Wczoraj weszłam do sali
samobójców. Jak widać, udało mi się wrócić. Musiałam, bo bardzo chciałam się z
Wami podzielić moimi wrażeniami. Mój nastrój też jest, albo przynajmniej był
przed seansem, z lekka samobójczy (nie bierzcie tego dosłownie,!), więc debiut
pełnometrażowy Jana Komasy odebrałam szczególnie emocjonalnie. Emocje – to
słowo tu pasuje, a jeszcze bardziej skrócone do trzech liter E-M-O – bo
nieżyczliwi zapewne będą nazywać ten film filmem dla owych nastolatków z
czarnymi grzywkami zaczesanymi na bok, odczuwających (przynajmniej w ich
mniemaniu) werterowski „ból istnienia”. Oni, niesprawiedliwie osądzani przez społeczeństwo, są jednak tematem na osobny wpis. Mechanizm stawania się emo
można prześledzić w tym filmie, ale nie zrozumcie mnie źle: to nie jest film o emo.
Takie stwierdzenie byłoby bardzo krzywdzące i na starcie zniechęcające wielu
potencjalnych widzów. Z drugiej strony niewykluczone, że dla nastoletnich emo ten
film stanie się co najmniej ważny.
Dominik,
bohater „Sali samobójców”, w pewnym momencie przeistacza się w kogoś kogo
nazwalibyśmy owym nieszczęsnym emo. To chłopak, z którym oglądające film
nastolatki, z pewnością będą mogły się identyfikować. 29-letni reżyser zdaje
się doskonale rozumieć 10 lat młodsze pokolenie. Jak Lester, który w „American
Beauty” tłucze talerze i wykrzykuje za nas całą złość na bezsens tego świata,
tak Dominik jest uosobieniem młodzieńczego buntu. Ale jego historia jest
naprawdę skomplikowana. Ma bogatych rodziców, którzy zajęci są karierą i
romansami na boku, a na pytanie psychologa, czym się interesuje ich syn przewracają
oczami i odpowiadają: „on jest taki zamknięty w sobie”. Dominik chodzi do
prywatnej szkoły, a wieczorami razem z rodzicami do opery, ma własnego szofera,
od recepcjonistki wymaga, żeby mówiła do niego na „pan” i pewnie gdyby mu się
„w dupie nie poprzewracało” (to cytat z filmu) stałby się takim samym pozerem i
frustratem jak jego rodzice. Ale właśnie jeden pocałunek na studniówce wywrócił
mu życie do góry nogami. A może raczej to, co się stało potem – bo dziś mamy
facebook i taki pocałunek nie przejdzie niezauważony. Wulgarne komentarze
znajomych, poddanie w wątpliwość własnej seksualności, brak zainteresowania ze
strony rodziców zaprowadzą go do tytułowej internetowej sali samobójców. Pozna
tam Sylwię, dziewczynę ogarniętą chęcią śmierci, z ust której przez cały film
padać będą frazesy w stylu: „Nie potrzebujesz szkoły, nie potrzebujesz rodziców
- wszystko, czego potrzebujesz, jest w tobie" albo „świat jest zły”, „chcę
umrzeć, bo nie chcę żyć”. Oczywiście wszystkie
te banały są zamierzone, podawane nam z ironią. A Sylwia to bardzo intrygująca
postać, której zachowanie nie zostało do końca wyjaśnione: może była tylko
manipulatorką, grała z Dominikiem w jakąś grę, bawiła się nim z nudów? Jedno jest
pewne – Dominik poddał się jej urokowi, a reszta wirtualnych znajomych stała się
dla niego czymś w rodzaju rodziny. Tylko jedno go od nich różniło: Dominik tak
naprawdę wcale nie chciał umrzeć.
