19.06.2011

Z notatnika kinomanki, cz. III

Szczerze mówiąc, nie wiem od czego zacząć. Niektóre z filmów, o których chciałabym napisać obejrzałam ponad dwa miesiące temu, w związku z czym zatarły się już pierwsze, najgorętsze wrażenia jakie we mnie wywołały. Nie jestem też w stanie w niektórych przypadkach przywołać konkretnych szczegółów, ale w kilku słowach postaram się polecić/odradzić co nie co. Okazało się, że podczas mojej blogowej przerwy obejrzałam całkiem sporo, postanowiłam więc podzielić filmy na grupy według nie tyle gatunków, co raczej ciężaru gatunkowego. Na pierwszy ogień filmy lekkie, głównie komedie romantyczne :)


Wpadka (2007)

Wpadka jest w pewnym sensie pochwałą instytucji rodziny. Zaczynająca karierę w telewizji dziennikarka i niedojrzały, beztroski imprezowicz wydają się kompletnie nieprzygotowani do bycia rodzicami (jak również do bycia razem, pochodzą bowiem z dwóch różnych światów), a jednak postanawiają dać sobie szansę dla dobra dziecka. Na ekranie oglądamy ich dojrzewanie do roli rodziców, zmagania z lękami i obawami, które są pretekstem do licznych zabawnych sytuacji. Jest to w pewnym sensie rozczulające jak ciąża może zmienić nas i nasze podejście do życia. W filmie jest kilka mało smacznych scen i niewybrednych żartów, ale generalnie jest on nie głupi. Pokolenie współczesnych dwudziestoparolatków zostało sportretowane bardzo wiarygodnie, choć trzeba wziąć poprawkę na to, że w Stanach to ich życie zawsze będzie wyglądać trochę inaczej niż u nas. Film jest co ważne naprawdę zabawny i z całą pewnością zasługuje na miano komedii romantycznej, a jak wiemy na ogół w filmach które się nim określa, o ten humor naprawdę trudno. Dodatkowym atutem są odtwórcy głównych ról, Katherine Heigl i Seth Rogen - role są pisane jakby z myślą o nich :)
Ja oceniam na 7/10

A właśnie że tak! (2007)

Generalnie największym minusem filmu jest fakt iż jest on nieco przewidywalny, ale z drugiej strony oglądało mi się go całkiem przyjemnie. To jest w przeciwieństwie do Wpadki taka typowa komedia romantyczna, która nie stara się nawet przemycić nic mądrego,  może oprócz tego, że fajnie mieć siostry, ale to w sumie nic nowego. Generalnie wątek wokół którego koncentruje się fabuła, a więc poszukiwania narzeczonego dla córki, które poczynia na ekranie Diane Keaton to dobry punkt wyjściowy dla szeregu zabawnych sytuacji spod znaku komedii omyłek. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie Mandy Moore, za którą jakoś nieszczególnie przepadam, a okazuje się, że do ról takich słodkich i naiwnych dziewcząt się nadaje, gra bardzo lekko i wcale nie drażni swoją obecnością na ekranie, wręcz odwrotnie, rozsiewa jakiś niezdefiniowany bliżej czar, choć niewykluczone że to jej uroda przesłania wszelkie inne braki. W każdym razie ona i Diane Keaton to duet, który jest największą zaletą filmu, który nazwałabym po prostu ciepłym, idealnym na kiepskie samopoczucie. Oczywiście, idealnym dla kobiet, bo obawiam się, że mężczyźni, oglądając go będą się śmiać nie z gagów, a ze sportretowanych w nim kobiet i ich życiowych dylematów. 
Dla mnie 6/10

Moja dziewczyna wychodzi za mąż  (2008)

