24.11.2012

Piękność dnia (reż. L. Bunuel, 1967)



Piękność dnia to film obok którego trudno przejść obojętnym. Jedno z najważniejszych dzieł Luisa Bunuela, które, mam wrażenie, stanowi dobrą reprezentację tego, czego można się spodziewać po całej jego twórczości. Ale nie mamy tu bynajmniej do czynienia z surrealizmem w najczystszej formie, jak to  ma miejsce w sztandarowym i przełomowym Psie andaluzyjskim z 1929 roku. Niemniej, fantazja i prowokacja bardzo mocno dają o sobie znać w Piękności dnia.

Osią fabuły, będącej adaptacją powieści znanego francuskiego pisarza Josepha Kessela, jest postać młodej kobiety, Severine. Jest ona świeżo (rok czy dwa po ślubie) upieczoną mężatką, żoną wziętego lekarza. Dziewczyna ma wszystko – dom, pieniądze, eleganckie stroje (kostiumy do filmu zaprojektował sam Yves Saint Laurent), a ze strony męża nie może narzekać na brak czułości czy zainteresowania. Severine ma jednak problem natury seksualnej – nie potrafi oddać się fizycznie swojemu mężowi. Co nie oznacza, że seks jej nie interesuje. Bohaterkę nawiedzają surrealistyczne sny, w których czerpie ona rozkosz z sadomasochistycznych zbliżeń, niekoniecznie z mężem w roli głównej. Oprócz nich pojawiają się też podobne w wymowie fantazje o byciu poniżaną. Severine nie waha się przed ich spełnieniem. Zaczyna wieść podwójne życie, zatrudniając się w domu publicznym pod pseudonimem "piękność dnia".


Kluczem do interpretacji postaci Severine zdają się być zaledwie kilkusekundowe, ale wymowne wspomnienia z dzieciństwa, które niczym przekaz podprogowy pojawiają się dwukrotnie na ekranie, mącąc nam oglądaną scenę. Czy doświadczona traumą z dzieciństwa Severine, odbiera seks jako coś złego, ale jednocześnie kuszącego niczym zakazany owoc i marzy o poddaniu się mężczyźnie, bo do tego została przyzwyczajona w  dzieciństwie, czy też jest przykładem prawdziwej kobiety lekkich obyczajów, która odkrywa, że seks jest fantastyczną rozrywką, a przykładnego, kochającego męża ma za nic, bo traktuje ją zbyt…normalnie. W roli Severine wystąpiła Catherine Deneuve, będąca wówczas u progu swojej wielkiej kariery. Po Wstręcie (jeszcze przede mną), w którym (ponoć) brawurowo wcieliła się w postać niezrównoważonej psychicznie dziewczyny, musiała się wydawać idealną kandydatką do zagrania bohaterki zagubionej między fantazją a rzeczywistością. Jej gra mnie jednak nie do końca przekonała, ale to być może dlatego, że jej bohaterka nie wzbudza sympatii. Jeśli Severine miała być postacią mdłą, ciągle jakby nieobecną, nieprzekonywującą i - z lekka – głupiutką, to efekt został osiągnięty. Ale mam jednocześnie wrażenie, że aktorka nie dała tu wszystkiego z siebie. Na jej twarzy goszczą wciąż te same emocje, te same niewzruszone miny, które owszem, czynią z niej posągową piękność, ale też dostarczają trochę niedosytu.

O filmie Bunuela pisze się jako o studium kobiecej psychiki, ale nie nadużywałabym takiego generalizowania. Choć z punktu widzenia seksuologów czy psychologów, a nawet z punktu widzenia mojego jako kobiety, jest tu pewnie sporo prawdy (w końcu popularność 50 twarzy Greya daje do myślenia), to odbieranie Piękności dnia wyłącznie jako filmu o skrywanych erotycznych pragnieniach, jest zbyt dużym uproszczeniem.

Piękność dnia to w dużej mierze drwina z mieszczańskiego stylu życiu, którą umieszczał Bunuel także w swych innych dziełach. Tutaj krytyka ujawnia się np. w przedstawieniu mężczyzn, którzy przychodzą do domu publicznego, by realizować swoje cudaczne zachcianki, jak i w samej postaci Severine, którą można by określić mianem znudzonej pani domu, która ma wszystko, ale nie potrafi tego docenić.


Film ogląda się bardzo dobrze, mimo jego oniryczności. Dla jednych może być to oczywiście forma nie do zaakceptowania, takie igranie z rzeczywistością, balansowanie pomiędzy jawą a snem, ale nie ma generalnie większych problemów w odróżnieniu na jakiej płaszczyźnie rozgrywa się dana scena. Znajdziemy tu jednak pewne obrazy, które mogą wydawać się zbyt mocne, niezrozumiałe czy perwersyjne, ale służą one wpłynięciu na świadomość widza. To właśnie dzięki jego sugestywności nie zapomnimy szybko o tym filmie. Wyjątkowości dodaje mu także intrygujące zakończenie, które spina obraz klamrą, nie dającą się jednoznacznie zinterpretować. Co jeszcze ważne, zwłaszcza dlatego, że to właśnie w tym kontekście usłyszałam o tym filmie, to jego wizualne piękno. Piękność dnia to przykład niezwykle udanego i jednego z najbardziej znanych mariaży mody i kina. Jak już wspomniałam, kostiumy zaprojektował tu Yves Saint Laurent, genialny francuski kreator mody. Wygląd Catherine Deneuve w tym filmie jest kwintesencją mody lat 60. – trapezowe sukienki, proste płaszczyki z dużymi guzikami, toczki na głowie, duże okulary…Garderoba Severine jest oszałamiająca, a na eterycznej Deneuve robi szczególne wrażenie. Nic dziwnego, że została ona muzą projektanta na długie lata.

Konkludując, film polecam. Sama chętnie do niego wrócę, by móc ponownie rozkoszować się jego wizualnym pięknem i poddać mój umysł ponownej intelektualnej wędrówce po świecie marzeń i fantazji. 

Moja ocena to 8/10.

10 komentarzy:

  1. W życiu swoim nie widziałam, a zapowiada się ciekawie i oryginalnie. Powinnam obejrzeć, szczególnie, że ja w ogóle mam jakiś nieuzasadniony wstręt do starszych filmów i powinnam się w końcu go pozbyć, bo mnie perełki omijają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja natomiast nie mam wstrętu do starszych filmów, wręcz odwrotnie - uważam, że są o niebo lepsze od większości współczesnych. ale brakuje mi czasu, by jednocześnie śledzic interesujące nowości i nadrabiać klasykę. Ten film jest jednym z tych, które warto znać.

      Usuń
  2. ciekawe wnioski ;>
    sam swojego czasu cośtam naskrobałem o tym filmie:
    http://cinemuwi.blogspot.com/2012/07/belle-de-jour.html

    pozdrawiam ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam ;) bardzo trafne spostrzeżenia i ładnie napisane ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. :) a ja też lubię starsze filmy, ostatnio obejrzałam Wyjście awaryjne( może nie aż tak wiekowe,ale nieźle się na nim uśmiałam ), polecam jak jeszcze nie widziałaś :) a Piękność dnia obejrzę z chęcią kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam. Kiedyś polskie komedie były naprawdę śmieszne i celnie komentowały rzeczywistość.

      Usuń
  5. Widzę, że powinnam nadrobić kolejny film. Gdzie tu jednak znaleźć czas :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No to jestem ciekawa, jak odbierzesz "Wstręt", bo dla mnie film jest co prawda dobry, nawet bardzo, ale z interpretacją już trudno wyjść, bo wszystko jest tam mocno między wierszami:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.