W tym miejscu
chyba warto napisać, że objawił się nam nowy utalentowany aktor (i amant),
Jakub Gierszał (Dominik). Na mnie zrobił wrażenie już we „Wszystko co kocham”,
gdzie partnerował innemu aktorskiemu odkryciu 2010 czyli Mateuszowi
Kościukiewiczowi. Ci dwaj młodzi aktorzy są zdecydowanie największą nadzieją
naszego kina. Ale to też temat na osobny wpis ;) Fenomenalnie rodziców Dominika
zagrali starsi stażem aktorzy: Agata Kulesza i Krzysztof Pieczyński, którzy do
tej pory bardziej mi się kojarzyli ze stylistyką serialową. Spore zaskoczenie
na plus. Roma Gąsiorowska (Sylwia) z kolei zagrała rolę, która po prostu była
jej pisana i ciężko mi sobie teraz wyobrazić kogoś innego na jej miejscu. Tu
akurat bez zaskoczenia, bo Roma to świetna aktorka. A że jej postać jest
irytująca to już inna sprawa.
„Sala samobójców”
to portret nie tylko młodzieży, ale całego pokolenia zapatrzonego w Internet,
izolującego się, szukającego wrażeń w świecie wirtualnym, a wylogowanego ze
świata realnego. Ostatnia scena filmu jest brutalna i jest doskonałym
komentarzem do tej technologicznej rewolucji, której jesteśmy uczestnikami. Film
jest bardzo aktualny, dlatego tak coś w duszy boli po seansie.
Mamy do
czynienia z filmem na europejskim poziomie. Komasa jest odważny, nie waha się
szokować, nie przebiera w słowach. Mocnej sceny zapasów (gwałtu?) nie da się zapomnieć.
Na samookaleczenia żyletką ciężko patrzeć. Pocałunki są namiętne, wręcz
wulgarne. Wszystko to dodaje filmowi wiarygodności. Komasa nie ucieka od życia,
ta historia naprawdę mogła się zdarzyć. Co ważne, reżyser jest zdystansowany do
swoich bohaterów, nikogo nie broni, nie usprawiedliwia, nie trzyma niczyjej
strony. Nie jest to film umoralniający, lecz po prostu dający do myślenia. Na
pewno podzieli publiczność. To nie jest film dla wszystkich. Jeśli ktoś jest
przywiązany do tradycyjnego kina, nie lubi eksperymentów formalnych, zniechęca
go wulgarne słownictwo, nie lubi filmów mocno oddziałujących na psychikę – to nie
jest film dla niego.
Jedyna wada,
jaką ja znajduję w „Sali…” to nadmiar animacji komputerowej. To pierwszy polski
film fabularny wykorzystujący taką technikę, co stało się motorem napędowym
kampanii go reklamującej. Odniosłam jednak wrażenie, że animacja jest tu dość
anachroniczna, przypomina świat gier komputerowych, ale sprzed ładnych paru
lat. W ogóle mnie ten wirtualny świat nie zafascynował, ale przede wszystkim
znudził. To, co dzieje się w cyberświecie wnosi do filmu niewiele, bo
prowadzone tam rozmowy są o niczym. Jest to niepotrzebne udziwnienie. Zdaje się,
że miało być największą wartością filmu, ale stało się jego największą
(jedyną?) słabością. Sam pomysł był dobry, ale wykonanie trochę rozczarowuje.
Pomimo tego
małego zgrzytu zaryzykuję stwierdzenie (daleko idące, wiem), że w pewnym sensie
„Sala…” jest polskim odpowiednikiem „Social Network”. Jest w niej zawarta
podobna analiza socjologiczna współczesnego społeczeństwa. Mam nadzieję, że „Sala…”
będzie naszym kandydatem do Oscara za rok. Choć oczywiście chciałabym zobaczyć
do tego czasu jeszcze kilka tak znakomitych polskich filmów. Zdecydowanie w
polskim kinie musimy postawić na młodość. Wiem, że niektórych bardzo trudno
przekonać do pójścia na polską produkcję, ale mam nadzieję, że udowodniłam, że w
tym wypadku nie będzie to strata ani czasu ani pieniędzy.