 Ale to już było, gdy Mój chłopak się żeni(ł), chciałoby się powiedzieć. Nie dość, że pomysł skradziony, to i wykonanie średnie. Powód dla którego obejrzałam ten film był wyłącznie jeden i nazywał się Patrick Dempsey. Zdaje się, że nie miałam wcześniej okazji sprawdzić jak radzi sobie na ekranie poza Grey's Anatomy. Ten film opłacało sie obejrzeć jeszcze z tego względu, że występuje w nim także znany z Chirurgów Kevin McKidd. I śpiewa! czym potwierdza swój świetny występ w odcinku musicalowym tegoż serialu (czy raczej odwrotnie, w końcu film był pierwszy). W filmie panowie się nie lubią, bo Kevin ukradł dziewczynę Patrickowi. Patrick zostaje jej "druhną honorową" jak to się ładnie w USA  nazywa i bierze udział we wszystkich przygotowaniach do ślubu, przy czym zazdrość go zżera, bo uświadamia sobie, że jest zakochany w swojej przyjaciółce, która przed laty odrzuciła jego względy. Jak to się skończy nietrudno się domyśleć. Jeśli chodzi o humor to jest znacznie gorzej niż w dwóch wyżej omawianych filmach. Scenarzysta silił się na dowcipy, ale mu nie wyszło. Natomiast Patrick gra nie lepiej, nie gorzej niż w GA, ale też i postać dosyć podobna, Kevin w zasadzie nie ma zbyt wiele do zagrania, za to Michelle Monaghan robi całkiem pozytywne wrażenie. Jak dla mnie film okazał się zbyt przewidywalny i schematyczny, zabrakło mi w nim jakichkolwiek oryginalnych pomysłów, których bym nie znała z innych tego typu produkcji. Dlatego też oceniam go na 6/10. 

Jeszcze dalej niż Północ (2008)

 Opuszczamy rejony komedii romantycznych i zajmiemy się teraz komediami nie-romantycznymi. Francuski film Jeszcze dalej niż Północ miałam okazję obejrzeć w Wielkanoc (to naprawdę było dawno ;)) w telewizji i była to najlepsza rzecz na jaką w te święta w telewizji trafiłam. O filmie słyszałam wiele dobrego, m.in. to że we Francji pobił on dotychczasowe rekordy oglądalności - obejrzało go 20 milionów widzów! Dany Boon, reżyser, stał się niekwestionowanym królem francuskiej komedii (co potwierdza teraz nowym filmem Nic do oclenia). Co tak bardzo spodobało sie Francuzom i mi również? Myślę, że jest kilka czynników stojących za sukcesem filmu: przełamywanie stereotypów - główny bohater to naczelnik poczty z Marsylii, który z powodu drobnego kłamstewka zostaje oddelegowany do pracy na północy Francji. I jawi mu się to jak zesłanie co najmniej na Syberię, bo nie dość, że północ z południem się delikatnie mówiąc nie lubią, to jeszcze południowcy wyobrażają sobie ten region jako zimną, zacofaną krainę. Tymczasem rzeczywistość okazuje się inna i Phillipe spotyka się tam z dużą gościnnością, serdecznością i bardzo ładna pogodą. Ale żona, która została w Prowansji, nie wierzy w jego zapewnienia, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, więc dla świętego spokoju, nasz bohater kłamie przed nią, że faktycznie, Północ jest okropna. I to jest oczywiście powodem wielu zabawnych sytuacji. I tu pojawia sie druga mocna strona filmu czyli po prostu komizm w czystej postaci oraz trzecia, którą jest brawurowa obsada (a w niej sam Dany Boon, naprawdę rozbrajający). A grający główną rolę Kad Merad powinien być traktowany jako francuskie dobro narodowe, widziałam go jeszcze w jednym filmie, gdzie rolę miał całkiem odwrotną - dramatyczną i w obydwu odnalazł się znakomicie, zwróćcie koniecznie na jego filmy uwagę jako i ja mam zamiar uczynić. 
Siłą filmu Boona jest też podejmowanie tematów bliskich jego rodakom, co u nas się nie do końca udaje. Boon skupia się na lokalności, nie sili się na intrygi, pościgi, ale opisuje po prostu swój kraj, takim jaki on jest, z jego antagonizmami, uprzedzeniami, szowinizmem i te jego cechy wyśmiewa w naprawdę godny pozazdroszczenia sposób . Nie jest to pusta komedyjka i jak najbardziej zasługuje na bardzo dobrą ocenę 8/10.

Człowiek, który gapił się na kozy (2009)


Na temat tego filmu będzie krótko i węzłowato. W ogóle on do mnie nie przemówił. Nie moje poczucie humoru - w ogóle mnie nie śmieszył. Nie wiem o co w nim chodzi, za duży absurd jak na mnie. Myślę, że trzeba być fanem naprawdę absurdalnego poczucia humoru i w ogóle mieć jakieś ciągoty w stronę abstrakcji, żeby docenić ten film. Ja znalazłam w nim kilka fajnych scen i dialogów i oczywiście doceniam grę aktorską, bo do tej przyczepić się nie można, w końcu na ekranie mamy naprawdę samą śmietankę hollywoodzkich aktorów. I nawet w pierwszej połowie filmu miałam jeszcze nadzieję, że wyjdzie z tego coś dobrego, ale niestety, dalsza część akcji mnie rozczarowała. Niemniej początek warto obejrzeć dla tej piosenki: 


A moja ocena filmu, i tak zawyżona, to 5/10.

