mi samej się nie chce. Myślę, że na moją niechęć do pisania ma też trochę wpływ moja sytuacja życiowa, którą zresztą znasz ;) Co do weryfikacji - włączyłam ją bo dostawałam sporo spamu, ale teraz i tak ten spam przychodzi, więc nie wiem o co chodzi. Mogę ją wyłączyć i zobaczę jak będzie. A co do Jareda - wiedziałam, że Ciebie nie zaskoczę. Sama mogłabyś napisać taką notkę ;)
UsuńWiesz dobrze, że ja nie potrafię pisać takich długich, refleksyjnych tekstów :) Więc o Jaredzie nic bym ciekawego nie napisała.
UsuńMusisz po prostu popracować nad aktywnością, a na pewno zobaczysz efekty :) A sytuacja życiowa nie powinna mieć na to wpływu. Ja, na przykład, najwięcej pisałam wtedy, gdy było źle. Dziś nie potrafię napisać ułożonego w głowie tekstu w szybkim czasie. Spróbuj, co Ci szkodzi?
Jeśli zdecydujesz się odejść, będzie mi bardzo brakować Twojego bloga, gdyż czytam go już od bardzo długiego czasu, zanim zaczęłam nieśmiało udzielać się w blogosferze. Dla mnie Twoje teksty są świetne i wiele filmów obejrzałam właśnie tylko dlatego, że zostały pozytywnie ocenione na stronie. Oczywiście, szanuję Twoją decyzję.
OdpowiedzUsuńA Jareda jako aktora lubię, ale w roli piosenkarza do mnie nie przemawia.
Pozdrawiam i życzę powodzenia :)
Dziękuję za tak miłe i motywujące słowa :) Nic nie jest przesądzone i chyba jednak blog zostanie :)
UsuńMam nadzieję, że Twoja decyzja to tylko chwilowy przestój- bo ja tegoż bloga chętnie czytuję (ale nie komentuję, bo nie mam nic mądrego do powiedzenia :)).
OdpowiedzUsuńA co do Jareda, to damn- byłam na koncercie 30STM (miałam okazję zobaczyć ów różowy irokez na żywo) i cenię sobie jego występ chociażby w "Pan życia i śmierci".