Moja ocena to 8+/10
widzę, że zrobiło wrażenie podobnie jak i na mnie... jedynym błędem chyba jest nieodpowiednia strategia promocji - bo to nie jest film dla małolatów którego atrakcją ma być grafika... to raczej film dla dorosłych, dla rodziców gdzie internet jest tylko pewną otoczką - równie dobrze można by bohaterem zrobić punka (tylko ich prawie już nie ma) czy hip-hopowca tyle że zagrożenia by były inne. ale esencja filmu ta sama - jak dzieciaki dorastając i szukajac pomysłu na siebie są podatni na różne wpływy i jak kompletnie nie rozumieją tego dorośli. Fajna scena gdy żądają od psychiatry by syn wyszedł z pokoju bo przecież maturę musi zdać. Sposób myślenia i oceny rzeczywistości między pokoleniami to największa przepaść i kosmos. i to dobrze że ten film to pokazuje. A EMO? no właśnie mnie też wkurza gdy ktoś tak powierzchownie to ogląda
OdpowiedzUsuńAle czy nie wydaje wam się jednak że za dużo luk w tym filmie - że w chęci pokazania izolacji i rozpadu rodziny reżyser zabrnął za daleko - że nie korzysta z żadnych półtonów tylko wali po głowie - rodzice nie zauważają 10 dni nie obecności syna itp. Ja jakoś ironii czy dystansu reżysera do emo banałów nie zauważyłam - wręcz przeciwnie bardzo brakowało mi jakiejkolwiek sceny która by pokazywała ów dystans. Poza tym jak już pisałam - moim zdaniem Dominik nie ma 19 latu - jego lęki to typowe lęki nastolatka zdecydowanie młodszego. Dla mnie Sala Samobójców mogłaby być niezła gdyby reżyser jednak nieco zniuansował tą historię i dał bohaterom choć odrobinę więcej charakteru ( bo ja słusznie zauważasz w sumie niewiele o nich wiemy). Moim zdaniem zakończenie tego filmu to czysty szantaż psychologiczny - który nie do końca logicznie wynika z fabuły.
OdpowiedzUsuńno ciekawe, ciekawe... jeszcze nie widziałam, ale z chęcią obejrzę. Opinie z jakimi się spotkałam na temat tego filmu są skrajne, co świadczy o tym, że z pewnością nie jest to dzieło nijakie
OdpowiedzUsuńjakby co - choć opinie mamy podobne zapraszam też do siebie aby zerknąć na recenzję. http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2011/03/sala-samobojcow-czyli-o-szukaniu.html
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że trochę jest tu ściemy i wpadek scenariuszowych ale mimo wszystko jeżeli nie oglądamy tego tylko by do wpadek się przyczepiać - dobry film. Powiedziałbym nawet że dużo lepszy od nagradzanej Matki Teresy od kotów która jeszcze więcej miała mielizn i nie wiadomo co miała opowiadać...
Dziękuję Ci bardzo za tę recenzję, bo właśnie się zastanawiałam, czy wyciągnąć do kina na to przyjaciółkę czy nie ? ;> ( mój facet już się nie dał, bo powiedział, że nie będzie oglądał bajek o emo oO )
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wkracza młode, polskie kino z nowymi, świeżymi twarzami.
Pójdę do kina w przyszłym tygodniu i może tez jakąś opinię skrobnę ;)
Bardzo dobra recenzja !