Na dziś to tyle. W zanadrzu mam jeszcze filmów na jakieś trzy notki, a potem się pomyśli. Na pewno napiszę o serialu The Killing :)

6 komentarzy:

  1. Żaden mnie, niestety, nie zainteresował. Bardziej mam nawet ochotę na te niżej ocenione, niż te, które bardziej Ci się podobały. Chyba przez to, że ostatnio mało oglądam i - jak już - nabieram ochoty na pierdoły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja dziewczyna wychodzi za mąż - okropnie średnie to było, masz rację.

    A właśnie że tak! - tu już było lepiej, szczególnie wątek z matką, ale też jakoś nie zapamiętałam tego filmu dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Wpadka" mnie bardzo zaskoczyła. Widziałam ten film dawno temu, ale nie żałuję. Całkiem przyjemnie się oglądało i zakończenie mnie zaskoczyło.

    "A właśnie że tak!" - oj, ten film jest strasznie przewidywalny. Tylko sceneria i kostiumy mi się podobały. Oraz Mandy Moore. Pisałam kiedyś, że mam do niej słabość.

    "Moja dziewczyna wychodzi za mąż" - nic nie jest wstanie mnie zmusić do obejrzenia tego filmu. No, może bilet do USA...:D Wtedy to bym mogła go oglądać cały dzień i uczyć się dialogów :P Kopiowanie fabuły z innych filmów jakoś mnie nie przekonuje.

    "Jeszcze dalej niż Północ" - o tym filmie nie słyszałam, ale po Twoim opisie chyba warto go zobaczyć :)

    "Człowiek, który gapił się na kozy" - bardzo mi się podobał zwiastun, więc chętnie go obejrzę. Dla takiej obsady absurd mi nie straszny :)

    Jako anonimowy gość: Klaudyna :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpadki nie widziałam bo mam alergie na komedie Apatowa - zupełnie nie moja para komediowych kaloszy. A właśnie że tak strasznie mnie zdenerwowało nie tylko przewidywalnością ale i samym podejściem do tematu - pamiętam swoją olbrzymią irytację po obejrzeniu filmu. Z kolei Moja dziewczyna wychodzi za mąż uznałam na tle innych przewidywalnych komedii romantycznych za przykład dość miły - zwłaszcza część po opuszczeniu przez bohaterów USA była bardzo sympatyczna. No i w sumie dobrze że film nakręcono bo McKidd to mój ulubiony dodatek do GA. Z kolei Jeszcze dalej niż Północ zupełnie podbiło moje serce i jest na krótkiej liście filmów które jestem gotowa ogladać zawsze na poprawę humoru. No i film ostatni - Człowiek który gapił się na kozy to film który uwielbiam - dla mnie jest niesamowicie śmieszny - no ale może to rzeczywiście kwestia osobistego poczucia humoru. Choć Ewan McGregor rozmawiający z kimkolwiek o rycerzach Jedi będzie mnie śmieszył.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak tak sobie czytam Twojego bloga i widzę ile filmów oglądasz to tak mi się smutno robi, bo jeszcze zupełnie niedawno też strasznie dużo filmów oglądałam! A czas studiów i ich końcówka była najbardziej intensywna w tym względzie. W kinie bywałam przynajmniej raz w tygodniu. Oj jak to się zmienia na niekorzyść. "Dorosłe" życie (z tytułem magistra, który sobie można wsadzić w buty) jest jakieś takie nudne!:))

    OdpowiedzUsuń
  6. "Jeszcze dalej niż północ" jest GENIALNE. Zasługuje nie na 8/10, tylko na 10/10

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawiasz po sobie ślad, bo to daje mi motywację do pisania. Fajnie jest mieć świadomość, że moje słowa nie trafiają w próżnię. Każdy komentarz czytam z uwagą, choć nie na każdy odpisuję. Nie widzę sensu w odpisywaniu dla samej zasady, kiedy nie mam nic do dodania. Mam nadzieję, że to rozumiesz.