Pozdrawiam :)
Zgadzam się że bohater mógłby przynależeć do innej subkultury a film miałby podobny wydźwięk. Na moim seansie o dziwo nie było małolatów i właśnie zastanawiam się, czy reklama faktycznie ich przyciągnie.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem takie lęki jak ma Dominik można mieć nawet w wieku 30 lat, wszystko zależy od naszej dojrzałości emocjonalnej a nie od metryki. Fakt, zapomniałam o tym napisać, że zachowanie rodziców było momentami niezrozumiałe. Pierwsze co ja bym zrobiła na ich miejscu to odcięła internet. No i że nie zauważyli nieobecności syna przez 10 dni to też trochę dziwne. Ale jakoś potrafię to przełknąć i film przez to nie traci w moich oczach. Zakończenie nie wynika logicznie z fabuły? Moim zdaniem bardzo wynika. To jest najlepsze zakończenie jakie można było wymyślić, żeby dać widzowi do myślenia, a chyba tego chce każdy twórca(choć oczywiście smutne to zakończenie i w prawdziwym życiu nikomu tego nie życzę). Cara, napisałaś u siebie, że reżyser za wszelką cenę stara się pokazać, że internet jest zagrożeniem dla młodego człowieka. Żeby pokazać jego pozytywne strony trzeba by chyba nakręcić coś w stylu "Masz wiadomość" ;) jak widać, tak jak napisałam: film podzielił widownię ;)
@przyjemnostki
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję :) Cieszę się, że skłoniłam Cię do pójścia i mam nadzieję, że też Ci się spodoba. Ale jakby co - nie biorę odpowiedzialności za rozczarowanie ;D
Cóż ja widzę mnóstwo pozytywnych stron internetu - choćby naszą tu rozmowę - fakt że w internecie można spotkać mnóstwo fajnych ludzi którzy nie namawiają do samobójstwa. Moja koleżanka w internecie znalazła narzeczonego...z Salvadoru, moi znajomi geje bez internetu pewnie nigdy nie znaleźli by innych facetów tej samej orientacji w swoim środowisku - wymieniać mogę dalej. Problem polega na tym że internet jest niebezpieczny dla młodych ludzi ale ten film jest tak przerysowany że większość rodziców powie sobie - nasz syn przychodzi codziennie na śniadanie więc nic mu nie jest. Gdyby reżyser nieco zniuansował opowieść więcej opowiedział o bohaterach i ich relacjach mógłby nakręcić świetny film - a tak powstaje historia która może moim zdaniem więcej zaszkodzić niż pomóc
OdpowiedzUsuńO tak, ja też poznałam bardzo fajnych ludzi przez internet i oczywiście jako platforma do zawierania znajomości to jest doskonałe miejsce, nie podważam tego. Taka historia jak ta z filmu tak jak znalezienie przez internet narzeczonego z Salvadoru to jest jednak pewien wyjątek, który przydarza się raz na ileśtam osób a powstają o tym filmy, żeby pokazać, że coś takiego może się zdarzyć. Ale nie musi. Myślę, że inteligentni rodzice jednak wyniosą z tego filmu jakąś lekcję i bardziej zainteresują się dziećmi. Ale ogólnie to nikt nie mówi że to ma być film interwencyjny, że ma pomóc, wątpię żeby taka była intencja reżysera. Myślisz, że dzieciaki emo jak to obejrzą będą naśladować Dominika? O to Ci chodzi?
OdpowiedzUsuńRaczej chodzi mi o to że film pokazuje sytuację ekstremalną bardzo odrealnioną - a dzieciaki które się tną żyją w normalnych rodzinach w blokowiskach chodzą do szkoły nawet rozmawiają z rodzicami - uważam że równie wielu rodziców poczuje się zaniepokojonych co powie sobie - ok moje dziecko zachowuje się zupełnie normalnie nie ma się czym przejmować. Poza tym film będzie miał pewnie podobny efekt rażenia co Galerianki - rodzice przestali posyłać dzieciaki do galerii handlowych mimo że chciały tylko iść na zakupy, teraz każdy dzieciak z emo grzywką będzie lądował u psychologa (ok. przesadzam nie każdy ale chodzi mi o mechanizm). Moim zdaniem to jednak jest film interwencyjny i tylko jako taki się sprawdza - bo z pewnością jak na film o współczesnej młodzieży jest zdecydowanie za bardzo odrealniony.
OdpowiedzUsuńI czy nie wydaje ci się że taka historia jest równie anegdotycznym argumentem w rozmowie o szkodliwości internetu jak moja przyjaciółka z narzeczonym Salwadorczykiem?
No przecież napisałam że taka historia może się zdarzyć, ale nie musi, więc tak jak historia z Salwadorczykiem jest pewną anegdotą. Nie każde emo się tnie itd.,bo na ogół to tylko poza, za którą nie idą czyny. Moim zdaniem, problemy jak te przedstawione w filmie, mają zarówno dzieciaki z rodzin normalnych jak i z rodzin w jakimkolwiek sensie patologicznych, dlatego nie dostrzegam w tym odrealnienia. Na coś reżyser czy scenarzysta musiał się zdecydować. Trzeba by zapytać młodzież czy do niej ta historia trafia. Jeśli chodzi o te wpisy na facebooku czy kręcenie wszystkiego komórką to jest bardzo na czasie i naprawdę ma miejsce.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tej strony, a następnie opisu hasła emo w wikipedii. Przypomniałem sobie pewien -w moim odczuciu- podobny, również polskiej produkcji film pt: "Witajcie w mroku" (traktujący o subkulturze gotów w Polsce - jak dla mnie był to film poznawczy, a zarazem dający do myślenia), w reż. Henryka Dederko (twórcy "półkownika" III RP, czyli filmu pt: "Witajcie w życiu"). I postanowiłem podzielić się tutaj, z Wami, swoim skojarzeniem z, chyba nieco podobną, treścią filmu dokumentalnego "Witajcie w mroku". Był on wyświetlony podczas 19. Festiwalu filmowego z cyklu "Człowiek w zagrożeniu" w Łodzi, w listopadzie 2009 roku.
O sobie mogę napisać jedynie tyle, że filmu "Sala samobójców" jeszcze nie obejrzałem -ale zamierzam obejrzeć, metrykalnie do młodzieży już od dawna nie zaliczam się. Od długiego czasu żyję w potraumatycznej depresji i swoistym wyobcowaniu (spowodowanym wieloma czynnikami). Jestem swoistym nadwrażliwcem - co jest piękną cechą, lecz niekorzystną życiowo, we współczesnym, wyrahowanym i podłym świecie. Zwłaszcza gdy nadwrażliwość dotyczy mężczyzny - kobiety z natury są, i powinny być, wrażliwe i za ich wrażliwość szanowane.
Jak z tego co napisałem można się domyślać, interesuję się taką dziedziną ludzkich zainteresowań, zwaną psychologią (przy okazji - polecam książki Alice Miller oraz film "Chemiczny spokój"). Stąd też zainteresowanie moje filmami przedstawiającymi trudne zagadnienia.
Z polskich filmów, przedstawiających -dla ludzi myślących- także takie filmy (chyba raczej mało znane, a o podobnej tematyce dot. młodzieży, zagubienia, wychowania), mogę wymienić takie tytuły jak np. "Z miłości do dzieci" (prod. USA/Kanada, z 2006 r.) "Abel twój brat", "Zerwany" (oba polskiej produkcji, "Zerwany" otrzymał nagrodę publiczności na Festiwalu w Gdyni). Ponadto chcę wspomnieć o filmach traktujących o bardzo trudnych tematach lecz w sposób z realnie optymistycznym przesłaniem. Film „Chemia” Pawła Łozińskiego, "Motyl i skafander" (prawdziwa, poruszająca i urzekająco piękna historia redaktora naczelnego francuskiego Elle), a także "Pan od muzyki".
Myślę, że potrzebne są filmy z pozytywnym przesłaniem - przede wszystkim dla młodych ludzi, ale nie tylko. Bo (...)"jesteśmy trochę pogubieni i zmęczeni; ten wielki świat nie okazał się takim rajem, jakbyśmy tego oczekiwali. Dla wielu nastała pora wielu powrotów do domu; zarówno realnie, jak i metaforycznie. To czas pytania o korzenie, o dekalog, o własną tożsamość, o swoje podwórko i sąsiadów. Pora pobyć u siebie" - jak powiedziała kuratorka 19. Festiwalu z cyklu "Człowiek w zagrożeniu". I chyba coś w tym jest.
Pozdrawiam,
~zwykły człowiek
Ponieważ o poczuciu własnej wartości, pozwalającej być sobą, decydują m.in. świadomość tego kim się jest (ja szczerze powiedziawszy nie bardzo o sobie to wiem, zastrzegam), a więc pamięć i tożsamość kulturowa, a zatem i narodowa - związana nierozłącznie z kulturą. Do poczucia własnej tożsamości potrzebna jest też pamięć i prawda - myślę, że o tym wiedzą (czują to bardziej chyba) zwłaszcza młodzi, ceniący prawdę i poszukujący prawdy i sensu życia (choć prawda bywa czasem bardzo bolesna; ale jest też coś takiego z kolei jak miłość, która koi i uzdrawia).
OdpowiedzUsuńA omawiany tu tytuł filmu to "Sala samobójców", w którym jest też chyba (bo nie obejrzałem jeszcze tego filmu ale obejrzę) wątek poszukiwania poczucia prawdy i sensu, poszukiwania tożsamości.
Dlatego myślę, że warto przypomnieć takie pozycje dotyczące poczucia wartości, pamięci i tożsamości - indywidualnej jak i narodowej, kulturowej, jak choćby filmy "Syzyfowe prace" (wg. powieści Stefana Żeromskiego), "Placówka" (wg. powieści Bolesława Prusa). Lub też "Szabla dla komendanta", "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy" (serial prod. TvP).
Przy okazji polecić można filmy "List z Polski" (Brief uit Polen) [np. na YT] oraz "Mgła 2011" - traktujące o historii współczesnej Polski.
-Bo prawda może wyzwalać poczucie tożsamości, nadawać sens życiu, istnieniu w realnej rzeczywistości, a nie tylko -mówiąc nieco metaforycznie- w utopijnej "sali samobójców".
P.s:
Ponieważ minęła już północ ('godzina duchów' ;-), mowa o filmie "Sala samobójców" - tytuł wskazuje na mroczny temat.
Dlatego nadto polecenia godny jest też film (czarna komedia, ale do myślenia, do myślenia...) pt: "Kołysanka"
oraz
teledysk (w mroczno-satyrycznym tonie, na YT) "Platforma Cię kocha" w wyk. Ryszarda Makowskiego. No i serial "Muppet show" - tam był taki fajny konferansjer-żaba o nazwie Kermit (chyba?).
Pozdrawiam,
~zwykły człowiek
Aaa... jakby tego było mało...
OdpowiedzUsuńTo obejrzeć i posłuchać sobie (i innym może też) np. na YT Jana Pietrzaka.
Ot, choćby "Ballada 10 kwietnia", "V felieton" (dot. 'kłamstwa katyńskiego'), czy też inne piosenki tego autora-artysty kabaretowego.
A że temat dotyczy filmu o ponurym tytule "Sala samobójców", toteż można sobie -może i coś w podobnym klimacie wysłuchać na YT. Choćby "Plagi tuska" (refren jest o faraonie) albo np: "Nielegalne kwiaty, zakazany krzyż". Albo jeszcze co innego - co kto lubi...
Ojej, ależ się rozpisałem!?! No tak jakoś mnie 'naszło' - czasami tak mam ;-)
Pozdrawiam urocze polskie Warmię i Mazury, a także pobliskie Kaszuby.
A, i Łódź też pozdrawia (podobno) ;-)
P.s: Teraz dopiero spostrzegłem się, że jest to blog. No bo szukałem w googlach informacji o filmie "Sala samobójców" i w taki sposób tutaj trafiłem. Ja nie znam się zbytnio na różnych internetowych blogach i tp. zawiłościach sieci, bo zwykły ze mnie człowieczyna, co to czymś dobrym z innymi podzielić się czasem pragnie, choć sam właściwie nic nie ma. Coś jeszcze napisać chciałem - ale... niestety zapomniałem.
Spodobała się mi konkretna recenzja-opis tego filmu tutaj. Gratuluję Autorce talentu.
Pozdrawiam,
~zwykły człowiek
Myśle, że nie było za dużo animacji komputerowych to miała być gra to przecierz było częściowo jego życie. Musieli to pokazać jeśli pokazywali też jego realistyczne życie to musieli też pokazać wirualne.
OdpowiedzUsuńCałkiem fajny artykuł.
OdpowiedzUsuń